Chłopak mi posłał mordercze spojrzenie na co odpowiedziałam mu tym samym.
-Nie jestem dzieckiem... Mam 19 lat!-sprzeciwiłam się.
-Gdybym tego nie powiedział zostawiłabyś moją fajkę?- widać było, że go ostro wkur*iłam... Mam go błagać o łaskę? Co najwyżej w snach.
-Może...- podniosłam brew. Boże, jak ja kocham wkurw*ać ludzi!!!
-Nie rozumiem kobiet.- prychnął podsumowując swój humorek i tak po prostu odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem jak znikał za zakrętem i wypełniłam ciche otoczenie moim westchnieniem. Nie czekając aż zrobi się jeszcze później poszłam do Moon i Mezza mając nadzieje, że jeszcze źrebak sobie nie otworzył drzwi. Nadzieja matką głupich, wejście otwarte na oścież. Szukając malca w końcu znalazł się na padoku brykający w jedną i drugą stronę. Moon stała z boku bacznie pilnując malucha i nic sobie wielkiego nie robiła z faktu, iż powinni być w boksie. Cóż... Koniec tej sielanki.
-Chodźcie.- westchnęłam chwytając oba kantary i odprowadzając je do boksu. Jak na złość znowu pojawiła się ta sama męska sylwetka z tymi samymi tatuażami i z tymi samymi porozwalanymi kłakami. Nie odezwał się słowem. Ja też nie zamierzałam. Jednak kusi mnie żeby znowu mu dopiec. A, walić to.
-Co to? Papierosów ci zbrakło?- zadrwiłam.
-Czemu mi nie dajesz mi palić?!- przeniósł lewą dłoń na biodro pomijając moje poprzednie słowa. Nie odpowiedziałam mu tylko złożyłam usta w cienką linię i go wyminęłam kierując się do paszarni. -Ty niby nigdy nie paliłaś?! Nie uwierzę w to.
-Dobrze, masz rację. Paliłam, ale skończyłam z tym dawno temu.- nałożyłam do wiadra zboże z miodem i suszonymi jabłkami. Gotową mieszankę podałam swoim wierzchowcom i wróciłam przed Noah'a.
-To czemu mi nie dajesz?!- ciągnął.
-Bo tak. Słuchaj, dziadkowie mojej przyjaciółki potrzebują pomocy z traktorem. Jedziesz ze mną?- zmieniłam temat.
-Ech... No dobra.
-Jutro o 6 na parkingu. Będąc na przerwie świątecznej zrobiłam prawko.
-Miałaś szczęście i tyle. Tylko co za imbecyl ci je dał?!- zakpił.
-Ktoś napewno. Dobranoc.- pożegnałam go chłodno i doszłam wreszcie do swojego pokoju. Nie czekając na nic jak najszybciej wzięłam prysznic i wskoczyłam do ciepłego łóżeczka. Kierunek - kraina Morfeusza.
_~_~_~_~_
Z samego rana pożyczyłam czyjś samochód i wystarczyło czekać na Noasię. Przyszedł jak zwykle ledwie co ogarnięty biegnąc przez szare pola parkingowe.
-Myślałam że już nie przyjdziesz. Wsiadaj.- wskazałam na pojazd.
-A mogę ja poprowadzić?- przełknął głośno ślinę.
-Nie ufasz mi?- zaśmiałam się.
-Y.... Nie.
-Też bym sobie nie ufała.- przyznałam.-Wsiadaj.
-Co ja z tobą mam...- westchnął otwierając drzwi. -Przeżyję?
-Nie gwarantuję. Więc... Będzie lepiej gdy masz ubezpieczenie.
Kiedy już jechaliśmy spokojnie wiejską dróżką rozmawiając o głupotach (krzywych wazonach) z naprzeciwka wyjechała różowa Toyota robiąca zygzaki.
-Lil?- zapytał ze strachem towarzysz zauważający jak zaciskam palce na kierownicy. Nagle to samo coś różowe mignęło nam tuż przed oczami.
-JAK JEŹDZISZ KRETYNKO?!- ryknęłam przez otwarte okno w stronę blondynki.
-TO TY SIĘ NAUCZ SU*O!- odkrzyknęła. Pokazałam wtedy niezbyt kulturalny gest i przycisnęłam stopę do gazu starając się nie myśleć o zajściu przed chwilą. Noaś też postanowił to dzięki Bogu zachować dla siebie udając że mnie nie zna. W końcu pojawił się drewniany płot oznaczający, iż jesteśmy u celu.
-Cześć! Jestem już!- wyskoczyłam do starej znajomej- Mary. Niskiej, czarnowłosej dziewczyny. Chodziłyśmy razem do szkoły i kontakt się o dziwo nie urwał.
-Lilcia!- rzuciła się na mnie z otwartymi ramionami.
-No heja. Mam ci tyle do opowiedzenia, ale nie widziałaś tu jakiejś blondynki z różową toyotą?
-Yyy... Nie to tylko... Moja kuzyneczka?
-To sorry, ale ją zjechałam. Poznaj Noah'a- przedstawiłam chłopaka wysiadającego z auta.
-Cześć, Mary.- podała rękę.
-Noah.- uścisnął ją.
-No dobra, to chodźmy. Już siedzimy nad tym z dziadkiem dobry tydzień i nic to nie daje.- przyznała ciągnąc nas w stronę starej, rozlatującej się stodoły. Istotnie siedział tam na siedzeniu starszy mężczyzna pykający fajkę. Chyba pierwszy to zauważył chłopak obok mnie, gdyż zaświeciły mu się oczy i od razu poleciał po papierosa dla siebie.
-Przepraszam, to co mamy zrobić?- przerwałam im wymianę.
-Sama zobacz.- wskazał na maskę. Była otwarta, a para kabli walała się gdzieś z boku. Z dwie godziny siedzieliśmy... Em... Poprawka- JA siedziałam nad przodem maszyny grzebiąc coś w środku.
-No dobra... Sprawdzę jak działa.- wsiadłam do środka odpalając kluczyk. Była to tylko chwila jak przede mną pojawił się Noah, przód traktora uderzył o jego klatkę piersiową powalając go na ziemię.
Noaś?
Ostrzegałam ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)