piątek, 2 września 2016

Od Noaha C.D Vivian

- Już się zgodziłaś, nie wywiniesz się! - krzyknąłem, uciekając w stronę lasu przed napastnikiem. Czy było to mądre? Szczerze wątpię. Byłem już nieźle wstawiony, a nogi ledwo wlokły się za resztą ciała. No ale ja, czy odmówiłbym pijackiej fantazji? Skądże!
Biegłem przed siebie, mając wrażenie, że zaraz pocałuję któreś drzewo, pomimo mej woli. Tak się prawie stało - alkocholicki stan umysłu podsunął mi pod nogi konar, który zauważyłem dopiero, kiedy przyszło mi wyciągać z niego nogę. Była to też okazja do rozglądnięcia się za dziczyzną.
- Noaszku, chciałeś uciec mamusi? - usłyszałem za sobą, czując równocześnie na karku czyjeś dłonie. Nie miałem wątpliwości co do oprawcy. Vivian ponownie powaliła mnie na ziemię, z której przed chwilą ledwo co wstałem. Nie dała mi ani chwili wytchnienia. Jej małe, ale mimo wszystko sprawne ręce zajęły się dosłownie każdym skrawkiem mojego ciała, szukając potencjalnego miejsca, które by było czułe na łaskotanie. Kiedy osiągnęła swój cel, zachowywałem się jak wąż, którego defacto ostatnio w tym samym lesie spotkałem. Wiłem się niemiłosiernie, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, dzięki któremu mógłbym się wyswobodzić z jej łapek.
Odszukałem w sobie resztki męskiej godności - wykorzystałem niewielką, ale w tamtym momencie znaczącą przewagę nad dziewczyną, odwracając rolę. Teraz to ona leżała na ściółcę, podczas gdy ja zawisłem nad nią.
- Ani mi się waż.. - Zagroziła mi palcem, z wyraźnym rozbawieniem w głosie. Chole*a, ona już odleciała.
- Coś mówiłaś? - Uśmiechnąłem się z deczka cwaniacko, gilgocząc dziewczynę bez żadnego wyrzutu. Miałem skrupuły ją gilgotać kiedy spała, ale teraz, kiedy była w pełni świadoma (nie, dobra, nie była..), odleciały z wiatrem.
Po kilku minutach ustąpiłem, wstając. Podałem jej rękę, zachowując postawę godnego naśladowania gentlemana, a jakże by inaczej!
- I tak to Ty pierwszy pozbędziesz się bokserek - prychnęła, ciągnąc mnie z powrotem na naszą polanę.
- Aż tak Ci na tym zależy? - zaśmiałem się, zbierając po drodze karty, które wcześniej rozsypałem.
Dziewczyna zgromiła mnie wzrokiem, co jeszcze bardziej spotęgowało mój napad śmiechu. Dosłownie ze tej śmiechu trząsły mi się ręce, jednak szybko się ogarnąłem, widząc, że Vivian sięga po ostatnią butelkę. Co to, to nie.
- Ty menelko... - rzuciłem się z powrotem na nią, odkładając ułożoną już talię na bok. Wyrwałem jej z ręki alkohol, sam go pijąc. Wypiłem dosyć sporą część, oddając resztę towarzyszce, która nie była z tego powodu zbyt zadowolona. Wzruszyłem ramionami, wywalając wygodnie nogi na trawie.
- Następna butelka będzie Twoja, obiecuję.
Na te słowa pomachała mi pustą folią przed oczyma.
- A co to za problem? Kupię zaraz następne, jeśli chcesz. Ale najpierw jedna rundka... - poruszyłem wymownie brwiami, rozglądając się dookoła. Byłem już całkiem pewien, że walenie powróciły. Miały teraz okres godowy, przez co ich nawoływania nasiliły się. A może to ja za dużo wypiłem?
- Noaszku, czy do pokera nie są przypadkiem potrzebne żetony? - spytała, najwidoczniej rozbawiona faktem, że umknęło to mojej uwadze.
Mruknąłem soczyste "Ku*wa", rozglądając się za przedmiotami, które by mogły owe żetony zastąpić.
- Mogą być kamienie? - odpowiedziałem po nie kąt pytaniem na pytanie, zbierając mniejsze kamyczki. Vivian wzruszyła ramionami, bawiąc się pustą butelką.
- Nie, dobra, ja pie*dolę, tak jest bez sensu - westchnąłem, siadając obok dziewczyny. - Zadowolimy się gównia*ską grą w butelkę? W pokera możemy zagrać później, kiedy będą do niego warunki. Co o tym sądzisz?

<Vivian?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)