Szedłem do Aevy z różami, gdy napotkałem jakiegoś Indianina. Nie były to Abihraj. Wkurzyłem się, rzuciłem różami i odbiegłem stamtąd. Napotkałem po drodze Esmę, która trochę mnie pocieszyła.
Porozmawialiśmy chwilę po czym wpadłem na genialny pomysł. Wpadłem do pokoju i pofarbowałem włosy na czarno i ubrałem strój podobny do stroju indianinów. Wyszedłem z pokoju i wpadłem do stajni gdzie wyprowadziłem Oriona. Wyjąłem niebieską farbę po czym pomalowałem na nim koła. Wyprowadziłem go a Maks już czekał na zewnątrz.
Dosiadłem konia i zacząłem pokaz, galopowałem po maneżu, robiłem różne akrobacje. Aż kilka paczajów się zebrało. Była w śród nich też Aeva, która popatrzyła mnie z ulgą. Nie zwróciłem nawet na to uwagi po czym zeskoczyłem z konia.
-O wspaniały wodzu.- i teraz wymyślaj imię facet.- Nazywam się Lessandr i jestem z plemienia Qwiletoq.
Wymyśliłem to w ostatniej chwili.
-To jest mój najlepszy przyjaciel ojcze.-powiedziała Aeva.
-Powstań młodzieńcze.- powiedział wódz.
Dziwnie się czułem w roli Indianina.
Pan zaprosił mnie na mały spacerek na którym odpowiadałem na wszystkie jego pytania. Powoli mnie to nudziło, ale wytrwale dążyłem do końca. Aż:
-Opowiedz teraz ty coś o sobie.- objaśnił.
Chyba wolałem jak on gadał!
-Mój ojciec, Mastero jest zastępcą wodza. Świetnie posługuje się bronią i świetnie jeździ konno.- ciągnąłem gatkę.
Później ten miły pan rozkazał mi bym pokazał mu wszystkie moje umiejętnościami. Poprosiłem Esmę by wypożyczyła mi Demona. Wyprowadziłem go a on zaczął wierzgać. Położyłem rękę na jego pysku i obróciłem się. Koń poszedł za mną, ale jednak zaczął wierzgać. Starałem się go uspokoić, koń usłuchał.
<Aeva?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)