sobota, 11 lutego 2017
Od Luke'a C.D Arzayeli
Znalezienie miejsca na stołówce graniczyło z cudem. Nigdy nie kwapiłem się zbytnio do wstawania wcześnie rano, przez co niemal codziennie ponosiłem tego konsekwencje. Rzadko kiedy udawało mi się przyjść na śniadanie na tyle wcześnie, aby nie dość, że znaleźć sobie dogodne miejsce, to jeszcze dokończyć swój pierwszy posiłek w ciągu dnia w spokoju.
Tym razem nie mogło być inaczej. Wydaję mi się, że dosyć mocno zakorzenione we mnie jest przyzwyczajenie i rutyna, mimo, że nie przepadałem za melancholią na zupełnie innych płaszczyznach.
Kiedy już sądziłem, że przyjdzie mi zjeść śniadanie na podłodze pod ścianą, wyłapałem wzrokiem kilka wolnych miejsc, z czego jedno znajdowało się naprzeciwko niezbyt wysokiej dziewczyny, która uparcie wpatrzona była w otwarty zeszyt. Podchodząc bliżej obleganego przez nią stolika, wymusiłem poniekąd na sobie delikatny uśmiech, bowiem zwyczajnie nie miałem nawet siły na to, aby silić się na uprzejmości. Po kilku krótkich, ale jakże ważnych sekundach, z moich ust padło pierwsze pytanie, jak to na osobę przysiadającą się przystało. Nie wiem, czy mówiłem na tyle niewyraźnie, czy może po prostu moje słowa zlały się z wcale cichym otoczeniem, jednakże moje pytanie pozostało do tej pory bez odpowiedzi. Mimo, że nie zdążyłem nawet poznać bladej przedstawicielki płci pięknej o białych dredach, odnosiłem wręcz nieomylne wrażenie, że zjedzenie posiłku w jej towarzystwie będzie najlepszym wyjściem. Głównie dlatego, że była na tyle wpatrzona w swój szkicownik i śmigający po kartce ołówek, że nawet nie robiła sobie tego problemu, aby uraczyć mnie dłużej trwającym niż dwie sekundy spojrzeniem.
Zastanawiające było to, jak świetnie potrafiła się skupić na powstającym szkicu, pomimo tego, że dookoła panował niezły gwar. Uczniowie śmiali się, rozmawiali ze sobą nie siląc się wcale na dyskrecję, albo też stukali sztućcami o śnieżnobiałe naczynia, utwierdzając mnie dzięki temu w przekonaniu, że nie minie chwila, a całe pomieszczenie diametralnie opustoszeje. Zmusiło mnie to do lekkiego wzdrygnięcia się, bowiem nie dość, że moje śniadanie stało nietknięte, to w dodatku od dobrej chwili przypatrywałem się nieznajomej, choć sam na dobrą sprawę nie wiedziałem, dlaczego to robię. W jej tęczówkach było coś, co zdecydowanie przyciągało wzrok drugiej osoby, w tym także i mnie, bo mogłem zaklinać się na wszelkie świętości, a jednak fakt pozostawał faktem, że szare oczy dziewczyny zrobiły na mnie niemałe wrażenie.
Odrywając wreszcie od niej wzrok, aby zachować przynajmniej pozory prawie normalnego obywatela, sięgnąłem po jedną z kanapek, która zachęcająco spoglądała na mnie z dna naczynia. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności, więc nie minęła może chwila, a już na pewno nie dwie, kiedy to po posiłku pozostały tylko dobre wspomnienia i odczucie pełnego żołądka. Teraz mogłem zająć się dręczeniem innych, w tym przypadku dziewczyny siedzącej naprzeciwko mnie, zaraz po tym, jak widocznie zadowolona ze swojej pracy zamknęła wypełniony po brzegi szkicownik. Podczas gdy ona zajmowała się w odpowiedni sposób swymi płatkami, ja bez większego wahania sięgnąłem po zeszyt, do którego zajrzenie było jednym z tych pragnień, które szło szybko i sprawnie spełnić.
- Mam nadzieję, że dostanę kopię skończonego oryginału? - uśmiechając się szeroko, wskazałem palcem na portret, na którym w dodatku dostrzegłem samego siebie. Wyjaśniało to fakt ukradkowych spojrzeń w moim kierunku, jak i tego, że oszczędzaliśmy w swoim niedawno poznanym towarzystwie w słowach. Całość robiła wrażenie, a ja śmiałem twierdzić, że wyglądało to lepiej, niż moje lustrzane odbicie. A już na pewno moje włosy układały się na kartce normalniej, niż przyszło im to robić w rzeczywistym zwyczaju.
- Zależy od tego, jak ładnie będziesz prosić - trzeba było przyznać, że posiadaczką ona była nie tylko talentu i nieziemskich oczu, ale także i głosu, którego słuchało się z ogromną przyjemnością. Zwłaszcza, kiedy wymieszany był on z cichym śmiechem, tak, jak stało się to w tamtym momencie. Choć wydawało mi się, że mój też wcale nie jest najgorszy, to w tym pojedynku zdecydowanie wygrała ona, mimo, że ciężko było mi się do tego otwarcie przyznać.
- No proszę, nawet nie znam Twojego imienia, a już stawiasz warunki - pokręciłem z nieznikającym uśmiechem na ustach głową, co poniekąd nie było zbyt dobrym pomysłem, bowiem włosy nie dość, że roztrzepały się na wszystkie strony świata, to w dodatku powchodziły mi do uszu, co nie było najmilszym doznaniem.
- Arzayela - odrywając się już od pustego naczynia po płatkach, wyciągnęła w moją stronę dłoń, którą bez najmniejszego zawahania delikatnie uścisnąłem, przypominając sobie o tym, jak nie raz zdarzyło mi się zrobić to nazbyt mocno.
- Luke - podając jej wcześniej zabrany szkicownik, rozglądnąłem się po całym pomieszczeniu, które na dobrą chwilę z minuty na minutę stawało się coraz bardziej puste, aż w końcu doszło do tego, że zostaliśmy tylko my i pies, który chodził między stolikami, aby wyszukać jak najlepsze, zdatne do spożycia i pozbawione właściciela kęski jedzenia. Nawet jeśli rozmowa sama w sobie była przyjemna, a ja nie nabrałem do dziewczyny jakichś niekorzystnych uprzedzeń, zwyczajnie musiałem uciąć pogawędkę, będąc pewnym, że spóźnienie się na karmienie koni nie zostanie dobrze odebrane. Nie chcąc więc do tego dopuścić, odniosłem wszystkie naczynia z naszego stolika, uprzednio żegnając jasnowłosą. Znając własne szczęście i zrządzenie losu, wiedziałem, że pozostaje mi liczyć tylko sekundy aż do momentu, w którym ponownie z Arzayelą na siebie wpadniemy. Nie wiedziałem jednak, że nastąpi to w tak zawrotnym tempie... Ledwo co otrzymałem od instruktora taczkę z sianem do rozwiezienia, a już musiałem się zatrzymać, bowiem złapałem na swój "pojazd" pasażera na gapę. Jako, że przemierzając korytarz stajni nie skupiałem się na wykonywanym poleceniu, zamiast tego uparcie świdrując ekran swego telefonu, nim się obejrzałem poczułem ciężar, który spowodował, że wypuściłem z jednej ręki uchwyt taczek. Wyglądało na to, że niechybnie podciąłem niczego nie spodziewającej się Arzayeli drogę, powodując tym samym, że opadła na miekką kupkę siana.
- Wygląda na to, że jesteś mi dziś pisana - odezwałem się w końcu, powstrzymując rozdzierające mnie od środka rozbawienie.
<Arzayela?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)