- Dziękuję- uśmiechnęłam się, gdy postawił przede mną miskę płatków.
Gdy skończyliśmy jeść, wzięliśmy sobie po jabłku i po wielu zapewnieniach, że na pewno dam radę iść sama, ruszyliśmy do pielęgniarki. Gdy wypytywała, jak sobie ją skręciłam, wymyśliłam coś wiarygodnego. Nagle przyczyną mojej obolałej kostki stał się upadek ze schodów, który spowodowany był wpatrywaniem się ślepo w telefon. lepsze było dostanie wiązanki, że ciągle siedzi się w internecie niż to, że wyłazi się o nie wiadomo której przez okno. W nocy. Gdy pada deszcz. Ostatecznie moja kostka została zabandażowana i dostałam zakaz jazdy konnej na dwa tygodnie. Chwila… Dwa TYGODNIE? Gdy tylko wyszliśmy z pokoju pielęgniarki i upewnieniu się, że na pewno nie usłyszy, wydałam z siebie jęk pełen bólu i niezadowolenia ze swojego żywota.
- Szybko zleci, zobaczysz- Noah próbował mnie jakoś pocieszyć, ale nie za bardzo mu to wychodziło.
- Nie mogę jeździć. Przez… Dwa… Tygodnie… Czy ty rozumiesz, jaki to jest ból? Nie móc jeździć przez DWA. TYGODNIE- mówiłam to z takim uczuciem i tak machając rękami, że o mało co go nie uderzyłam- Idę skoczyć pod pociąg… Jest tu niedaleko jakiś pociąg? Ano tak, jest, przecież nim przyjechałam tutaj- zaczęłam mamrotać rozpaczliwie, gdy po dłuższej chwili przeżywania tego, moje emocje już nieco opadły.
- Nie będziesz nigdzie skakać. Wiesz, że nie będziesz wtedy mogła jeździć jeszcze dłużej?- spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Trudno… Będę patatajać po niebie na różowym jednorożcu, a ludziom którzy mnie denerwowali urządzę takie paranormal activity, że wiktują do psychiatryka na dożywocie- wymruczałam i wydęłam dolną wargę, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej.
<Noah?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)