- Miałeś na mnie poczekać. - usłyszałem na powitanie od Vivian, która wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem. Przejechałem ją wzrokiem od czubka jej głowy aż po podłogę, usadawiając się wygodnie na jej łóżku. Im więcej ludzi odwiedzałem, tym coraz częściej stwierdzałem, że co kolejne łóżko, tym jest jeszcze bardziej wygodne. W duchu chole*nie jej zazdrościłem, bo był to mebel, z którego jako jednego z nielicznych korzystałem najczęściej. Warto więc mieć wygodny materac, chociaż mój był wcale niedużo gorszy.
- Piętnaście minut dawno minęło - chrząknąłem pod nosem, udając że stukam w niewidzialny zegarek, w rzeczywistości dotykając swego prawego nadgarstka. Dziewczyna tylko lekko się wykrzywiła, jakby zdziwiona tym faktem. Przerzuciła wzrok na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, po chwili namysłu (no tak, przecież zegar był tak dawno, aż w podstawówce...) przyznając mi rację.
- Do kogoś innego też byś tak wyszła? - zaśmiałem się cicho, przyciągając ją do siebie. - Jakbym tam czekał, ominęłyby mnie takie widoki...
- Apropos widoków... - przygryzła wargę, odsuwając się ode mnie. Chyba uwielbiała mnie frustrować. - Mieliśmy dokończyć butelkę. Ty dostałeś swojego buziaka, teraz pora na coś dla mnie.
- Myszaa, buziaka to Ty możesz dostać i bez butelki... - nachyliłem się delikatnie nad nią, wykrzywiając usta w perfidnym uśmieszku. Ona mnie frustruje, ja wszystko interpretuję na swój własny sposób.
- Tutaj się liczy prosta zasada, kto wie, czy nie liczę na coś więcej? - zaśmiała się, falując wymownie brwiami. Rzuciłbym się na nią od razu, gdyby nie to, że ponownie weszła do łazienki, zamykając ją od środka. Ile można siedzieć w pie*dolonej łazience? To też pytanie jej zadałem. Mogłem sobie tylko wyobrażać, jak wzrusza swymi ramionami. Ku*wa, jak ona mnie chole*nie frustruje. Frustruje, ale równocześnie, nie ważne kiedy i gdzie ją widzę, czuję to "coś". Ku*wa, chyba jednak posiadam uczucia. Przypisane tylko jednej osobie. Oddanej tylko jej...
- Mieliśmy zagrać w pokera, a nie jakąś butelkę. - oznajmiłem jej szybko, kiedy zaszczyciła mnie swoją obecnością, "normalnie" ubrana. Co prawda bardziej mnie kręciła w ręczniku, ale to już takie zboczenie genetyczne. (A może po prostu wszystko najłatwiej zwalić na geny?)
- Myszek, Ty to możesz dostać i bez pokera! - uśmiechnęła się cwaniacko, wsuwając swoją dłoń w moją. Zacisnąłem mocniej palce, nie zauważając zbytnio, kiedy i jak udało się jej nas wyciągnąć z akademika.
- Gdzie mnie ciągniesz?
Nie odpowiedziała, jedynie nieznacznie się uśmiechnęła. Wystarczyłoby to, jednak nie w tamtym momencie. W mojej głowie odezwało się pieprzone sumienie, które ostatnimi czasu nie dawało mi spokoju. Wlekło się za mną dłużej niż rozwolnienie po śliwkach.
- Poczekaaaj - wyjąkałem, próbując jakkolwiek zatrzymać pędzącą przed siebie dziewczynę. W końcu udało mi się to tylko dlatego, że kostka dała jej o sobie znać. - Też bym gdzieś wyszedł, ale może lepiej nie ryzykować? W końcu dopiero co papraliśmy się w tym końskim, za przeproszeniem, gó*nie i nie wiem, czy chcę to powtarzać.
- Będziesz miał przynajmniej co wpisać do CV.
Okazało się że przeszliśmy stosunkowo spory kawałek. Udało nam się jednak dosyć szybko wrócić, jeszcze zanim ktoś się zorientował że znów nas nie ma. W głowie Vivian kręciło się mnóstwo pomysłów - chciała mnie wsadzić na osła, zaciągnąć do królików, albo zagonić pod myjkę. (Nawiasem mówiąc przeznaczoną dla koni).
W końcu udało mi się ją zadowolić skromnym udaniem się do mojego lokum, gdzie stwierdziłem że i mi przydałby się prysznic. Nie spieszyłem się jednak, specjalnie robiąc dziewczynie na złość. Niech wie, co znaczy na kogoś czekać.
- To co powiesz na pokera..? - wydąłem wargę, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Stała obrócona tyłem, więc przyciągnąłem ją do siebie, atakując należącą do niej szyję własnymi wargami.
- Przecież Ci mówiłam że możemy i bez pokera - wymruczała mi wręcz do ucha, stawając przy tej czynności na palcach. Obróciła się chwilę później w moją stronę, praktycznie momentalnie błądząc rękami po moim chwilowo nagim torsie. - Dobrze wiesz, że bym nie wygrała z Tobą. Skończyło by się na tym, że Ty byś stał w swoim sweterku, a ja bym świeciła bez ubrań.
- Dla mnie to tam lepiej... - uśmiechnąłem się, przyciągając ją mocniej do siebie.
<Vivian? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)