środa, 16 maja 2018

Od Riley C.D Christiny

Właściwie można się było tego spodziewać, Meli zawsze będzie się bać skoków i bez względu na to co zrobię, tak czy siak nie cofnę jej traumatycznych wspomnień związanych z ową dyscypliną. No nic, trzeba się będzie z tym pogodzić. Powoli podniosłam się z twardej gleby, spoglądając na czarną z politowaniem.
- Oj, Mel, Mel, ty uparta wariatko - poklepałam ją po szyi, wskakując z powrotem w siodło - To co, jedziemy dalej? - zwróciłam się do ciemnowłosej, posyłając jej delikatny uśmiech.
- A dasz radę? - brew Rihy lekko uniosła się ku górze, a oczy zaserwowały mi podejrzliwe spojrzenie.
- Spokojnie, nic mi nie jest! Nawet nie wiesz ile razy już z niej spadłam - parsknęłam śmiechem, gładząc dłonią miękką głowę klaczy - Chodź, przecież nie będziemy tak tu bezczynnie siedzieć. Szkoda dnia, jedźmy na tę plażę! - nie czekając na pozwolenie przyjaciółki, lekko klepnęłam czarną w zad, dając jej do zrozumienia, że możemy już ruszyć w dalszą drogę, na co klacz zarżała radośnie i zanim się obejrzałam wystrzeliła niczym rakieta daleko przed siebie.
- Ej no! Poczekajcie na nas! - usłyszałam po chwili za swymi plecami. Odwróciwszy się przez ramię, posłałam Christi chytry uśmieszek.
Niedługo potem naszym oczom ukazała się piękna, malownicza plaża. Przez pewien czas obserwowałyśmy dumny i lekki cwał wierzchowców, brykających beztrosko po piaszczystym podłożu, które rozpieszczały przybrzeżne fale.
***
Z racji tego, że dochodziła dziewiętnasta i było już trochę za późno aby ćwiczyć na świeżym powietrzu, postanowiłam zabrać pannę ADHD do hali zamkniętej, która na nasze szczęście, okazała się być pusta. Właściwie to wolę treningi ze znajomymi, ale wiem też, że Mel robi większe postępy, gdy jesteśmy same, bo inne konie zawsze ją rozpraszają. Wykonałam zmianę kierunku przez całą długość ujeżdżalni, następnie wjechałam na koło, przez cały czas kłusując. Zginałam ją w prawo, pierwsze kilka kółek czarna nie za bardzo załapała o co mi chodzi, ale po bodajże piątym lub szóstym podejściu, w końcu zrozumiała na czym polega to ćwiczenie i dalej poszło nam już jak po maśle.
- Tak jest, dobra robota - pełna entuzjazmu, z dumą poklepałam klacz po szyi, która w odpowiedzi parsknęła zadowolona. Muszę przyznać, iż radzi sobie coraz lepiej. Nie żebym się szykowała na jakieś zawody, czy coś w tym stylu, bo przed nami jeszcze daleka droga. Zwyczajnie cieszy mnie, że godziny spędzone na treningach, początkowo tak bardzo przerażających, zarówno Mel jak i mnie; wreszcie przyniosły jakieś efekty.
- Całkiem nieźle, a już myślałam, że odpuściłyście sobie ujeżdżenie bez kontroli trenera...
Drgnęłam niczym trzaśnięta prądem, gdy tuż za swymi plecami, usłyszałam czyjś głos, którego ton choć brzmiał raczej sympatycznie, w pierwszej chwili wywołał we mnie taki mini atak paniki. Kara zastrzygła uszami, machnąwszy niespokojnie łbem. Najwyraźniej udzielił jej się mój nastrój. Odwróciłam się przez ramię, spoglądając na osobę, która owe zamieszanie wywołała. Oczywiście, musiała być to pani Rose. Że też nie mogłam trafić na innego nauczyciela, znaczy się, nie żebym nie lubiła pani Elizabeth, ma sporo doświadczenia i rękę do zwierząt ale... No, powiedzmy sobie szczerze, zbyt często spotykam się z krytyką z jej strony. Hm, teraz nie wyglądała jakby miała zamiar coś skorygować.
- T... tak, ćwiczymy od pewnego czasu - wysiliłam się na lekki uśmiech, pilnując by zbyt szybko nie znikł z mej twarzy.
Porozmawiałyśmy przez chwilę, w zasadzie o wszystkim i o niczym, po czym każda z nas poszła w swoją stronę. Powrót do stajni przebyłyśmy w biegu, bo jak na złość zaczął wiać silny, północny wiatr, któremu wtórowały deszcz i kłęby ciemnych, bodajże burzowych chmur. Choć trasa nie była długa, na miejsce dotarłyśmy praktycznie całe przemoczone. Już miałam sięgnąć po sporą, niebieską płachtę wiszącą na prawym skrzydle drzwi, gdy czarna nieoczekiwanie przyspieszyła, przemierzając żwawym krokiem kamienną posadzkę i przy okazji ciągnąc mnie za sobą.
- Mlaskacz, wariatko! Stój! - starałam się ją zatrzymać, ale klacz ku najmniejszej linii oporu brnęła przed siebie niczym czołg.
W pewnej chwili pociągnęłam mocniej za wodze, by choć odrobinę zwolnić jej chód - Czekaj, dokąd tak lecisz? - parsknęłam śmiechem, podsuwając pod jej chrapy smakołyk, który na szczęście okazał się skuteczniejszą metodą. Pochłonąwszy szybciutko łakoć, Mel zwróciła swój wielki łeb w stronę osoby stojącej przy jednym z boksów, a dokładniej obok "mieszkanka" Różyczki, która zdawała się być równie uradowana widokiem Rihy, jak sama dziewczyna.
- Ello - pomachałam przyjaciółce, podprowadzając wierzchowca bliżej, po czym wprowadziłam zwierzaka do boksu.
- O, hej - ciemnowłosa odwzajemniła mój uśmiech - Dobrze, że cię widzę. Widziałaś gdzieś Adę?
- Adę? - spojrzałam na nią nieco zaskoczona zadanym pytaniem - Nie. Myślałam, że jest u ciebie.
- Ee... To nie wróciła jeszcze?
- No nie, niestety nie - westchnęłam, podciągając rękaw białej koszuli, by sprawdzić godzinę - Już po dwudziestej, gdzie ona się podziewa?

Christina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)