Popatrzyłem na wielki, świeżo pomalowany na kolor mahoniowy budynek, który stał
przede mną. Nowe życie, wolność… Czy do końca? W akademii Magic Horse, i od
razu zauważę: jak ta nazwa pięknie brzmi… Na pewno nie będzie ciotki, ale nie
ma tak łatwo. Mimo wszystko dużo dałem, żeby się tu dostać, przyciągnęło mnie z
innego kontynentu, co się dziwić – chciałbym, żeby było tu choć trochę lepiej.
Brownie zaczął ponaglająco, i na pewno efektownie gryźć nogawki od moich
spodni.
- Ciekawy jesteś, co? – zacząłem go czochrać, ale ten w
efekcie szczypnął mnie w rękę, a gdy puścił się pędem przez bramę. I tu
właśnie samo „Poczekaj!” nic nie dało. Za chwilę okazało się, dlaczego – z
zakrętu wyłoniła się jasnowłosa dziewczyna, przy boku której szła czysta
suczka border collie, właśnie zaczęłaby się mocować się z moim psem, ale jej
właścicielka tego nie dopuściła.
- Cześć, jestem Naomi – powiedziała posiadaczka tego
imienia.
- Shawn – podałem jej rękę – Wiesz, gdzie jest pokój Elizabeth
Rose?
Jakby na przywołanie z zakrętu wyłoniła się pani Rose,
trzymając w ręku niewielki pęk kluczy.
- Dzień dobry. Jesteś Shawn O’connor, prawda? – powiedziała
wręcz na powitanie
- Tak, to ja.
- W takim razie, tu jest klucz do twojego pokoju. Dzisiaj
jeszcze nie będziesz miał jazdy, więc masz dzień wolny, oczywiście możesz
jeździć. Naomi, ty oprowadzisz nowego członka akademii – kobieta podała mi jeden
z kluczy i jak się pojawiła, tak zniknęła. Nie przejąłem się tym zbytnio i
skierowałem się za blondynką. Na początku dotarliśmy do mojego nowego pokoju.
Bez słowa przekręciłem klucz. Przede mną znajdował się całkiem ładny, stonowany
kolorami pokój, lubię to. Choć jak wiecie luksusów wręcz nie lubię, to i tak to
pomieszczenie jeszcze przyjmę. Położyłem walizki, które oczywiście przez ten
cały czas targałem na ziemię.
- Mogę pokazać ci jeszcze stajnię i siodlarnię – Naomi
szybko odwróciła się i poprowadziła mnie do stajni. Na początku ta dla
normalnych, stajennych koni – tam szczególnie zainteresował mnie łaciaty kucyk.
- Cześć, słodziutki – powiedziałem do niego po tabliczce
wynikał, że to Ozrys.
- Podoba ci się? Też na początku przyciągał moją uwagę – uśmiechnęła
się dziewczyna za mną. Dalej przeszliśmy padoki, siodlarnię i na końcu stajnię
dla koni do opieki. Blondynka zaciekle informowała mnie o każdym napotykanym
przedmiocie, a i jej powoli kończyła jej się chęć. Pewnie chętnie robiłaby coś
innego. Kiedy przechodziliśmy koło stajni dla koni prywatnych, jakiś koń
wyczekująco zarżał. Dziewczyna zagłębiła się w mroki stajni i przystanęła przy boksie gniadego konika, którego zaczęła gładzić po grzywie.
- To mój koń – dała szybki komentarz, po czym pożegnała się z
tym księciem i poszła dalej. Szczerze, trochę jej zazdroszczę takiego nabytku,
ale myślę, że i ja kiedyś będę posiadał własnego wierzchowca. Zresztą nie mam co zazdrościć,
i tak pewnie nie poradziłbym sobie całkowicie z utrzymaniem własnego konia.
Dalej przeszliśmy jeszcze kilka padoków, ale Naomi musiała wytracić już
kompletnie chęci, bo powiedziała:
- mniej więcej znasz okolicę? No to zostawiam cię samego.
Możesz jeździć, ale tylko na koniach stajennych, z którymi sobie poradzisz.
Po czym odeszła gdzieś w dal. Zostałem zupełnie sam, nawet
Brownie oddalił się w poszukiwaniu nowych zapachów. Poszedłem z powrotem do
Ozrysa. Od razu, kiedy wszedłem do jego boksu zaczął obwąchiwać moje kieszenie,
jak kucyk. Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem głaskać islandera, który po chwili zadowolenia położył się na świeżej słomie. Mimowolnie zrobiłem to samo, nie zaprzestając pieszczot. Po chwili dołączył do nas zazdrosny o tulinki Brownie, także się we mnie wtulając. Wtedy za sobą usłyszałem głos, który niechybnie pochodził od osoby
płci pięknej:
- Co robisz?!
<Lily? Dość dziwny początek, rozwiń to jak chcesz. Myślę,
że wytrzymasz, wierzę w ciebie :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)