sobota, 10 września 2016

Od Charlotte - opieka nad Akate - do ...

Gdy tylko usłyszałam dźwięk budzika wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do toalety. Po umyciu się szybko się ubrałam i zbiegłam na dół na śniadanie. Zrobiłam sobie naleśniki z czekoladą i bananami, na które teraz tak strasznie miałam ochotę. szybko pochłonęłam te pyszności i pobiegłam do stajni. Biegłam przywitać się z Lady, ale moja uwagę przykuła piękna klacz. Była dość wysoka, ale miała świetną budowę. typową dla skoczka.. Ciekawe ile potrafi skoczyć. klacz poparzyła na mnie swoimi dużymi, mądrymi oczami. Spojrzałam na tabliczkę na drzwiach do jej boksu. Akate.. Ładne imię.
-hej Charlotte-przywitała się Luna
-Hej-odparłam, jeszcze nieco drgałam, z porannego zimna.
-Widzę że ci wpadła w oko-uśmiechnęła si do mnie.
-Nie da się ukryć, jest niesamowita-pogłaskałam Akate po nosie.
-Chcesz ją pod opiekę? Raczej nie nadaje się do szkółki.
-Jasne!-ucieszyłam się-Kiedy zaczynam?
-Teraz-Luna posłała mi ciepły uśmiech i odeszła w głąb stajni

Od razu postanowiłam "przetestować" moją podopieczną. Pognałam do siodlarni po jej sprzęt i położyłam na skrzyni obok boksu. Ubrałam jej kantar i odprowadziłam ją do koniowiązu, potem wróciłam zamknąć boks i wzięłam sprzęt. Przy czyszczeniu klacz była spokojna. Kiedy doszłam do jej grzbietu zaczęła przestępować z nogi na nogę i się odsuwać. Nieco zmieszana pospieszyłam się i po chwili klacz już błyszczała. Szybko założyłam ogłowie i siodło. Teraz już tylko popręg i gotowe-powiedziałam do siebie. Ale trochę się pomyliłam z tym "tylko". klacz szarpała się niemiłosiernie, mimo, że próbowałam dopiąć popręg najdelikatniej jak tylko mogłam. Kiedy skończyły się te męczarnie założyłam kask i poszłam z Akate na halę. dopasowałam strzemiona i weszłam na schodki. Klacz póki co stała spokojnie. Ostrożnie weszłam na jej grzbiet, jednak ona nie zważając na moje starania bryknęła. Za pierwszym razem się utrzymałam, a za drugim wyleciałam jak z procy. Otrzepałam się z piasku i podjęłam ponowną próbę jazdy na wyjątkowej klaczy. Weszłam, tym razem byłam przesadnie odchylona do tyłu, oczekując na wierzganie, jednak ta inteligentna klacz z zaskoczenia stanęła dęba. Na moje szczęście i ku niezadowoleniu klaczy tym razem jakoś się utrzymałam. Potem już było lepiej. Klacz była dość grzeczna. Pod koniec jazdy uznałam, że przejedziemy sobie cavaletti, które stało obok około 50 centymetrowej stacjonaty. Nakierowałam Akate na małe "przeszkody": kłusem. Jednak ona uznała, że dużo ciekawiej będzie, jeżeli pojedzie galopem, na stacjonatę. Klacz skoczyła, a ja zaraz potem wylądowałam na jej szyi. Ona musiała wykorzystać sytuacje, więc sobie wierzgnęła a ponownie całowałam piasek... Okazało się, że całemu wydarzeniu ktoś się przyglądał, bo usłyszałam stłumiony śmiech

ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)