Skupiałem się na zachowaniu klaczy. Była ona zupełnie inna niż koń na którym jeździłem u dziadków. Uważałem aby przypadkiem nie wjechać w Lunę i jej konia. Nawet nie wiedziałem że od razu po przyjeździe zacznę jeździć. Miałem nie zbyt wygodne spodnie i na dodatek bluzę. Przejechałem koło kłusem ćwiczebnym po czym zacząłem anglezować aby przejechać przez drągi. Niestety klacz się potknęła więc najechałem na nie jeszcze raz i przed każdą przeszkodą ściskałem ją mocno łydkami. Poszło gładko, klacz przejechała bez najmniejszych problemów. Przez drągi nie jeździłem pierwszy raz więc wiedziałem co robić. Gdy nagle przez przypadek zagalopowałem. Usiadłem w siodło, odchyliłem się i pociągałem stopniowo wodze klaczy aby zwolniła. Kiedy nastąpił koniec lekcji nie wiedziałem czy mam się smucić czy cieszyć. Smuciłem się dla tego że musiałem już odprowadzać Wings do boksu, a cieszyłem się z tego że w końcu moje spodnie mi nie przeszkadzają. Przywiązałem klacz do specjalnego miejsca i rozsiodłałem ją.
Luna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)