piątek, 30 grudnia 2016

Od Alexandry C.D. Edwarda + zadanie 19

Szliśmy za panem Rosem ze spuszczonymi głowami, aż do jego gabinetu. Dyrektor zasiadł na swoim honorowym miejscu, my natomiast w ciszy zasiedliśmy po drugiej stronie dużego, dębowego biurka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu gdzie stało kilka gablot wraz z nagrodami z przeróżnych zawodów zaczynając od skokowych przez polo po woltyżerkę. Ta szkoła była jedną z potęg akademii jeździeckich, a ja byłam jej częścią. Moje rozmyślenia przerwał pan James, który wpatrywał się w nas uważnie. Najchętniej w tym momencie schowałabym się gdzieś, ale no cóż ten facet znajdzie mnie chyba wszędzie.
-Muszę dać wam jakąś kare... Posprzątanie gołębnika? Hmmm nie, stwierdzą, że jestem nieludzki. - Mężczyzna zadumał się chwile nad zadaniem dla nas. - Wiem, jutro rano przyjeżdża do nas grupa dzieci z pobliskiej szkoły. Wasza dwójka będzie ich opiekunami na czas pobytu na terenie akademii.
-Ale...-Wyrwałam się niepotrzebnie przed szereg widząc karcące spojrzenie pana Dyrektora.
-Nie ma żadnego "ale". - Wycedził przez zęby. - Do jutra macie wysprzątać miejsca gdzie będziecie je oprowadzać, wymyślić różne zabawy, wybrać konie i inne takie duperele. Jeżeli usłyszę, że coś było nie tak jak powinno marny wasz los, a teraz wracać do swoich prac.
Opuściliśmy gabinet w ciszy, żeby po zamknięciu drzwi odetchnąć z ulgą.
-Ale ja nie umiem zajmować się dziećmi. -Jęknęłam patrząc na bruneta, który śmiał się pod nosem.
-Nie przesadzaj mogło być gorzej. - Odparł łapiąc mnie za rękę i prowadząc w stronę stołówki. Cały kampus był pusty dlatego zajęliśmy pierwszy lepszy stolik. Edward przyniósł mi oraz sobie po dużej zapiekance z pieczarkami i szynką. W zastraszającym tempie zjadłam swoją porcję, przez co brunet zaczął się śmiać. Pokręciłam tylko głowa czekając, aż chłopak dokończy.
-Trzeba wymyślić jakieś zajęcie dla tych dzieci. - Mruknęłam wyciągając notes. Po ponad pół godzinnej dyskusji zabraliśmy się do pracy sprzątając ZNOWU stajnie, stołówkę i dziedziniec. Przygotowaliśmy konie oraz ich sprzęt, ustawiliśmy pokazowy parkur na jutro oraz przygotowaliśmy jakieś gry typu podchody. Po całym dniu bieganiny padłam zmęczona do łóżka, a przecież miałam grzecznie przeleżeć go w łóżku...chciałabym.
Wstałam kolejnego dnia dość wcześnie wraz z Edwardem i wybraliśmy się na stołówkę. Mieliśmy ponad godzinę do przyjazdu uczniów. Zjedliśmy śniadanie, a ja dodatkowo przekabaciłam Naomi, żeby upiekła nam babeczki. Ruszyliśmy do stajni gdzie na spokojnie wyczyściłam oraz osiodłałam Dark Angel'a.
-Jeśli chcesz, to ja mogę pojechać ten parkur. - Edward oparł się o drzwiczki boksu proponując to rozwiązanie, kiedy po raz kolejny zaczęłam kaszleć.
-Nie, dziękuje. Im mniej czasu w obecności tych diabełków tym lepiej. - Uśmiechnęłam się wyprowadzając wałacha i przy okazji dając buziaka chłopakowi w policzek. Zaczęłam rozgrzewkę, kiedy na teren akademii wjechał szkolny autobus. Brunet poszedł przywitać przyjezdnych w naszych skromnych progach. Poklepałam Angela po łopatce po przeskoczeniu jednej z przeszkód.
-Chłopie, to będzie ciężki dzień, ale nie martw się nie pozwolę, żeby te bachory na ciebie wsiadły. - Wałach zarzucił kilkukrotnie łbem do góry na co się zaśmiałam. Edward wraz z dziećmi oraz nauczycielkami podeszli do ogrodzenia parkuru.
-A to jest Alexandra, która również będzie was dzisiaj oprowadzać. Teraz wam pokaże kilka sztuczek.- Pomachałam dzieciom podjeżdżając bliżej ogrodzenia.
-Cześć, jestem Alexandra, a to Dark Angel. - Uśmiechnęłam się lekko, przykładając lekko łydki do boków konia, który się ukłonił. Brunet zerknął na mnie zaskoczony, a ja posłałam mu zwycięski uśmiech. Zawróciłam konia i zaczęłam od jakiś figur ujeżdżeniowych. Nie lubiłam zbytnio tej konkurencji przez co szybko przeszłam do skoków. Po pokonaniu kilku przeszkód rozstępowałam konia i odprowadziłam go wraz z dziećmi do stajni. Edward opisywał wszystko w trakcie mojego pokazu, dlatego ja musiałam przejąć tą role w trakcie przedstawiania rządu oraz budowy konia. Wreszcie podzieliliśmy uczniów na kilka grup, którym przydzieliliśmy konie do czyszczenia. Oczywiście, wybraliśmy najspokojniejsze kluseczki jednak i tak skakaliśmy od jednej gromadki do drugiej. Kiedy skończyliśmy dzieci nawrzucały koniom smakołyki do żłobów. Ponownie podzieliliśmy uczniów tym razem na dwie grupy.
-Dobra teraz pobawimy się w podchody. Jedna grupa idzie ze mną, natomiast druga z Edwardem. Podałam dzieciom mapkę, która pokazywała drogę przez stajnie, padoki i dziedziniec, aż do stołówki. Grupa bruneta natomiast przemierzała akademię drugą stroną. Jedna z dziewczynek przejęła dowodzenie i prowadziła grupę, ja natomiast pomagałam im w różnych zadaniach oraz opowiadałam o szkole, koniach i zawodach. Wreszcie po godzinie dotarliśmy na stołówkę, gdzie dzieci zajęły miejsca.
-Wykonaliście wszystkie zadania perfekcyjnie, dlatego mamy dla was małe słodkości. - Z kuchni wyszła Naomi z tackami babeczek. Na każdej z nich był jakiś koński motyw. Dzieci rzuciły się na dziewczynę mało co jej nie przewracając. Wszystko zniknęło w mgnieniu oka, a mój brzuch który nie dostał ani jednaj zaczął o sobie przypominać.
-Macie jeszcze siły? - Zapytałam, a dzieci potwierdziły to głośno mówiąc "tak". Zebraliśmy rzeczy i wróciliśmy do stajni, gdzie osiodłaliśmy Follow oraz Rosabell, natomiast Diane i Arcadie wyprowadziłyśmy na mały padok obok ujeżdżalni. W czasie kiedy pierwsza para jeździła na klaczach reszta była zachwycona kucykami stojącymi obok.
-To był dobry pomysł wyprowadzenia ich tam, mają jakieś zajęcie. - Przyznałam Edwardowi racje i wróciłam do blondynki, która siedziała na grzbiecie Follow, którą prowadziłam. Dawałam ośmiolatce różne polecenia, aż minęło pięć minut. Dziewczyna zsiadła i poklepała klacz po łopatce. I tak przez kolejne jedenaście osób, które gościło na grzbiecie Follow. Moje plecy i nogi cierpiały. Miałam wrażenie, że jeśli jeszcze raz podsadzę jakieś dziecko na konia to mi kurna jakiś dysk wypadnie. Wreszcie ta męczarnia się skończyła. Odprowadziliśmy klaczki wraz z dziećmi do stajni. Ostatnim punktem wycieczki było przyznanie dyplomów dzieciom. Zabraliśmy je do pomieszczenia gdzie było siano. Uczniowie zajęli miejsce na belach siana oraz słomy. Głos zabrał brunet dziękując wszystkim za dzisiejszy dzień, a ja zaczęłam rozdawać nagrody. Koło dziewiętnastej dzieci wsiadły do busa i odjechały.
-Boże, nareszcie koniec. - Jęknęłam, a chłopak przytulił mnie do siebie.
-Chase! Santiago! - Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i spojrzeliśmy w kierunku z którego szedł pan James. Przełknęłam gule, kiedy mężczyzna zatrzymał się przed nami i .... uśmiechnął się. O BOŻE! PAN JAMES ROSE WŁAŚNIE SIĘ UŚMIECHNĄŁ!!! LUDZIE IDZIE KONIEC ŚWIATA! - Dobrze się spisaliście, nauczycielki mówiły o was w samych superlatywach. Gratuluję, a teraz do pokoi. Luna zostawiła wam kolację w pokoju.
Odszedł, a my odetchnęliśmy.
-Całkiem nieźle sobie poradziłaś z tymi dziećmi, zresztą były całkiem grzeczne. - Edward ponownie mnie przytulił i ruszyliśmy do pokoju.
-Dzięki... Edward bolą mnie plecy i nogi. - Jęknęłam, na co chłopak się zaśmiał. - To nie jest zabawne.

<Edward>

Gratulacje dostajesz 25 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)