niedziela, 13 maja 2018

Od Riley C.D Any

Dotarłszy do Magic Horse, odprowadziłyśmy klacze do boksów i powędrowałyśmy do budynku akademika. W pokoju zastałyśmy Adę i Christi, zajadające się chipsami przed telewizją.
- Ello - odmachnęłam dziewczynom, zdejmując szybko buty - Co oglądacie?
- Właściwie to chwilo nic, film ma się dopiero zacząć, a póki co lecą reklamy - blondynka przeciągnęła się na kocu, po czym odchyliła się do przodu, by zgarnąć ze stolika karton soku, który następnie nam podała - Siadajcie.
Dosiadłyśmy się zadowolone, po chwili Ghost również wpakował się na kanapę. Tylko Nilay postanowił usiąść gdzie indziej i usadowił kuper na parapecie, obserwując krople wody, powoli spływające po gładkiej powierzchni szyby. Dobrze, że zdążyłyśmy wrócić przed deszczem, w przeciwnym razie pewnie nasze ubłocone wierzchowce byłyby skazane na "złowrogie" myjki, których przynajmniej Meli szczerze nie znosi.
Dochodziła dwudziesta trzecia, film dawno się skończył, ale jakoś tak naszło nas na rozmowy. Dopiero gdy uświadomiłyśmy sobie, że nikt jeszcze nie wysadził w powietrze miejscowej szkoły; Ana i Christie uciekły do swoich pokoi, zaś Ada i ja... No, ona pognała do łazienki, za to mnie zostało jeszcze powtórzenie materiału na test z matematyki, do którego oczywiście nie chciało mi się przysiąść wcześniej, eh... Zanim się obejrzałam, wskazówka ściennego zegara powędrowała sobie jakby nigdy nic daleko do przodu, a konkretniej do numerku trzy; co w efekcie zmobilizowało mnie do położenia się wreszcie spać.
***
Budzik darł się niemiłosiernie, wypalając me uszy od środka, przy czym wtórował mu uradowany porankiem Nilay. Złowrogie urządzenie i jego straszliwe dźwięki udało się na szczęście bardzo szybko poskromić, czego niestety nie można powiedzieć o kruku, który wyłącznika nie posiada, więc tak czy siak byłam zmuszona zwlec się w końcu z łóżka. Nie tracąc czasu, szybkim krokiem udałam się do łazienki, zgarniając po drodze z oparcia krzesła ciuchy przygotowane na dzisiejszy dzień. Radość związana z gorącym prysznicem nie trwała zbyt długo, bo zaledwie parę minut po tym jak weszłam do łazienki, zaczął dryndać mój telefon. Super. Wcześniej się nie dało? Dobra, niech się ktoś dobija. O tej porze mam chyba prawo do choć odrobiny spokoju. Kiedy już się możliwie ogarnęłam, narzuciłam szarą, obcisłą koszulkę i jeansy (które prawdę mówiąc ani trochę nie pasowały do reszty ubioru, ale mniejsza z tym), przed wyjściem napełniając jeszcze karmą miskę Nilay'a. Dopiero zmierzając w stronę szkoły dotarło do mnie ile mam nieodebranych połączeń od... Alice. No właśnie, Alice. Dziwne. Rzadko dzwoni, żeby nie powiedzieć, że prawie w ogóle. Ostatnim razem kontaktowałyśmy się by złożyć sobie życzenia świąteczne. Zapewne ma jakiś interes... Dobra, mniejsza z tym. Zadzwonię do niej po zajęciach.
***
Opuściwszy budynek szkoły, przemierzałam spokojnym krokiem chodnik, gdy nagle dostrzegłam w oddali znajomą sylwetkę.
- Hej, Ana! - pomachałam dziewczynie, podbiegając do niej.
- O, cześć, już po lekcjach?
Pokiwałam głową i poprawiłam plecak na ramieniu - Zabierasz dzisiaj Expresso w teren? Pytam, bo wybieramy się z Meli do lasu, trochę smutno nam będzie samym...
- Pewnie, czemu nie! - rozpromieniła się niebieskooka - Pod warunkiem, że pomożesz mi dzisiaj w kuchni przy pieczeniu końskich ciastek. Chcę przetestować nowe przepisy - dodała z uśmiechem na twarzy.
Przegadałyśmy praktycznie całą drogę powrotną i zanim się obejrzałyśmy, byłyśmy już pod akademikiem.
- To do zobaczenia później!
- Pa! - odmachnęłam przyjaciółce, przekręcając kluczyk w zamku. W tej samej chwili, z mego telefonu znów zaczęła się wydobywać irytująca melodyjka.
- Cześć, Alice - odebrałam, wszedłszy do pokoju - Coś się stało? Dobijasz się od rana.
- A co? To źle, że dzwonię? - głos kuzynki sugerował, iż nieco rozbawiła ją owa reakcja, ale nie wnikałam w to zbytnio.
- Nie no, pewnie że nie... - speszyłam się trochę - ... tylko że z reguły dzwonisz do mnie dość... Hm, no cóż, robisz to rzadko.
- I?
- I nic - wzruszyłam ramionami - Po prostu stwierdzam fakt.
- Wiesz co, zawsze się z tobą dziwnie rozmawiało, ale naprawdę nie sądziłam, że zrobiła się z ciebie taka nudziara... - skomentowała bezczelnie, a w głośniku dało się słyszeć ciche westchnięcie.
- Już to kiedyś słyszałam - oparłszy się plecami o parapet, przez chwilę wędrowałam palcami po jego gładkiej powierzchni, przy okazji zastanawiając się nad tym, co powiedzieć dalej. Równie dobrze mogłabym teraz przerwać tę bezsensowną rozmowę, ale z bólem serca muszę przyznać, że brakowało mi złośliwych uwag Alice, które przecież towarzyszyły mi przez całe szczęśliwe (no dobra, nie do końca szczęśliwe, ale przyjmijmy na moment, że takowym było) dzieciństwo.
- Powiesz coś w końcu, czy mamy się rozłączyć? - jak widać mego rozmówcę, cisza zaczęła trochę nudzić.
- Mów zwyczajnie czego chcesz, bo nie zamierzam spędzić reszty dnia przy telefonie. Muszę przygotować Meli przed jazdą, a pan Gilbert nie daruje mi kolejnego spóźnienia, rozumiesz? - przewróciłam oczyma, w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
- Właściwie to nic ważnego... Ale skoro już poruszyłaś ten temat...
- Alice! Mów rzesz! - wydarłam się do słuchawki, aż Ada wyszła z kuchni zobaczyć o co chodzi. Tak, Alice bez wątpienia ma dar. Tylko ona potrafi mnie w tak szybkim czasie doprowadzić do szału.
- Dobra, już dobra, wyluzuj dziewczyno! - kuzynka parsknęła śmiechem, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło, ale w porę powstrzymałam się od kolejnego wybuchu, zachowując resztki godności.
- O co chodzi? - zadałam pytanie po raz drugi, biorąc przy tym głęboki oddech.
- A więc, mówiłaś coś o Neli...
- Meli - poprawiłam ją szybko - Melinda to mój koń.
- Wiem, wiem, Meli... Chodzi o to, że być może odwiedzę cię niebawem i chętnie bym ją zobaczyła - oświadczyła jakże uroczystym tonem.
- D-do akademii? Ty... Chcesz przyjechać... Tutaj? - no teraz to mnie zatkało.
- No tak. Starzy stwierdzili, że najwyższa pora się mnie pozbyć - zaśmiała się. Zapewne na jej twarzy zawitał teraz szeroki uśmiech, którego niestety ja nie byłam w stanie z siebie wycisnąć - A tak szczerze, to chcę się wyrwać z tej małej mieściny. Najwyższa pora na jakieś zmiany!
- Nie chcę cię rozczarować, ale wiesz, Porec to też taka trochę...
- Mieścina? Tak, mam tego świadomość - zapewniła, nadal radosna niczym filmowy William B. Tensy zapalający swego papieroska. Dobra, rezygnuję. Nic nie jest w stanie ostudzić jej entuzjazmu.
- Too... Kiedy masz zamiar przyjechać...? - zapytałam przeciągle. Teoretycznie chyba powinnam w to włożyć trochę więcej uczucia, eh, trudno.
- Cóż, prawdopodobnie już od przyszłego miesiąca będę mogła się tutaj uczyć. Cudownie, prawda?
- Yhmm... - pokiwałam głową w myślach błagając, by to co właśnie miało miejsce, okazało się jedynie jakimś porąbanym snem.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, aż w końcu pod pretekstem "popołudniowego treningu" (który w rzeczywistości zaczynał się dopiero po szesnastej) ucięłam rozmowę. Z mrocznych odmętów rozmyślań wyrwało mnie dopiero pukanie do drzwi. Leniwie zsunęłam się z wygodnego fotela, który usilnie starał się mnie przy sobie zatrzymać. Otwarłszy drzwi, u progu swego pokoju ujrzałam...
- Cześć, mogę wejść? - Ana uśmiechnęła się szeroko, jedną ręką przytrzymując Ghost'a usiłującego wślizgnąć się do środka.
- Jasne, jasne, wchodźcie - odwzajemniłam jej uśmiech i korzystając z okazji pogmerałam po głowie rozweselonego psa.

Ana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)