środa, 18 marca 2020

Od Aidena C.D Caroline

Zacisnąłem zęby, a skrzyżowane ręce coraz bardziej zaciskały się na przecienych do siebie ramiona. Chcialem zachować resztki niewzruszoności, zdobyłem się nawet na lekki uśmiech. Oparty o framugę drzwi przyglądałem się zakłopotanej Caroline i wydaję mi się, że dość zadowolonego Victora. Praca mojego serca coraz bardziej przyspieszała, a w głowie słyszałem trzeszczenie mojego szkliwa. Układałem w myślach jak najnormalniejsze zdanie, ale emocje targały mną do tego stopnia, że zapominałem słów.
- Nie chciałem Wam przeszkadzać. Szukam jedynie właścicieli lub kogoś z biura obsługi zawodów, ale tutaj ich nie ma. Może widzieliście któreś z nich? - wyrecytowałem, i podrapałem się po potylicy. Nie mijało się to zbytnio z moimi zamiarami, ale cząstka mojej duszy najbardziej ubiegała sie o przypadkowe spotkanie szatynki, która wielkimi oczami wpatrywała się we mnie. Nie miałem jej niczego za złe, wiedzialem, że ta relacja to kwestia czasu, i na pewno nie skończy się tylko na przyjaźni. Bolało, nawet cholernie bolało, bo przecież jeszcze tydzień wcześniej dostałem zapewnienie o ciągłych uczuciach, które nosiła do mnie Caroline. Nie chciałem jej robić żadnych wyrzutów, bo tak jak każdy ma prawo do robienia co jej się zamarzy, ale tak bardzo utrudniało mi to pozytywne myślenie, że uśmiech dosłownie spływał z mojej twarzy.
- Właściciel kręcił się nieopodal stajni dla prywatnych koni, rozmawiał z trenerem, którejś z Akademii. Wydaję mi się, że jednak szybciej uda Ci się cokolwiek załatwić na stołówce, bo tam siedzi każdy członek biura, więc skieruj tam swoje kroki. A coś się stało? Może mi się uda jakoś pomóc? - zapytał mężczyzna, który wnikliwie śledził każdą z moich reakcji.
- Nie, nic się nie stało. Pomóc też mi nie pomożesz, bo raczej nie masz jak skreślić mnie z listy startowej na jutro i w ogóle z całego tego cyklu zawodów. - mruknąłem, wyraźnie przechylając głowę w lewą stronę. Caroline stała w milczeniu, dłonią trzymała się za ramię. Posłałem jej ostatnie spojrzenie, by wrócić wzrokiem na Victora.
- No nie mam jak Ci pomóc w tym przypadku. Czemu chcesz zrezygnować? Przecież dzisiejsza lokata nie była wcale taka zła, a Paris wydaję się być w bardzo dobrej formie. - zagaił, jakby próbując odwrócić moją uwagę od wydarzeń, które przed chwilą miały miejsce. Wziąłem głębszy oddech, siląc się na monotoniczność swojej reakcji, by nie wybuchnąć wściekłością na tegoż to osobnika.
- Paris jest świetna, ale bez dobrej głowy nie przejdzie parkuru, więc wolę dać jej wolne, aniżeli miała się męczyć tam ze mną. Mam ważniejsze sprawy, może nawet zasługujące na miano problemów, które po prostu muszę poukładać w głowie, a start w konkursie na pewno mi nie pomoże. Z cyklu rezygnuje na rzecz szukania konia, ale spokojnie, nie pozbędziecie się mnie, bo i tak będę z Wami na wyjazdach. - powiedziałem i odbiłem się od drewna, wyprostowując swoją sylwetkę. Z dumą zauważyłem, że lekko przewyższam wzrost bruneta.
- No cóż, kobyła przynajmniej odpocznie i nie będzie musiała znosić kolejnego stresu. Dobra decyzja.
Nie siląc się nawet na odpowiedź opuściłem stajnię i skierowałem się do stołówki, by już ostatecznie wykreślono moje nazwisko. Odpaliłem papierosa, by załagodzić buzujące emocje. Próbowałem nie wykruszyć swojej zewnętrznej skorupy i dziarsko brnąć przed siebie, by nie zwracać na siebie uwagi innych adeptów jeździectwa. Bibułka i tytoń tliły się lekko, owijając moje nozdrza swym uzależniającym zapachem. Zgnieciony filtr wyrzuciłem do kosza tuż przed wejściem i starając się zachować pozory normalności, otworzyłem szklane wrota. Witając przy okazji tubylców, jak i przyjezdzych, podszedłem do starszej blondynki, która z uśmiechem zaprosiła mnie do stolika.
- Dobry wieczór, przepraszam, że Pani przerywam, ale chciałbym prosić o wykreślenie mojego imienia i nazwiska z listy startowej na jutrzejsze konkursy, jak i z całego cyklu zawodów. Moja godność Aiden Styles, miałem jechać na klaczy imieniem Paris. - zagaiłem, odsuwając krzesło. Kobieta kończyła już jedzenie kolacji, popijała wszystko czarną herbatą.
- Nie ma problemu, nie przeszkadzasz, jak widzisz i tak siedzę sama. Dobrze, wykreślimy Cię z listy startowej, a szkoda. - uśmiechnęła się. - Tylko nie mów mi, że powodem jest koń, bo nie uwierzę, ta siwka to niezłe ziółko.
- Nie, spokojnie, z Paris jest wszustko w jak najlepszym porządku. Gorzej z tym co kieruje tym wszystkim, czyli mną. Powodem są sprawy osobiste, więc jeśli potrzebuje Pani jakiejkolwiek przyczyny, to poproszę o wpisanie tego.
- Kobiety. - przewinęła oczami i odstąpiła od stołu. - No nic, bardzo ładny przejazd dzisiaj zaliczyłeś, a teraz muszę Cię tutaj zostawić. Spokojnej nocy. - dodała i po chwili opuściła lokal. Schowałem twarz w dłoniach, ale już po sekundzie podszedłem do barku, nie kryjąc swoich zamiarów na dzisiejszy późny wieczór. Biorąc butelkę whisky, miałem nadzieję, że upojenie się nią nie zajmie mi za wiele czasu.

Po wejściu do pokoju poczułem chłodne powietrze i z wściekłością zauważyłem, że wszystkie okna pozostawiłem otwarte. Dygocząc lekko, szybko wszystkie zamknąłem, a po odstawieniu szklanej butelki zrzuciłem z siebie jeździeckie ciuchy, które prędko wylądowały w koszu na pranie. Szare dresy prędko zastąpiły białe bryczesy, a rozsuwana bluza w tym samym kolorze zawisła na moich ramionach, pozostawiając moje dwie jaskółki odkryte. Wypełniłem pierwszą szklankę ciemnym napojem alkoholowym i ostrożnie usiadłem w skórzanym fotelu. Nie miałem zamiaru tępego wpatrywania się w telewizor, a właściwe ustalenie tego, co rzeczywiście czuję, bądź czułem do Caroline. Zmęczona po całym dniu głowa kierowała moje myśli tylko i wyłącznie w kierunku dozgonnej miłości, co chyba nie do końca mijało się z prawdą. Marzyłem o tym, by zasnąć z szatynką u mego boku, by znowu poczuć ciężar jej głowy na swoim ramieniu i cudowny waniliowy zapach, który tak bardzo uwielbiałem, uwielbiam i nadal będę uwielbiać. Myślałem o tym, jak po raz kolejny mógłbym gładzić jej włosy i obserwować mimikę jej twarzy z tak bliska. Wspomnienia wywierały we mnie presje, czułem nachodzące fale smutku, które targały mym ciałem. Ostatecznie wycisnęły łzy, mimowolnie, delikatnie i jakby nieśmiale spływały po jednym z moich policzków. Ciszę rozerwało pukanie w drzwi wejściowe. Jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy była właścicielka, chcąca ustalić za jakim koniem dla mnie ma się rozglądać. Niedoczekanie.
W drzwiach stała lekko trzęsąca się Caroline. Odziana w dresy wpatrywała się we mnie spojrzeniem przepełnionym żalem, może nawet i smutkiem.
- Aiden, ja naprawdę nie chciałam... - przerwała, gdy uniosłem palec ku górze.
- Nie chcę twojego tłumaczenia, ani twoich przeprosin. Nie zrobiłaś nic, czego ci nie wolno. To normalne, że jesteś w nowej relacji z kimś, kto nie zrobił ci żadnej krzywdy. Cieszę się z tego, naprawdę, Caroline, mam nadzieję, że będziesz, lub już jesteś szczęśliwa. Jeśli zechcesz to zapraszam, mam whiskh do wypicia, a niekoniecznie uśmiecha mi się przepłakanie całej nocy.

Caroline? ♡
1052 słowa = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)