czwartek, 1 września 2016

Od Esther C.D Noah'a

Po dłuższym czasie leżenia wśród tych małych, puchatych kulek stwierdziłam, że trzeba w końcu wrócić do siebie. Zostawiłam więc moich nowych, małych przyjaciół żeby iść ochłonąć. Wpadając do pokoju zauważyłam zapisaną karteczkę na biurku. Na dole zobaczyłam podpis Noah’a. Głupio zrobiłam, że go tak wystawiłam. Skarciłam się w myślach za swoje lekkomyślne zachowanie. Chciałam iść się z nim teraz spotkać, ale co jeśli będzie wypytywać? Zobaczyłam na telefonie, że kilka razy do mnie dzwonił. Może pytać też o to czemu nie odbierałam. Nie lubię i nie umiem kłamać, nie lubię udawać i chyba nigdy za dobrze mi to nie wychodziło. Jednak teraz będę musiała się wysilić. Nie może zobaczyć, że coś jest nie tak. Tylko, jak tu udawać taki entuzjazm, który był dla mnie rzeczą tak naturalną? Będę musiała sobie jakoś poradzić. Po małej burzy myśli stwierdziłam, że mimo późnej pory, pójdę do niego. A raczej się wymknę. Otworzyłam okno. Jak na złość padał deszcz. Chociaż w sumie, deszcz był spoko. Dobrze się wtedy śpi i myśli, patrząc na strugi wody spływające po szybie. Narzuciłam bluzę z kapturem i przytrzymując się parapetu, zaczęłam wychodzić. Przymknęłam okno, żeby nie narobiło się sodomy podczas mojej nieobecności i żeby mieć potem jak wejść z powrotem. Powierzchnia dachu była dosyć śliska, a utrzymanie się graniczyło z cudem. Nie przewidziałam jednak, że może to być aż takie trudne. Gdy tylko zamknęłam okno, noga, która była moim stablizatorem, zjechała w dół, ciągnąc za sobą resztę mojego cielska. Ostatecznie wylądowałam gdzieś w krzakach, cała podrapana. I mokra. I niemiłosiernie bolała mnie kostka, która w niemalże stu procentach została pewnie skręcona. Moje przypuszczenia sprawdziły się, gdy chciałam na niej stanąć. To był zły pomysł. Ten moment należał do tych nielicznych, kiedy to beczałam z bólu. Wyglądałam teraz jak tysiąc nieszczęść. A przynajmniej tak mi się wydawało. Kuśtykając, cała obolała, czułam, jak deszcz spływa po moich włosach i twarzy. Jednak dalej brnęłam do przodu. Wchodząc do domku właścicieli starałam się być jak najciszej. Będąc przed drzwiami do pokoju Noah’a, przejrzałam się w ekranie telefonu, żeby wyglądać normalnie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zapukać. Tak tak, chyba trzeba jeszcze raz przejrzeć spis dobrych zachowań. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Starałam się jak najmniej i najciszej pociągać nosem. Jednak wydawało się, jakby kompletnie się wyłączył. Może spał? Albo ignorował to wszystko. Dowlokłam się do jego dużego łóżka i położyłam z drugiej strony. Jednak czy powinnam się tak zachowywać? Z tego nadmiaru pytać wytrącił mnie jego wzrok. Nie potrafiłam już patrzeć mu w oczy, więc skupiłam się na swoich dłoniach, miętoląc kawałek koszulki.
- Czemu cię tyle nie było?- spytał, odwracając się.
- Jaa… Po prostu… Znalazłam wybieg dla królików, zasiedziałam się…- podkuliłam pod siebie nogi, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
- A telefon? Dzwoniłem do ciebie kilka razy- dalej brnął z pytaniami.
- Rozładował mi się- wypaliłam szybko.
Chyba jednak mi się nie udało, nie wyglądał na za bardzo przekonanego tym, co powiedziałam.

<Noah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)