Szliśmy za panem Rosem ze spuszczonymi głowami, aż do jego gabinetu.
Dyrektor zasiadł na swoim honorowym miejscu, my natomiast w ciszy
zasiedliśmy po drugiej stronie dużego, dębowego biurka. Rozejrzałam się
po pomieszczeniu gdzie stało kilka gablot wraz z nagrodami z przeróżnych
zawodów zaczynając od skokowych przez polo po woltyżerkę. Ta szkoła
była jedną z potęg akademii jeździeckich, a ja byłam jej częścią. Moje
rozmyślenia przerwał pan James, który wpatrywał się w nas uważnie.
Najchętniej w tym momencie schowałabym się gdzieś, ale no cóż ten facet
znajdzie mnie chyba wszędzie.
-Muszę dać wam jakąś kare... Posprzątanie gołębnika? Hmmm nie,
stwierdzą, że jestem nieludzki. - Mężczyzna zadumał się chwile nad
zadaniem dla nas. - Wiem, jutro rano przyjeżdża do nas grupa dzieci z
pobliskiej szkoły. Wasza dwójka będzie ich opiekunami na czas pobytu na
terenie akademii.
-Ale...-Wyrwałam się niepotrzebnie przed szereg widząc karcące spojrzenie pana Dyrektora.
-Nie ma żadnego "ale". - Wycedził przez zęby. - Do jutra macie
wysprzątać miejsca gdzie będziecie je oprowadzać, wymyślić różne zabawy,
wybrać konie i inne takie duperele. Jeżeli usłyszę, że coś było nie tak
jak powinno marny wasz los, a teraz wracać do swoich prac.
Opuściliśmy gabinet w ciszy, żeby po zamknięciu drzwi odetchnąć z ulgą.
-Ale ja nie umiem zajmować się dziećmi. -Jęknęłam patrząc na bruneta, który śmiał się pod nosem.
-Nie przesadzaj mogło być gorzej. - Odparł łapiąc mnie za rękę i
prowadząc w stronę stołówki. Cały kampus był pusty dlatego zajęliśmy
pierwszy lepszy stolik. Edward przyniósł mi oraz sobie po dużej
zapiekance z pieczarkami i szynką. W zastraszającym tempie zjadłam swoją
porcję, przez co brunet zaczął się śmiać. Pokręciłam tylko głowa
czekając, aż chłopak dokończy.
-Trzeba wymyślić jakieś zajęcie dla tych dzieci. - Mruknęłam wyciągając
notes. Po ponad pół godzinnej dyskusji zabraliśmy się do pracy
sprzątając ZNOWU stajnie, stołówkę i dziedziniec. Przygotowaliśmy konie
oraz ich sprzęt, ustawiliśmy pokazowy parkur na jutro oraz
przygotowaliśmy jakieś gry typu podchody. Po całym dniu bieganiny
padłam zmęczona do łóżka, a przecież miałam grzecznie przeleżeć go w
łóżku...chciałabym.
Wstałam kolejnego dnia dość wcześnie wraz z Edwardem i wybraliśmy się na
stołówkę. Mieliśmy ponad godzinę do przyjazdu uczniów. Zjedliśmy
śniadanie, a ja dodatkowo przekabaciłam Naomi, żeby upiekła nam
babeczki. Ruszyliśmy do stajni gdzie na spokojnie wyczyściłam oraz
osiodłałam Dark Angel'a.
-Jeśli chcesz, to ja mogę pojechać ten parkur. - Edward oparł się o
drzwiczki boksu proponując to rozwiązanie, kiedy po raz kolejny zaczęłam
kaszleć.
-Nie, dziękuje. Im mniej czasu w obecności tych diabełków tym lepiej. -
Uśmiechnęłam się wyprowadzając wałacha i przy okazji dając buziaka
chłopakowi w policzek. Zaczęłam rozgrzewkę, kiedy na teren akademii
wjechał szkolny autobus. Brunet poszedł przywitać przyjezdnych w naszych
skromnych progach. Poklepałam Angela po łopatce po przeskoczeniu jednej
z przeszkód.
-Chłopie, to będzie ciężki dzień, ale nie martw się nie pozwolę, żeby te
bachory na ciebie wsiadły. - Wałach zarzucił kilkukrotnie łbem do góry
na co się zaśmiałam. Edward wraz z dziećmi oraz nauczycielkami podeszli
do ogrodzenia parkuru.
-A to jest Alexandra, która również będzie was dzisiaj oprowadzać. Teraz
wam pokaże kilka sztuczek.- Pomachałam dzieciom podjeżdżając bliżej
ogrodzenia.
-Cześć, jestem Alexandra, a to Dark Angel. - Uśmiechnęłam się lekko,
przykładając lekko łydki do boków konia, który się ukłonił. Brunet
zerknął na mnie zaskoczony, a ja posłałam mu zwycięski uśmiech.
Zawróciłam konia i zaczęłam od jakiś figur ujeżdżeniowych. Nie lubiłam
zbytnio tej konkurencji przez co szybko przeszłam do skoków. Po
pokonaniu kilku przeszkód rozstępowałam konia i odprowadziłam go wraz z
dziećmi do stajni. Edward opisywał wszystko w trakcie mojego pokazu,
dlatego ja musiałam przejąć tą role w trakcie przedstawiania rządu oraz
budowy konia. Wreszcie podzieliliśmy uczniów na kilka grup, którym
przydzieliliśmy konie do czyszczenia. Oczywiście, wybraliśmy
najspokojniejsze kluseczki jednak i tak skakaliśmy od jednej gromadki do
drugiej. Kiedy skończyliśmy dzieci nawrzucały koniom smakołyki do
żłobów. Ponownie podzieliliśmy uczniów tym razem na dwie grupy.
-Dobra teraz pobawimy się w podchody. Jedna grupa idzie ze mną,
natomiast druga z Edwardem. Podałam dzieciom mapkę, która pokazywała
drogę przez stajnie, padoki i dziedziniec, aż do stołówki. Grupa bruneta
natomiast przemierzała akademię drugą stroną. Jedna z dziewczynek
przejęła dowodzenie i prowadziła grupę, ja natomiast pomagałam im w
różnych zadaniach oraz opowiadałam o szkole, koniach i zawodach.
Wreszcie po godzinie dotarliśmy na stołówkę, gdzie dzieci zajęły
miejsca.
-Wykonaliście wszystkie zadania perfekcyjnie, dlatego mamy dla was małe
słodkości. - Z kuchni wyszła Naomi z tackami babeczek. Na każdej z nich
był jakiś koński motyw. Dzieci rzuciły się na dziewczynę mało co jej nie
przewracając. Wszystko zniknęło w mgnieniu oka, a mój brzuch który nie
dostał ani jednaj zaczął o sobie przypominać.
-Macie jeszcze siły? - Zapytałam, a dzieci potwierdziły to głośno mówiąc
"tak". Zebraliśmy rzeczy i wróciliśmy do stajni, gdzie osiodłaliśmy
Follow oraz Rosabell, natomiast Diane i Arcadie wyprowadziłyśmy na mały
padok obok ujeżdżalni. W czasie kiedy pierwsza para jeździła na klaczach
reszta była zachwycona kucykami stojącymi obok.
-To był dobry pomysł wyprowadzenia ich tam, mają jakieś zajęcie. -
Przyznałam Edwardowi racje i wróciłam do blondynki, która siedziała na
grzbiecie Follow, którą prowadziłam. Dawałam ośmiolatce różne polecenia,
aż minęło pięć minut. Dziewczyna zsiadła i poklepała klacz po łopatce. I
tak przez kolejne jedenaście osób, które gościło na grzbiecie Follow.
Moje plecy i nogi cierpiały. Miałam wrażenie, że jeśli jeszcze raz
podsadzę jakieś dziecko na konia to mi kurna jakiś dysk wypadnie.
Wreszcie ta męczarnia się skończyła. Odprowadziliśmy klaczki wraz z
dziećmi do stajni. Ostatnim punktem wycieczki było przyznanie dyplomów
dzieciom. Zabraliśmy je do pomieszczenia gdzie było siano. Uczniowie
zajęli miejsce na belach siana oraz słomy. Głos zabrał brunet dziękując
wszystkim za dzisiejszy dzień, a ja zaczęłam rozdawać nagrody. Koło
dziewiętnastej dzieci wsiadły do busa i odjechały.
-Boże, nareszcie koniec. - Jęknęłam, a chłopak przytulił mnie do siebie.
-Chase! Santiago! - Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i spojrzeliśmy w
kierunku z którego szedł pan James. Przełknęłam gule, kiedy mężczyzna
zatrzymał się przed nami i .... uśmiechnął się. O BOŻE! PAN JAMES ROSE
WŁAŚNIE SIĘ UŚMIECHNĄŁ!!! LUDZIE IDZIE KONIEC ŚWIATA! - Dobrze się
spisaliście, nauczycielki mówiły o was w samych superlatywach.
Gratuluję, a teraz do pokoi. Luna zostawiła wam kolację w pokoju.
Odszedł, a my odetchnęliśmy.
-Całkiem nieźle sobie poradziłaś z tymi dziećmi, zresztą były całkiem
grzeczne. - Edward ponownie mnie przytulił i ruszyliśmy do pokoju.
-Dzięki... Edward bolą mnie plecy i nogi. - Jęknęłam, na co chłopak się zaśmiał. - To nie jest zabawne.
<Edward>
Gratulacje dostajesz 25 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)