No cóż, kotka najpewniej nie zrobiła tego celowo, ale gdy widziałem tą niepozorną bestię stojącą na rogu, mógłbym przysiąc, że posłała mi sarkastyczny uśmieszek.
- Ty... jak mogłaś zrobić coś takiego! - krzyknąłem do Candy, a ta w pełni swojego majestatu zwiała z miejsca popełnienia przestępstwa. Lily kolo mnie nie mogła powstrzymać się od wybuchu niekontrolowanego śmiechu, ale po chwili w końcu musiałem do niej dołączyć.
- Idę przebrać skarpety i buty, jak chcesz, możesz za 15 minut wstąpić do mojego pokoju - podjąłem nieudaczne próby dostania się do pomieszczenia mi przydzielonego nie brudząc wszystkiego na mojej drodze. Udało mi się dokuśtykać do pokoju i przemyć trampka i skarpety, a później założyć nowe. Wcześniej jednak sprawdziłem, czy w następnym bucie też nie ma przypadkiem miny. W końcu usiadłem na łóżku i w oczekiwaniu na dziewczynę wyciągnąłem mój laptopik, nie zapominając o aparacie. Ustawiłem także zdjęcie, które odkąd pamiętam było mi nierozłączne na szafce nocnej. Właśnie zacząłem przeglądać zdjęcia, kiedy dębowe drzwi się otwarły.
- Cześć, oto jestem! - Lily stanowczo weszła do pomieszczenia. Od razu zaczęła się interesować rzeczami, których widok widocznie nie był jej codzienny.
- O, co to za aparat? Nie widziałam jeszcze podobnego, wygląda na profesjonalny. Zajmujesz się fotografią? - spytała zaciekawiona, wskazując na moją lustrzankę.
- Tak, od zawsze mnie to interesowało. To Nikon D500. Mogę ci pokazać kilka zdjęć, które kiedyś zrobiłem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Brunetka zaciekawiona oglądała fotki, które jej wskazałem. Pierwsze z nich były z mojej podróży, następnie niechcący pokazało się jedne z tych, na których widniały zwierzęta we Francji, jakie wcześniej dokarmiałem.
- Wow, są naprawdę świetne! Wydaje mi się, że posmutniałeś - niepewnie zauważyła Lil.
- To są zdjęcia pupili, którymi opiekowałem się przedtem, u ciotki - wtedy nagle postanowiłem opowiedzieć coś, co mnie strasznie dręczyło, ale nie mogłem nikomu przekazać - własną historię - Urodziłem się w USA, ale w wieku 11 lat moi rodzice zginęli w wypadku. Musiałem pojechać do cioci we Francji, stara dziwaczka. Mimo wszystko oprócz niej nie miałem nikogo na świecie, więc jakoś ją znosiłem. Opiekowałem się w tym czasie przybłędami w ulicy, niechcianymi kotami, kundelkami i ptakami ze zwichniętym skrzydełkiem. Jeździłem bardzo rzadko, bo sąsiad wyciągał ode mnie bajońskie sumy, a nie było innej stajni w okolicy. Nie miałem żadnych przyjaciół oprócz pupili. Zawsze marzyłem o tym, żeby być w końcu wolnym, ale musiałem czekać do osiemnastki. Kiedy ją skończyłem, znalazłem tą akademię i znowu przejechałem kawał świata, żeby tu przyjechać. Teraz czuję tęsknotę, ale tylko za jednym - za tamtymi zwierzętami.
Nie wiem, jak to zrobiłem, tak jakoś łatwo poszło. Ale poczułem jakąś ulgę.
- Nie martw się. Tutaj też jest dużo potrzebujących zwierząt, które tylko na ciebie czekają. na dodatek, będziesz mógł jeździć konno codziennie i na pewno znajdziesz przyjaciół - pocieszała Lilka. Dla kogo innego pewnie byłoby to słabe pocieszenie, ale dla nie - wręcz przeciwnie.
- Właściwie to już jednego znalazłem - kąciki moich ust poszły w górę - Co powiesz na jakiś film, mam kilka na laptopie i jeśli się nie mylę można to podłączyć do telewizora.
- Właściwie... Dobry pomysł! Pójdę po coś na przekąski, a ty w tym czasie znajdź odpowiedni film. Tylko nie romansidło! - dziewczyna na mój pomysł zareagowała pozytywnie i wstała, kierując się do drzwi.
- Szczerze ich nie znoszę. Co wolisz - horrorek, thriller, science-fiction czy co tam innego wolisz?
Lilka? Idealne nie wyszło ale ujdzie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)