***
Zdezorientowany rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Byłem cały obolały, dlatego odruchowo zacząłem rozmasowywać sobie kark. Dopiero kiedy w kącie zauważyłem śpiącą dziewczynę, przypomniały mi się poprzednie wydarzenia i odpowiedni ich szyk. Przestało już padać, pomyślałem. Ale gdzie konie?! Wejście do szopy było uchylone - musiały uciec. Zagryzłem wargi, ale jednocześnie pomyślałem, jak dobrym pomysłem okazało się zdjęcie siodeł i zabezpieczenie wodzy. W rogu leżał cały pozostawiony osprzęt, czyli jeszcze, że nikt ich nie ukradł. Wstałem, chciałem jak najszybciej znaleźć wierzchowce. Spojrzałem na dziewczynę, ale w gruncie rzeczy doszedłem do wniosku, iż nie będę jej rozbudzać.
Kiedy znalazłem się przed budynkiem, rozglądnąłem się niepewnie. W jakim kierunku mam iść?
- HOLLY, HOLLY! - zacząłem krzyczeć. - RED ROYAL!
Nic się nie wydarzyło. Powtórzyłem procedurę jeszcze kilka razy. W końcu, zamiast ujrzeć zwierzęta galopem biegnące do mnie, wyrwałem ze snu Adę.
- Co ty robisz? Dlaczego mnie nie obudziłeś? Gdzie są konie? - potok słów wypłynął z ust rozespanej dziewczyny.
- Konie chyba uciekły, nie ma ich w szopie. Wołam je. Nie obudziłem, bo... nie chciałem.
Dziewczyna prychnęła.
- Nie, bo nie masz gdzie zostawić siodeł.
- Nieprawda. Gdyby złodziej przyszedł podczas twojego snu, raczej byś mu nie przeszkodziła. Poza tym możemy chyba zamknąć na skobel - odburknąłem szybko. Kiedy sprzęt był już bezpieczny, rozpoczęliśmy właściwe poszukiwania. Hollywood ukazał się nam już za pobliskim laskiem, cały i zdrowy. Spokojnie rozplątałem mu wodze i nagle... Zza lasku, jakieś 100 metrów od nas, wyłonił się rozwścieczony farmer z widłami.
- TEN KOŃ PODEPPPTAŁ MMI PPPOLE, ZAPPŁACI MI JESZCZE ZAAA TO! - wyraźnie podpity człowiek, ale jeszcze utrzymujący równowagę, skierował narzędzie na sztorc i ruszył biegiem w naszym kierunku. Byłem kompletnie przerażony, taki może nam zrobić poważną krzywdę!
- Ada, wskakuj! - wrzasnąłem, po czym odruchowo podsadziłem struchlałą ze strachu dziewczynę (kolankiem, żeby nie było 8). Rolnik był już blisko, ale udało mi się na szczęście jako tako wskoczyć na goły grzbiet konia i przycisnąć z całych sił łydki. Holly ruszył szybkim galopem. Z początku ześlizgiwałem się, ponieważ mój skok nie był na tyle dokładny, żeby poprawnie usiąść w siodle, później jednak odzyskałem równowagę. Kiedy przejechaliśmy odległość na tyle dużą, by zaciekły farmer nie miał najmniejszych szans nas dogonić, zjechałem na ziemię i podałem dalej przerażonej blondynce wodze.
- Wiesz, dzięki... Ale gdzie ty idziesz? - wydusiła wreszcie.
- Mamy mało czasu, trzeba szukać Royal, szczególnieszczególnie że jej może się w tym czasie coś stać. No i zapewne cała akademia nas szuka, więc im szybciej wrócimy, tym lepiej. Musimy się rozdzielić, tak będzie szybciej - wytłumaczyłem, dalej plącząc słowa.
- Ech... No dobra. Ale jak znowu się natkniesz na tego typa z widłami? Zabije Cię...
- Nie będę chodził po tamtych terenach. No dobra, idę, pa! - wykonałem lekki zwrot na pięcie i szybkim krokiem pomaszerowałem w losowym kierunku, nawołując kasztanowatą klacz.
Ada? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)