poniedziałek, 23 marca 2020

Od Caroline C.D Aidena

Rytmiczny stukot kopyt wierzchowców zakłócał swoim dźwiękiem świergotanie ptaków i trzaskanie łamiących się gałązek. Konie, wyjątkowo podekscytowane wyjazdem poza teren ośrodka i możliwością poruszania się na innym gruncie niż na kwarcu czy brukowej kostce, z widocznym zadowoleniem odbierały nasze delikatne sygnały do przyspieszenia chodu. Nawet Countess, dotychczas zajęta parskaniem na każde mijane istnienie, zrezygnowała ze swojego zajęcia na rzecz spektakularnego wyrzucania swych kończyn w energicznym kłusie. Oba wierzchowce kroczyły tuż przy sobie, ułatwiając zarówno mi, jak i mężczyźnie posyłanie uszczęśliwionych spojrzeń i ciepłych uśmiechów. Nieszczególnie zorganizowany, w gruncie rzeczy wręcz spontaniczny wyjazd w teren uzupełnił tamten dzień o dodatkową dawkę endorfin, sprawiając, że poświęcałam swoje myśli wyłącznie trwającej chwili i towarzyszącemu mi szatynowi. Czułam się odprężona do granic możliwości, mogąc beztrosko oddawać się jeździe na wspaniałym ogierze i to w dodatku w obecności swojego ukochanego.
Niewątpliwym atutem tamtych okoliczności była także wyjątkowo przyjemna temperatura. Promienie słoneczne nieśmiało przedzierały się na leśną ściółkę spomiędzy rosłych, monumentalnych niemalże drzew, ogrzewając ciemne grzbiety dosiadanych przez nas koni. Świadomość, że mogliśmy poświęcić tamten dzień na wszelkie wymarzone przez nas czynności wydawała się mnie wręcz uskrzydlać i bezgranicznie uszczęśliwiać.
Rendez był niemalże idealnym rumakiem do przejażdżek tego typu. Charakteryzował się niemałą odwagą, ufnością w stosunku do jeźdźca i praktycznie niekończącym zapałem, a jego kondycja ułatwiała mu utrzymywanie równego tempa w wymagającym galopie. Dosiadanie go było nie tylko wyjątkowym zaszczytem, ale i wymogiem odpowiedzialności i dbania o karosza nawet i lepiej, niż o własnego konia. Doskonale wiedząc, że był dla Victora spełnieniem najskrytszych marzeń i niezaprzeczalnie oczkiem w głowie, byłam wdzięczna, że powierzył mi go w moją częstszą opiekę. Nawet jeśli zdarzał się dzień, w którym nie wsiadałam na Rendeza, to choćby odwiedzałam go w boksie czy zaprowadzałam na pastwiska. Niejednokrotnie wręcz było mi żal, że Victor nie rozważał jego sprzedaży.
Przechodząc do stępa, zatrzymaliśmy się przed nachodzącym rozdrożem.
- Mogłabym przysiąc, że nie było tu żadnego rozwidlenia.
- W takim razie chyba nie powinienem już więcej ufać twojej orientacji w terenie. - Aiden prychnął, zbierając niecierpliwiącą się klacz. Rendez także zaczął rozglądać się dookoła, sięgając w końcu pyskiem do końcówki moich sztybletów. Gładząc go po napiętej przez zginanie szyi, zaczęłam analizować dostępne opcje.
- Tamta ma ładniejsze kwiatki na poboczu. - Wskazując na prawą stronę, posłałam mężczyźnie rozbawiony uśmiech. Countess także wydawała się być zainteresowana rosnącymi chwastami, bo rżała w ich kierunku już od dobrych kilkudziesięciu sekund, wzbudzając tym samym uwagę karego siedmiolatka.
Uznając, że decyzja została podjęta, a mój komentarz był niewątpliwie istotny, zachęciłam ogiera do ruszenia sprężystym stępem, licząc na towarzystwo Stylesa. On jednak nie był zachwycony moją argumentacją.
- A ta ma bardziej zieloną trawę. - Wywrócił oczami, nadając swojemu głosowi nutę wszechobecnego w jego wypowiedziach sarkazmu. - Jesteś niepoważna, Caroline.
- I oprócz tego niewątpliwie czarująca. - Dopowiedziawszy, wystawiłam w kierunku szatyna język. Wciąż podążałam przed siebie, nie zwracając uwagi na jego dalsze słowa. Liczyło się dla mnie tylko to, że grunt był na tyle pewny, by móc pozwolić ruszyć Rendezowi aktywnym galopem. Ogier pozwalał sobie nawet na radosne bryknięcia, parskając od czasu do czasu, odkąd to ruszyła za nim skarogniada klacz. Znajdując się pod kontrolą Aidena, mimo wszystko starała się przeć przed siebie, napędzana galopującym tuż przed jej nosem wierzchowcem. Nie spodziewając się ujrzenia w wyjątkowo małej odległości płynącego strumyka, nie zdążyłam zareagować, gdy karosz z łatwością poszybował nad nim na drugą stronę. Robiąc jedynie pozbawiony jakiejkolwiek gracji półsiad, przynajmniej byłam żywym przykładem dla goniącej nas pary tego, co miało ich czekać. Nie przewidziałam jednak, że zaskoczona Countess of Highfields zrzuci ze swojego grzbietu właściciela prosto do lodowatej wody. Niewątpliwie zaskoczony szatyn starał się szybko odzyskać panowanie nad sytuacją i schwytać beztrosko stojącą skarogniadoszkę, ale klacz miała inne plany. Gdy tylko Aiden zbliżał się do niej na odległość kroku, zaczynała szaleńczo machać kopytem w strumyku, rozbryzgując wodę po całym ciele mężczyzny. Oszołomiony kolejną tamtego dnia nieplanowaną kąpielą w końcu poddał się, ze spokojem czekając na rozwój sytuacji.
Sama nie mogłam się powstrzymać od śmiechu do momentu, w którym i Rendez Vous odkrył możliwość zabawy wolno płynącą wodą.

W drodze powrotnej do Akademii zdążyliśmy względnie wyschnąć. Ciepłe promienie słońca ogrzewały nasze wilgotne ciała, wystawione na wyjątkowe ich oddziaływanie przez decyzję o powrocie przez rozległe łąki. Oba konie były zadowolone, że mogły się jeszcze nieco wybiegać.
Rozstaliśmy się dopiero w stajni. Ustawione po przeciwnych końcach stajni wierzchowce zajmowały nas na tyle, że cały proces rozsiodływania spędziliśmy bez zamienienia choćby słowa. Musieliśmy poświęcić większą uwagę nie tylko rozochoconym rumakom, ale i zmoczonemu sprzętowi. U Aidena sytuacja bezsprzecznie prezentowała się znacznie gorzej - z jego wodzy można było wręcz wyciskać wodę, a rzepy ochraniaczy zdawały się nie spełniać już dłużej swojej funkcji. W pewnym sensie obwiniając się za to, że nie pomogłam mu w wystarczający sposób, postanowiłam w najbliższym czasie sprezentować szatynowi komplet nowych ochraniaczy.
Na całe szczęście przynajmniej opieka w stajni nad końmi nie sprawiła nam większych problemów.
- Dałaś mu dzisiaj popalić, wiesz? - Uśmiechnęłam się delikatnie do czyszczonej przez Aidena klaczy, częstując ją kilkoma ukrytymi w kieszeni bryczesów smaczkami. Zauważywszy, że mężczyznę czekało jeszcze sporo pracy przy młodziance, podczas gdy ja zdążyłam już pożegnać się z ogierem, sięgnęłam po jedną ze szczotek, by choć trochę mu pomóc.
- Gdybym cię nie znała, to pomyślałabym, że jesteś najbardziej uroczym i niewinnym istnieniem na świecie. - Roześmiałam się lekko, wplatając swoje smukłe palce w kręcone włosy szatyna. Podburzony zarówno moimi słowami, jak i gestem, obrócił mną w taki sposób, że stykałam się plecami ze ścianą boksu. - Ale masz naturę buntownika.
- To pierwsze akurat się zgadza. - Mruknął wręcz podniecająco niskim głosem, nie pozwalając mi już dłużej na bawienie się kosmykami swoich włosów. Dzieliła nas niewielka odległość, którą pokonać mogliśmy ledwie tylko skinąwszy głową. Nie ukrywałam, że znalezienie się w takiej sytuacji ze Stylesem wyjątkowo mi odpowiadało, ale nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała udowodnić swojej niezależności, wyrywając się spod jego kontroli. Sprytnym ruchem znalazłam się po drugiej stronie boksu, sprawiając, że dzieliła nas rosła klacz. Countess przewyższała mnie niemalże piętnastoma centymetrami, co sprawiało, że Aiden zobaczył mnie dopiero w momencie, gdy po skończeniu czyszczenia jej boku postanowiłam wydostać się z boksu. Sądząc, że mężczyzna odpuścił już sobie udowadnianie wyższości, beztrosko oparłam się o drzwiczki przeciwległego pomieszczenia.

aale shit, przepraszam
Aiden?
1007 słów

1 komentarz:

  1. Poker Rooms Near Me - Kansas Casinos
    Check 토토 사이트 out our list of the most popular Poker 벳 인포 Rooms in Kansas City and enjoy an bet365 amazing array of poker 바카라 room & casino games. งานออนไลน์

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)