-Może zostawimy trochę marchewek dla koni? - zapytałem
-W sumie to dobry pomysł i tak wszystkich nie rozdamy - zaśmiała się
-Jakbyśmy przytargali ze sobą kucyka to od razu byłoby wow - zmieniłem temat
-Pewnie tak, ale możemy już wracać? - zapytała uśmiechając się
Skinąłem głową potwierdzając. Po powrocie do stajni i przebraniu się
Lotte w zwykły strój poszliśmy nakarmić konie marchewkami. Zostało ich
dużo więc nie było problemu. Pokroiłem je równo, aby starczyło dla
każdego i aby nikt nie był zazdrosny. Gdy skończyliśmy rozdawać warzywa
tym gigantom usiadłem na beli siana aby odpocząć od chodzenia.
-Ile tu jest koni, bo wydaje mi się że ze 100. - zapytałem
-Szczerze to nie liczyłam. - odpowiedziała
Wstałem i podszedłem do boksu mojego konia który patrzył się na mnie jak
zawsze. Poszedłem po ogłowie bezwędzidłowe, które po wyczyszczeniu mu
założyłem. Wyprowadziłem go z boksu i powoli wychodziłem z nim ze
stajni.
-Idziesz popatrzeć jak spadam? - zapytałem
-Oczywiście - zaśmiała się
Poszliśmy na parkur otwarty gdzie wsiadłem na ogiera. Na początek kilka
kółek stępem, kłusem i tak dalej. W końcu przyszedł czas na skoki. Na
początku szło nam dobrze, aż do momentu gdy dałem mu za lekki znak.
Ogier zatrzymał się przed przeszkodą zrzucając mnie przez szyję. Jak na
moje szczęście nie mogłem polecieć na piasek tylko na przeszkodę i
strącić drągi. Usiadłem na piasku bijąc ogierowi wolne brawa za daleki
rzut mną.
Lotte?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)