sobota, 3 września 2016

Od Lily C.D Matthewa

Zapadła chwila ciszy. Zaśmiałam się jedynie.
-A tobie co?- spytała z rozbawieniem Meg.
-To dość szczerze nie typowe, by zapadła chwila ciszy kiedy jesteśmy razem.- odpowiedziałam.
-To może tradycyjnie przejażdżka?- wtrąciła Nikol.
-W sumie czemu nie.- uśmiechnęłam się i poszliśmy do boksów swoich ulubieńców. Nagle do stajni weszła pani Mia.
-Jedziecie w teren?- spytała. Pokiwaliśmy twierdząco głowami.
-Tylko uważajcie. Burza powaliła trochę drzew.- ostrzegła i poszła w swoją stronę. Niewzruszeni tym faktem wróciliśmy do siodłania.

***

-No dobra. To którędy? I dokąd?- spytał Jake.
-Przez las, może nad plażę.- zaproponowała Meg. Zgodziliśmy się i jechaliśmy tak chwilę w ciszy.
-No kurde co jest z nami dzisiaj nie tak?- odezwałam się śmiejąc się.
-O co Ci chodzi
-O to że milczymy jak te ptaki zamknięte w klatce.- ponownie się zaśmiałam.

***

-Ej wchodzicie do wody? Ciepła jest!- krzyknęłam stojąc do pasa w wodzie ledwo powstrzymując śmiech.
-Uważaj bo ci uwierzymy!- odkrzyknęła Meg. Jako iż byłam typowym hardcorowcem rzuciłam się na wodę. Bez najmniejszej oznaki iż woda jest lodowata wsiedli na swoje konie i na nich wjechali do morza.
-No wiecie co?- zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
-Co?- uśmiechnął się głupkowato Matt. Podpłynęłam do niego i pociągnęłam go za stopę do wody.
-LILY!!!!!- krzyknął. Zaczęłam się śmiać jak uciekinierka z psychiatryka. Jest tylko jedna rzecz której się u Matta boję. ZEMSTY. Mimo, że sama w mszczenia się byłam mistrzem to i tak się boję innych. Tak jak podejrzewałam chłopak zaczął mnie łaskotać.
-Moon chodź do mnie!- wydukałam ostatkiem sił pomiędzy śmiechem. Nikol, Meg i Jake patrzyli się na nas jak na wariatów, ale wkrótce dołączyli. Kara klacz odrywając się od kępki soczystej trawy weszła do wody bez zastanowienia i podeszła do mnie. Wsiadłam i Matt już musiał zaprzestać łaskotkom. Uśmiechnęłam się zwycięsko.
-Mogę?- spytał błagalnie chłopak.
-Jej zapytaj. Ja się zgodzę, ale pytanie czy Mooncia mnie poprze.- wskazałam na klacz. Matt chwycił za koniec siodła i próbował wsiąść, lecz czterokopytna odsunęła się, powodując wpadnięcie do wody chłopaka. Zaśmiałam się, a Moon zarżała radośnie.
-Czy wspomniałam coś o tym, że nie daje się dosiąść?- zrobiłam minę filozofa. Nasi towarzysze zaczęli się śmiać.
-No wiesz co? Foch Forever.- zawiązał ręce na klatce piersiowej niczym obrażony 6-cio latek. Zeskoczyłam z klaczy i go pocałowałam.
-Wybaczam.- spojrzał i ponownie złączyliśmy się w pocałunku.
-Ale oszczędźcie nam widoku!- krzyknęli znad brzegu. Zaśmialiśmy się jedynie i wróciliśmy do przyjaciół.
-Ma ktoś koc albo ręcznik?- spytałam . Zaczęło mi być przeraźliwie zimno. Pokiwali jedynie na znak, że nie. Jęknęłam tylko.
-Chociaż... Mogę mieć.- zastanowiła się Nikol i podeszła do sakwy Asa. Jednak miała upragniony przeze mnie materiał i to w podwójnej liczbie. Jedną sztukę zarzuciła mi na plecy a drugą wręczyła Mattowi.
-Dzięki.- uśmiechnęliśmy się do dziewczyny. Usiedliśmy na piasku w kółku.
-Może zrobimy ognisko.- zaproponowała Meg.
-To dobry pomysł- ożywiliśmy się. Po chwili byliśmy już podzieleni na grupy. Szukałam z Mattem i Meg chrustu a Nikol i Jake kamienie.

***

-Chcecie jabłko?- krzyknął Matt stojąc na gałęzi dosyć wysokiej jabłoni.
-Złaź stamtąd Tarzanie!- krzyknęła Meg. Zaśmialiśmy się.
-To chcecie czy nie?- ponowił pytanie chłopak bawiąc się owocem.- Jane chodź tu do mnie.- zwrócił się do mnie. Zaśmiałam się ponownie i zaczęłam się wspinać po drzewie. Gdy już stanęłam na tej samej gałęzi co chłopak zerwałam kilka jabłek i rzuciłam je do przyjaciół na dole.
-Można je upiec.- stwierdziłam przegryzając delikatną, czerwoną skórkę.
-No. To nie jest zły pomysł. Złaźcie tutaj do nas!- krzyknął Jake. Zaczęliśmy schodzić.

Matt? Meg? Nikol? Jake?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)