sobota, 21 marca 2020

Od Aidena C.D Caroline

Chwilę zajęło mi dopuszczenie do siebie słów, które padły z ust Caroline. Targały mną niesamowite emocje, bo choć sam miałem do ukrycia pewien fakt, to nie był on na tyle poważny, co wskoczenie do łóżka naszego obecnego trenera. Gotowałem się w środku i próbowałem opanować wybuch, który zbliżał się wręcz nieubłagalnie. Odczuwałem taki natłok negatywnych emocji, miałem wrażenie, że ktoś z niewyobrażalną zabawą wbija we mnie szpileczki. Poczuwałem się pewien sposób odpowiedzialny za Caroline, która swoimi decyzjami zaczynała mnie po prostu przerastać. Przęłknąłem ślinę, pozbywając się również nadciągającej fali gniewu w słowach, bo nie miałem zamiaru ranić dziewczyny głośno.
- Czyli wskoczyłaś do łóżka komuś z kadry? - uśmiechnąłem się półgębkiem, wypuszczając całkowicie wodze. - Lepiej, żebyś o tym nikomu nie mówiła, nie chcę, żeby puścili i Ciebie, i Victora z torbami. - dodałem, nie wierząc właściwie w moje słowa. W ostatnim czasie współpraca z kruczowłosym wychodziła nadzwyczaj dobrze, owocując w duże postępy moje, a przede wszystkiem Countess, która nabierała mięśni i wyglądała jeszcze lepiej. Caroline nie odpowiedziała mi, tępo wpatrując się w zbliżający się budynek Akademii. Nagle jednak potrząsnęła głową i pogładziła muskularną szyję karosza.
- Tak, można tak powiedzieć, że wskoczyłam do łóżka trenerowi. - parsknęła, dając ogierowi sygnał do przyspieszenia kroku w stępie. - Zapewniam, że nie zaciągnął mnie do żadnego domku na plaży.
- Auć? - mruknąłem, podjeżdżając lekkim kłusem do momentu, gdy znowu nie stępowaliśmy ramię w ramię. - A może byłaś tak najebana, że nawet nie pamiętasz momentu, gdy Cię przeleciał? - warknąłem, nie siląc się już na żadne miłe słowa. Twarz Caroline przybrała złowrogi wyraz, przybierając barwę zalewającego ją rumieńca.
- Jakim prawem mówisz do mnie w taki sposób? Jakim prawem, jako mój przyjaciel masz czelność mi wypominać? Chcesz usłyszeć moje zażalenia na Twój temat?! Zamroczyło Ci mózg, czy jak? To przez Ciebie tamta dziewczyna umarła, to Ty chciałeś wykorzystać okazję i przelecieć mnie, podczas tego, gdy byłam zalana w pień! Jesteś popierdolony, że masz czelność wytykać moje błędy! - warknęła, i zbierając wodze odjechała kłusem. Zaśmiałem się jedynie pod nosem i w spokoju dotarłem do stajni prywatnej, gdzie nie zastałem już osoby Caroline, a jedynie skubiący siano Rendez wskazywał na jej wcześniejszą obecność tutaj. Nie miałem nawet ochoty rozmyślać nad tym, co właściwie przed chwilą między nami zaszło.

Niemiecki etap zawodów miał rozpocząć się już jutro. Podróż do tego kraju była wyjątkowo męcząca i ciężka, bowiem oddychanie tym samym powietrzem co Wilson okazało się niemalże nieosiągalne. Oboje siedzieliśmy spięci, wsłuchując się w muzykę płynącą z osobnych słuchawek. Victor starał się rozluźnić atmosferę żartami, co jakiś czas zagadywał do Caroline, lub do mnie, co wskazywało na to, że nie dowiedział się o wydarzeniach z terenu. Sprawdzając instagrama, dopiero wtedy zauważyłem, że w folderze z wiadomościami, na odpowiedź oczekuje nieznana mi dziewczyna. Rozpoznając w niej blondynkę z stajennego korytarza, wystawiłem ekran telefonu przed twarz Victora.
- Czy to ta dziewczyna, która u nas startowała na Rendezie? - zapytałem, uśmiechając się półgębkiem.
- Tak, to Rebecca. Coś się stało, skąd to pytanie? - odpowiedział, ponownie próbując skupić się na drodze.  Odczytując treść wiadomości, nie wierzyłem własnym oczom, że dziewczyna mogłaby wyjść z tak bezpośrednią, pozbawioną tak naprawdę moralności propozycją. Zauważyłem, że obserwuje ją wiele moich znajomych, z którymi często bywałem na balach, ale jej twarzyczki jeszcze nigdy nie zauważyłem.
- Napisała do mnie, stąd odpowiadam. Przepraszam za przerwanie drogi. - mruknąłem i ponownie wróciłem do analizy wiadomości od Reb. Wyszła do mnie z propozycją spotkania w jej pokoju, gdyż okazało się, że przypadło nam zakwaterowanie w tym samym hotelu. Nie zaproponowała zwykłego spotkania..., a spotkanie z pewnym smaczkiem, w momencie, gdybyśmy dobrze się dogadywali. Rozmyślania nad wiadomością zajęły mi całą pozostałą drogę, którą spędzliśmy wszyscy w bezwzględnym milczeniu. Od razu po zatrzymaniu auta, Wilson wyskoczyła z niego i popruła do recepcji, by szybkim krokiem pokonać schody. Z Victorem wymieniliśmy się niezrozumiałymi spojrzeniami i zabraliśmy nasze bagaże.

Noc minęła bardzo upojnie, jadąc tutaj, w zupełności nie spodziewałem się, że spotka mnie taki układ, i to z taką dziewczyną. Blondynka była nieziemska, robiliśmy z sobą to co chcieliśmy, doprowadzając siebie do granic możliwości odczuwanej orzez nas przyjemności. Nie zdziwiłbym się zupełnie, gdyby któryś z lokatorów przebywających w pokojach obok, miał przez nas utrudnione zasypianie. Rebecca była dość jasna w obejściu, jej charakter był klarowny i nie zastawiał żadnych pułapek. Ugodowość i pozytywność, to cechy, które nie opuszczały jej ani na
minutę. Rozmowa nam się dość kleiła, ale nie był to materiał, z którego mogłbym ulepić sobie dziewczynę. Nie miała tej iskierki w oczach, w której posiadaniu była Caroline, która spędziła noc jak się okazało w objęciach Victora, bowiem gdy wróciłem do pokoju, zastałem ich w smacznym, głębokim śnie. Nie myśląc nawet o tym, ubrałem się i wyruszyłem do stajni. Niemieckie zabudowania były niesamowicie potężne, zapierające dech w piersiach. Białe ściany mocno kontrastowały z ciemnymi deskami, ozdabiając okiennice. Czerwone dachy pobłyskiwały w pięknej i słonecznej, aczkolwiek wietrznej pogodzie. Liczyłem na dobre przejazdy, które nie zakończą się rezygnacją, czy kontem pełnym punktów karnych. Idąc z papierosem w ręce, rozmyślałem, czy powinienem poinformować o tym zdarzeniu Caroline, bowiem tak jak sobie obiecaliśmy, mieliśmy być ze sobą w stu procentach szczerzy. Nie wiedziałem jednak jak się za to zabrać, bo jedynie na co się zdobywaliśmy, to krótkie, złowieszcze spojrzenia. Kojący zapach nikotyny wpadał do moich nozdrzy, dopychając jakby dym, który pobrany był poprzez pośrednictwo ust. Z każdym zaciągnięciem odczuwałem pogłębiający się spokój ducha. Wchodząc do stajni, modliłem się o to, by pozostawiona bez derki klacz była czysta. Nienawidziłem jej czyścić, bo obdarzona była niesamowitymi łaskotami, w każdym możliwym miejscu.
- Countess, czy ty możesz chociaż raz się nie upierdolić jak świnka w błotku? - fuknąłem, zabierając ze skrzynki plastikowe zgrzebło. Klacz była cała pozalepiana zaklejkami. Nie była chętna do współpracy, bowiem każde przejechanie szczotką po brzuchu, kończyło się kopnięciem zadnimi nogami, bądź przecięciem powietrza zębami. Starając się podejść do niej jak najspokojniej, gładziłem ją po szyi, cicho opowiadając o wydarzeniach z zeszłego tygodnia. Niespodziewanie do boksów wtargnęła Rebecca, uśmiechem rozświetlając aurę ciemnego lokum mojej klaczy. Zawiesiła się na mojej szyi, wpatrując się głęboko w moje uszy.
- Cześć, Aiden. - zachichotała. - Wyspałeś się?
- Żebyś wiedziała, moja Droga. - uśmiechnąłem się. Dziewczyna jednak nie odpowiedziała, przylegając do moich warg, by rozpocząć ten dzień od nadwyraz namiętnego pocałunku.
- Styles, startuję w klasie przed Tobą, a wpakowałam gdzieś napierśnik, chcesz mi może użyczyć swojego? - powiedziała szatynka, wpatrując się w telefon. Dopiero po podniesieniu wzroku, dostrzegła, że na mojej szyi uwieszona jest Reb. - Nie przeszkadzam?
- Nie, spokojnie. - odpowiedziałem, rozplątując smukłe dłonie blondynki. Nie spodziewałem się, że wygrzebanie z paki czarnej gumy, będzie aż tak czasochłonne i żmudne.

Caro? Zabijesz mnie.

1068 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)