poniedziałek, 5 września 2016

Od Noaha C.D Vivian

Poczekaj tutaj - wymamrotałem wręcz, delikatnie odsuwając dziewczynę ręką. Zaprotestowała i, kiedy już miała wejść do gabinetu, wszedłem tam ja, szybko domykając spore, wyróżniające się na tle innych drzwi.
Zostawiłem ją ze swoim uśmiechem, który posłałem jej wchodząc do pomieszczenia.
I wtedy zaczęła się jazda... Potok pytań ze strony właścicieli. A dlaczego, a po co, co dalej. Wysłuchałem wszystkiego z niebywałym spokojem, próbując dobrać zgrabnie słowa, które mogłyby postawić nas w lepszym świetle. Mogły, ale nie musiały. Szybka, zgrabna historyjka. Co prawda miała w sobie mało tego, co rzeczywiście się wydarzyło, jednak zbyt obawiałem się konsekwencji, które mogły nas spotkać. W ciągu jednej nocy wydarzyło się wiele rzeczy, do których nie powinno dojść. Nie - nie zaliczam do tego szczerych wyznań w stronę Vivian, czy też pocałunków, które wymieniliśmy między sobą. Swoją drogą, już stęskniłem się za dotykiem jej warg... Szybko jednak wróciłem na ziemię, opierając się o wygodny, skórzany fotel. Ostatnio bywałem w tym miejscu tak często, że dziwię się, iż nie postawili tam jeszcze biurka z moim nazwiskiem. Ciekawe, czy dużo za taką fuchę płacą?
Wymyśliłem szybko krótką, dosyć zwięzłą historię. Według mojego przebiegu wydarzeń wyszliśmy z terenów Akademii w celu czysto rekreacyjnym. Doszliśmy na wieś, gdzie zakupiliśmy sok. W drodze powrotnej goniła nas krowa, zaganiając nas tym samym w nieznane dla naszych egzystencji kąty, gdzie jak szybko się okazało, zagubiliśmy drogę powrotną. Było ciemno, Vivian bolała kostka, więc poszliśmy spać na okolicznych polach. Bujną wyobraźnię owszem, posiadam, ale dopiero po wypitych procentach. Tak też moje zdolności do słodkich kłamstewek były nikłe, a wręcz prawie w ogóle ich nie było. Wpatrywałem się w niewzruszone twarze Rose'ów, zastanawiając się, czy to łyknęli. Niekiedy czułem się w tym miejscu jak w zakonie, gdzie żyją sami święci a papieros to czyste zło w nieczystej postaci. James podrapał się jedynie po kilkudniowym zaroście, marszcząc nieznacznie brwi. Kiedy przyglądali mi się, chcąc jakby wyczytać, czy mówię prawdę, zachciało mi się ziewać. Tak chole*nie chciało mi się w tamtym momencie spać... Fotel wygodny, dookoła cisza... Więc czemu nie? Wybudził mnie głos małżonki siedzącego przede mną mężczyzny, która szybko uznała, że mogę sobie już iść. Sprzedałem im uśmiech numer #niepamiętamktóry, pospiesznie im dziękując. Nie przeciągałem chwili - wyszedłem z gabinetu, wpadając wręcz na Vivian. Sprzedałem jej relację, na co ona wybuchła cichym śmiechem. Ucieczka przed krową... Taaak, chole*nie w naszym przypadku prawdopodobne.
- Zapomniałbym. - usłyszeliśmy za sobą głos mężczyzny, konkretniej właściciela. No tak. Nie mogło się to skończyć tak prosto. Odwróciliśmy się w stronę odpowiednich drzwi, posyłając mu pytające spojrzenie. - Reszta jedzie na Kentucky Derby, Wy za to, odejmiecie trochę roboty stajennym. A właściwie zrobicie wszyyyystko, co należy do ich obowiązków. - uśmiechnął się do nas z widocznym przekąsem, wchodząc z powrotem do swojego gabinetu. - Powodzenia.
Kiedy zniknął z naszego pola widzenia, od razu podniosłem Vivian na ręce, pędząc w stronę jadalni.
- Powiedz mi proszę, jak mam utrzymać kondycję, kiedy to Ty biegasz za nas dwoje? - spytała, kiedy postawiłem ją, pomimo jej próśb, dopiero przy stoliku.
- Wystarczy że będziesz jadła też za mnie.- uniosłem kąciki swych ust do góry, w równie zawrotnym tempie, jak tam dotarliśmy, szukając czegoś do jedzenia.
Nasze załadowane procentami organizmy zadowoliły się kilkoma owocami, które odnalazłem. Nic innego nie zostało, na przekór naszym osobom.
Około godziny ósmej dotarliśmy do stajni, gdzie mieliśmy zabrać się do pracy. Niezbyt mi się to uśmiechało, jednak ważnym szczegółem w tej sprawie jest to, że robiłem to z Vivian. Nie w głowie jednak było nam sprzątanie - woleliśmy leżeć na pustym pastwisku w swoich objęciach, oglądając majaczące nad nami białe obłoki.
- Vivuś... - wymruczałem do jej ucha, przewracając jej osobę na plecy. Ta przygryzła wargę tak, że już dłużej nie mogłem wytrzymać. Ponownie zatraciłem się w jej osobie, zapominając o całym bożym świecie.
<Vivek? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)