- Witaj Jumper! Stęskniłam się za Tobą… - powiedziałam cicho, nadal tuląc szyję konia. W końcu jakoś się od niego oderwałam i z energia w oczach powiedziałam do niego:
- To co koniku? Przejedziemy się?! – spytałam na co koń lekko zarzucił głową i tupnął kilka razy w miejscu kopytami. Uśmiechnęłam się na to! Szybko się przebrałam i pobiegłam do siodlarni. Osiodłałam konia dość wolno, gdyż ręka nie odzyskała jeszcze pełnej sprawności… W końcu miałam złamaną rękę i dopiero dzisiaj zdjęli mi gips!
Wyprowadziłam konia ze stajni, wsiadłam na niego, wyprostowałam się, wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na akademię. Było dość wcześnie rano lecz zauważyłam, że ktoś podjechał autem i zaczął wypakowywać rzeczy z auta. Zobaczyłam jakiegoś chłopaka, dziewczynę i dwójkę „rodziców’ z tego co wywnioskowałam. Po chwili podszedł do nich pan Gilbert. „A więc mamy kolejnych nowych członków w akademii?” Pomyślałam sobie. Ruszyłam w ich kierunku powoli, siedząc wygodnie w siodle. Końskie kopyta wybijały stały rytm, o brukowana kostkę.
Gdy podjechałam bliżej od razu powiedziałam:
- Dzień dobry Panie Gilbercie! – powiedziałam do nauczyciela, poczym zwróciłam się do „gości”
- Dzień dobry Państwu! – powiedziałam kulturalnie. Odpowiedzieli mnie, wiec lekko się uśmiechnęłam. Wstrzymałam na chwilę konia i zwróciłam się do pana Gilberta:
- Panie Gilbercie! Pani Rose, kazała panu przekazać, żeby Pan przyszedł do jej biura po południu. – powiedziałam.
- Pani Rose chciała mnie widzieć? Dobrze! W takim razie dziękuję Ci Irmo! – powiedział i się uśmiechnął, lecz nagle dodał – o! Widzę, że gips już zdjęty! – zauważył.
- Tak! Dzisiaj rano mi go zdjęli – powiedziałam zadowolona – Przepraszam… To ja już pojadę dalej, bo nie chcę przeszkadzać… - powiedziałam szybko i lekko szturchnęłam konia łydką by ruszył. Jednak zanim całkowicie minęłam, spojrzałam na chłopaka, który stał obok, chyba swoich rodziców. Szybko jednak odwróciłam wzrok i popędziłam dalej konia.
- Ha! – powiedziałam, uderzyłam konia mocniej łydką i przyspieszyłam do galopu.
Trafiłam na parkur zamknięty. Zsiadłam z konia i ustawiłam wszystkie przeszkody. Zajęło mi to jakieś dwadzieścia minut. Wsiadłam na konia i zaczęłam go rozgrzewać. Robiąc ósemki i kółka. Rozgrzewałam go dość długo bo czterdzieści minut, ale to tylko dlatego, iż koń długo stał w boksie bądź przebywał na padoku i nie miał za wiele ruchu.
Gdy już byłam pewna, że koń się rozgrzał, nakierowałam go na przeszkodę. Przeskoczył idealnie! Uśmiechnęłam się pod nosem i nakierowałam go na drugą przeszkodę. Nieco go rozpędziłam bo to jednak był przed nami okser. Podjechałam do niego i po chwili wisiałam w powietrzu nad przeszkodą, a po chwili wylądowałam po drugiej stornie okseru bezbłędnie.
Nagle usłyszałam, że ktoś mnie zawołał:
- Irma! Mogłabyś tu podjechać?! – krzyknął ktoś. Lekko zwolniłam konia i spojrzałam w kierunku, z kąt dobiegał krzyk. Po chwili zobaczyłam Panią Rose i tego chłopaka, co widziałam z samego rana. Podjechałam do nich ostrożnie.
- Dzień dobry Pani Rose! Coś niestało? – spytałam.
- Witaj Irmo! Przepraszam, ze przeszkodziłam Ci w treningu! Ale czy aby nie miałaś się zgłosić do gabinetu pielęgniarki po szpitalu? – spytała retorycznie.
- Oh! Zupełnie o tym zapomniałam! Zaraz się tam udam… Przepraszam – powiedział nieco zakłopotana – Tak się skoncentrowałam na treningu, że jakoś mi to wyleciało z głowy…
- Idź odstawić konia do boksu i szybko się tam udaj! – powiedziała spokojnie, ze zrozumieniem.
Nagle się zwróciła do chłopaka.
- Ja już niestety muszę iść, ale w razie czego możesz spytać kogokolwiek, czy by Cię nie mógł oprowadzić, po reszcie akademii. A! I Pamiętaj, że Ty także musisz iść do gabinetu pielęgniarki, żeby zanieść dokumenty – powiedział, pożegnała się i poszła. Oboje przez chwilę odprowadzaliśmy ją wzrokiem, aż zniknęła za budynkiem. Wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam sama z chłopakiem… Spojrzałam na niego z grzbietu konia i się przywitałam:
- Tak w ogóle to jestem Irma! Jak chcesz to możemy pójść razem do pielęgniarki… Przy okazji, pokażę ci troszkę okolice akademii! Jeśli chcesz oczywiście! – powiedziałam przyjacielsko. Chłopka patrzył na mnie to na Jumpera, co mnie troszkę zdziwiło.
- Coś nie tak? – dodałam po chwili.
< Quintos? ;> >
- Irma! Mogłabyś tu podjechać?! – krzyknął ktoś. Lekko zwolniłam konia i spojrzałam w kierunku, z kąt dobiegał krzyk. Po chwili zobaczyłam Panią Rose i tego chłopaka, co widziałam z samego rana. Podjechałam do nich ostrożnie.
- Dzień dobry Pani Rose! Coś niestało? – spytałam.
- Witaj Irmo! Przepraszam, ze przeszkodziłam Ci w treningu! Ale czy aby nie miałaś się zgłosić do gabinetu pielęgniarki po szpitalu? – spytała retorycznie.
- Oh! Zupełnie o tym zapomniałam! Zaraz się tam udam… Przepraszam – powiedział nieco zakłopotana – Tak się skoncentrowałam na treningu, że jakoś mi to wyleciało z głowy…
- Idź odstawić konia do boksu i szybko się tam udaj! – powiedziała spokojnie, ze zrozumieniem.
Nagle się zwróciła do chłopaka.
- Ja już niestety muszę iść, ale w razie czego możesz spytać kogokolwiek, czy by Cię nie mógł oprowadzić, po reszcie akademii. A! I Pamiętaj, że Ty także musisz iść do gabinetu pielęgniarki, żeby zanieść dokumenty – powiedział, pożegnała się i poszła. Oboje przez chwilę odprowadzaliśmy ją wzrokiem, aż zniknęła za budynkiem. Wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam sama z chłopakiem… Spojrzałam na niego z grzbietu konia i się przywitałam:
- Tak w ogóle to jestem Irma! Jak chcesz to możemy pójść razem do pielęgniarki… Przy okazji, pokażę ci troszkę okolice akademii! Jeśli chcesz oczywiście! – powiedziałam przyjacielsko. Chłopka patrzył na mnie to na Jumpera, co mnie troszkę zdziwiło.
- Coś nie tak? – dodałam po chwili.
< Quintos? ;> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)