Siedziałam w milczeniu koło Luke'a czekając na wieści. Od środka zżerało mnie poczucie winy. Czemu zrobiłam coś tak głupiego? Jak mogłam po prostu puścić klacz?
- Holiday, nie obwiniaj się - powiedziała Pani Rose cicho - Nie mogłaś nic poradzić
Spojrzałam na nią w milczeniu.
- Ona ma rację - powiedział nieoczekiwanie Luke
- Wcale nie! Alaska, Syd... - głos mi się załamał, a w oczach wezbrały łzy - Miałam go tylko oprowadzić - wskazałam na Luke'a - Ale totalnie zawaliłam sprawę. Miłe pierwsze wrażenie, akurat - wstałam i wyszłam.
Nie obchodziło mnie, że zabrzmiałam jak typowa nastolatka, użalająca się nad sobą. Nie liczyłam, że ktoś powie 'Wcale nie, jesteś zajebista'. Po prostu chwilowo czułam się beznadziejna i nie miałam siły na dyskusje na ten temat.
Chciałam gdzieś pójść, jednocześnie by być daleko od ludzi, ale z drugiej strony chciałam być pod ręką, żeby wiedzieć co z Sydney. Postanowiłam uciec do któregoś z boksów. Zanim zdążyłam wybrać jakiś konkretny, usłyszałam otwierane drzwi i jakąś osobę wołającą mnie po imieniu. Wślizgnęłam się do pierwszego lepszego boksu, tak się akurat złożyło, że Arcadii. Zdążyłam ukucnąć za drzwiami, kiedy ktoś przeszedł przed boksem. Usiadłam na ziemi. Arcadia przez chwilę wydawała się zdumiona moim wtargnięciem, ale już po chwili podeszła do mnie i trąciła mnie puchatym łbem.
- Co śliczna? - pogłaskałam ją - Niestety nie mam dla Ciebie smaczków...
Spojrzała na mnie z urazą.
- Znajdą ja? - spytałam konia - Całą i zdrową?
Koń zarżał cicho.
- Tu jesteś - usłyszałam męski głos
Cała podskoczyłam, po czym odwróciłam się w kierunku dźwięku.
- Luke?
Chłopak skinął głową i otworzył boks.
<Luke? Niezbyt długie, wybacz. I kilka zdań ma jakąś lewą konstrukcje xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)