Po około 15 minutach jazdy powiedziałam:
- Zatrzymaj się na chwilę - powiedziała.
Chłopak wjechał na chodnik i zaparkował motocykl.
- Co się stało? - spytał.
Nic nie odpowiedziałam. Przeszłam przez połamany płot. Chłopak poszedł za mną.
- Co pan robi!? - krzyknęłam.
Mężczyzna ciągnął i bił batem strasznie wychudzoną klacz.
- Wynocha stąd smarkacze! - wydarł się mężczyzna - To mój koń i będę z nim robić co chcę.
- Takie traktowanie zwierząt jest karalne! - krzyknęłam.
- Mam prawo robić z nim co chcę - odparł wściekły facet.
- Chodź Luna ... - zaczał Arthur.
- Nie. Nie zostawię tego konia tutaj samego - odparłam.
Podeszłam do mężczyzny i chciałam mu wyrwać uwiąz z reki, ale ten uderzył mnie batem.
- Nic ci nie jest? Chodź .... Wrócimy tu z twoim tatą - mówił spokojnie Arthur.
- Tego konia już może tu nie być - odparłam.
- Koniec tego - zaczął mężczyzna. - Dzwonię na policję.
- Niech pan od razu powie, po co tu przyszliśmy - odparł Arthur.
Mężczyzna wyjął telefon i wykręcił jakiś numer. Podeszłam do konia i pogłaskałam go.
- Zabierzemy cię stąd - powiedziałam.
Podałam telefon Arthurowi i powiedziałam:
- Zdzwoń do mojego taty.
Przytuliłam konia, a mężczyzna uderzył mnie z całej siły batem w twarz. Z polika zaczęła lecieć mi krew.
- Nie dotykaj jej! - wrzasnął
Arthur?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)