niedziela, 13 maja 2018

Od Any do...

- Dobra, Czajnik, koniec leniuchowania - rzuciłam do klaczy, siłując się jednocześnie z zasówą przy jej boksie. Już jakiś czas temu miałam zgłosić, że się zacina, ale zawsze coś mi wypadało, skótkiem czego po dzień dzisiejszy sprawia mi problemy.
Z męczenniczym westchnieniem porzuciłam próby otwarcia bramy jedną ręką, przez drugą mając przerzucony sprzęt w postaci siodła i ogłowia, a także położonych na wierzchu, trzymających się na słowo honoru, ochraniaczach i szczotkach. Odłożyłam ostrożnie wszystko na ziemię i gdy tym razem sięgnęłam zasówy, przesunęła się z głośnym zgrzytem. Expresso oderwała się zaskoczona od powolnego przeżuwania siana i spojrzała na mnie z niepokojem.
- Spokojnie - mruknęłam, wchodząc do boksu, zgarniając po drodze szczotki zostawione na ziemi. - Dzisiaj na pewno pójdę do biura, żeby to zgłosić...
Wyczyszczenie gniadoszki wyjątkowo zabrało mi stosunkowo niewiele czasu. A jak ma się zbyt dużo wolnego czasu, jak wiadomo, wpada się na niecodzienne pomysły. Spojrzałam na zegarek zastanawiając się, czy wyrobię się przed umówionym z panem Blythem treningiem.
Pół godziny wydało się do tego odpowiednie.
~•~
Jak się okazało, jeśli chodzi o Małą Czarną, nic nie jest takie, jakim by się wydawało.
- Nosz, kobieto, opóść łaskawie tą głowę! - warknęłam zirytowana, gdy klacz, zamiast jak zwykle przed treningiem pochłaniać siano jak głupia, stała z wysoko podniesionym łbem. Jakby tego było mało, im bardziej zbliżałam się z pleceniem siateczki do uszu konia, tym wyżej wędrowała jego głowa. Zmuszał mnie tym samym do podnoszenia rąk coraz to wyżej. A że generalnie jakoś szczególnie rozwiniętych mięśni kończyn górnych nie mam, co chwilę musiałam przerywać pracę, żeby dać bolącym rękom odetchnąć.
Gdy spojrzałam znowu na zegarek, zostało mi raptem dziesięć minut do początku treningu. Oceniłam moje "dzieło" krytycznym wzrokiem. Przez pozostały mi czas (doliczając osiodłanie) nie zdążyłabym misternej fryzury ani skończyć, ani rozpleść. A tak, jak była, w połowie zaplecionego drugiego rzędu, wyglądała beznadziejnie.
Już miałam się poddać i iść na trening z koniem z takim stanem grzywy, z jakim był, gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi do stajni. Uśmiechnęłam się, pełna nowej energii, i doskoczyłam do bramy boksu. Pomachałam do nowoprzybyłego człeka, żeby zwrócić jego uwagę, a doczekawszy się reakcji, zapytałam z całą słodyczą, na jaką było mnie stać:
- Mogłabym liczyć na twą pomoc?

Ktoś, coś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)