Powoli wysiadłam z auta. Nadal nie jestem pewna czy przyjazd tu był dobrym pomysłem. Jęknęłam cicho, ale najwyraźniej nie dość cicho.
-Czy się denerwujesz, zawsze chciałaś być częścią czegoś takiego.-Dylan poklepał mnie po plecach.
-Taak... Ale był jeden warunek...-mruknęłam
-No tak, ty zawsze masz jakieś warunki.-żartobliwie przewrócił oczami.-O co chodzi?-zapytał nieco poważniej.
-Chciałam, byś był przez cały czas ze mną.-szepnęłam i miałam ochotę się rozpłakać, pierwszy raz w nowej szkole, bez mojego starszego brata... Widząc mój stan, Dyl nic nie mówiąc, przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Westchnęłam w jego objęciach, ale w jednej chwili przypomniałam sobie, że przecież poza nami ktoś również może być na dziedzińcu... Nie chcę wyjść na słabą, więc szybko odsunęłam od siebie brata i z przyklejonym, nieco sztucznym uśmiechem zaczęłam się rozglądać. Na moje poczynania brat zaśmiał się, znając mnie aż za dobrze, nic sobie nie zrobił z mojej zmiany zdania. Często odwalałam coś podobnego. W jednej chwili zaczęłam myśleć o koniach. Jakiego bym chciała? W sumie nie wiem... Dziadek uczył mnie, że czasem ten najgorszy może okazać się tym idealnym, więc starałam się nikogo nie eliminować.
-To jak, idziemy? -posłał mi ciepły uśmiech, a ja „ochoczo” przytaknęłam. Ponownie zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu biura, jednak jedyne co dostrzegłam to... Zad konie, dużego konia, który w połowie stał w stajni, a w połowie poza nią. Pociągnęłam w tym kierunku brata i kiedy byłam około 10 metrów od celu, udało mi się usłyszeć, jak ktoś najwyraźniej siłuje się z grubaskiem.
-Przepraszam...-powiedziałam cicho i zajrzałam do środka, moim oczom ukazał się widok...
<Ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)