piątek, 20 marca 2020

Od Aidena C.D Caroline

Nikt nie spodziewał się zrzutki na ostatniej przeszkodzie, i to dodatkowo w wykonaniu samej Caroline Wilson, która w pierwszym etapie zawodów zaprezentowała się na ogierze wręcz nienagannie. W głowie grzmiało mi stado myśli, próbujące wytrącić mnie przed samym powrotem do boksu Countess. Białe bryczesy włoskiej firmy wydawały się dosłownie odbijać promienie słoneczne, wesoło przy tym pobłyskując. Sprzączka czarnego paska ozdobionego wędzidłem, lekko pobrzękiwała, wystukując kolejne dźwięki przy moim kroku. Koszulę zakryłem cienką bluzą, by podczas czyszczenia klaczy nie narazić się na żadne większe zabrudzenia. Stajnia namiotowa, w której stała, ku mojemu zadowoleniu świeciła pustkami, dając mi możliwość przygotowania się do startu w pełnej ciszy. Może nie do końca pełnej, bo przecinanej donośnym rżeniem skarogniadej kobyły. Wydawała się być zadowolona z faktu, że cieniutka derka, którą była okryta, wisiała na niej w strzępkach. Na szczęście jednak zniwelowała ona większość zabrudzeń.
- Dzięki, wariatko. - zaśmiałem się, energicznym ruchem rzucając polar koło dużej, jeździeckiej paki. Szczotka z długim włosiem świetnie omiatała klacz z pyłków, nadając sierści delikatny, granatowy połysk. Hrabina mimo swoich pobudek destrukcyjnych, dzisiaj postanowiła nie siać wszędobylskiej grozy. Domagała się pieszczot i smakołyków, stanowczo za mocno odrzucając moje poczucie czasu. Przez roztrzepanie, zdążyłem jedynie upiąć grzywę w eleganckie kitki, a w ogon wpleść czerwoną wstążkę, którą przed startem podarował mi trener. Nieznośnie trzepała głową, próbując pozbyć się silikonowych gumeczek. Komplet ochraniaczy z futrem szybko odnalazł swoje miejsce na nogach pozbawionych odmian. Zakładanie strychulców skończyło się jedynie na nieudanych próbach kopnięcia, co należało pochwalić u buntownika. Ciemny, bordowy czaprak wspaniale współgrał z ciemną okrywą włosową klaczy, tworząc niesamowicie zgrane połączenie. Wygładzając podkładkę, starałem się przypiąć wszystkie paski jak najrówniej, by nie wystawały spod czarnego, skokowego siodła. Ogłowie z podwójnym nachrapnikiem sprawnie odnalazło właściwe miejsce, a baucher został przyjęty przez kobyłę z ogromną łatwością. Klepiąc ją za spokojne stanie, podpiąłem pięciopunktowy napierśnik z wytokiem, a później podciągnąłem popręg. Wyglądała bardzo dumnie i elegancko, wesoło strzyżąc uszami na każdą stronę. Prostowała szyję, by dojrzeć jak największą ilość rzeczy, sprawiając przy tym wrażenie jeszcze bardziej pokaźnego wzrostu. Opuściłem boks, by z szuflady wyciągnąć czarne rękawiczki, oraz kask. Bluzę upakowałem na miejsce wcześniej wyjętego fraku, który wspaniale wpisywał się w kolor czapraka. Zapinając drugi guzik, modliłem się w duchu, by przedstawić naszą parę w jak najlepszej, możliwej dla nas odsłonie. Chciałem po prostu uzyskać zerowy, pewny przejazd, podczas którego zachowałem pełną kontrolę nad młodą klaczą. W wejściu do namiotu minąłem się z Victorem, który swoim uśmiechem skutecznie podburzył mój spokój ducha. Starając się jednak zachować zimną krew, ruszyłem w stronę rozprężalni, gdzie w każdą możliwą stronę poruszało się po conajmniej dziesięć koni. Nie wiedziałem jeszcze, jak klacz zachowuje się podczas takiego zagęszczenia, lecz cieszyłem się, że pamiętałem o wpleceniu czerwonej wstążki w ogon wierzchowca. Pracownik tutejszej stajni przytrzymał klacz przy wsiadaniu z chyboczącej się drabinki. Gładząc kłąb klaczy kciukiem, usiadłem jak najdelikatniej w siodło i nabrałem wodzy. Counti momentalnie usztywniła swoją szyję, powodując przy tym łukowate wygięcie.
- Czyli chcesz się dzisiaj bawić ze mną w kotka i myszkę? - uśmiechnąłem się, otwierając dłoń by dać jej odrobinę luzu i przejechać ręką między uszami kobyły, która niesamowicie uwielbiała ten gest. Dodając jej słownej otuchy wjechałem na rozprężalnie, starając się przy tym nikomu nie wadzić.

- Poprosimy o wjazd Aidena Styles'a dosiadajacego klaczy Countess Of Higfields! - wyczytał spiker. Publiczność powitała naszą parę gromkimi brawami. Klacz napędzała samą siebei, drepcząc w miejscu. Prezentowała swoją muskulaturę w dość zabawny sposób. Starała się uwolnić z kontajtu, delikatnie się szarpiąc. W uszach rozdzwonił mi dzwonek rozpoczynający trzydziesto sekundowe odliczanie do przymusowego rozpoczęcia parkuru. Nie odczekując jednak tyle, dałem gnjadoszce wyraźny sygnał do galopu, na który ta odpowiedziała wzorowo, pobrykując sobie jedynie. Przechodząc do półsiadu modliłem się o to, by nie ośmieszyć się już na pierwszej przeszkodzie, i to w dodatku w najniższej rozgrywanej klasie L. Na całe szczęście dystans był rozegrany prawidłowo, więc klacz oddała czysty i pokaźnych rozmiarów skok nad stacjonatą. Pochwaliłem ją pogładzeniem kciukiem, ruszyłem do podwójnej kombinacji, próbując dopasować w miarę możliwości tempo. Miałem wrażenie, że odskok wypadnie zdecydowanie za daleko, ale Countess na szczęście odpowiednio się skróciła, mieszcząc jeszcze jedną foule. Szczęśliwy z obrotu sytuacji, rozjechałem dystans do drugiej przeszkody na dwa skoki galopu, zamiast trzech, oddając w ten sposób pełen siły wybicia skok. Słysząc wiwaty, dopiero wtedy dostrzegłem wśrod publiki twarz Caroline, która pokryta była skamieniałym wyrazem powagi. Zaraz obok niej zasiadała reszta zawodników z naszej Akademii, oraz Victor.

Przejazd na Countess dał mi najwyższe miejsce na podium, oraz możliwość poprowadzenia naszej pierwszej w życiu rundy honorowej. Lekkość z jaką oddawała dzisiaj skoki, była wręcz niepojęta i wspaniała. Byłem naprawdę wdzięczny klaczy za to, że udalo jej się sprostać moim wymaganiom. Leżąc w pokoju z kruczowłosym, modliłem się, by nie zaczynał żadnej rozmowy. Na moje szczęście, zajęty był usilnym grzebaniem w telefonie. Przebrany w świeże, codzienne ciuchy, czułem się wspaniale.
- Jedziemy na miasto, do baru. Za piętnaście minut przy autach. - Wpadła do pokoju niezbyt znana mi uczennica. Nie trzeba było mi więcej mówić. Szybko zerwałem się z pościeli i szukając papierosów, miałem zamiar opuścić lokum jak najszybciej.
- Tylko staraj się czegoś nie przyćpać, Aidenku. - warknął Victor, ściągając koszulkę.
- Nie pogrywaj ze mną. - uśmiechnąłem się, wsadzając między wargi papierosa. - Bo inaczej skończysz jak Natalie. - wzruszyłem ramionami i z odpalonym już papierosem, wyszedłem na parking przed hotelem.

Zabawa w barze rozkręcała się coraz bardziej. Nie tylko uczniowie naszej Akademii wpadli na pomysł, by opić dzisiejsze zwycięstwa, czy też zapić porażki. Lokal był przepełniony, obstawiałem, że dawno nie mieli takich obrotów. Siedziałem przy barmanie, popijając już kolejną szklankę szkockiej whisky. Nie czułem się skory do gry w billarda, czy trwającego już przy którymś stole rozbieranego pokera. Delikatnie zbłąkanym wzrokiem szukałem szatynki, która tuż po przekroczeniu progu, zapadła się jakby pod ziemię. Pierwsze zgony odpoczywały na skórzanych kanapach, nie byłem pewien, jak mogli doprowadzić się do stanu rzygania pod siebie. Czoło opierałem o sygnety na moich palcach, starając się rozgryźć zaistniały między mną, a Caroline narastający konflikt. Nie wiedziałem w jaki sposób mam z nią pogadać, by odzyskać możliwość stałego kontaktu z nią. Muzyka zaczynała nabierać mocy, skutecznie zagłuszając moje myśli. Kątem oka wreszcie dostrzegłem dziewczynę, ale nie w sytuacji, w której chciałbym ją dostrzec. Siedziała na kolanach widocznie wstawianego Victora, oddając mu pocałunki z coraz to rosnącą pasją. Wściekłość poderwała mnie z taboretu. Podchodząc do nich, nawet nie myślałem o tym, co powiem. Buzowało mną dosłownie wszystko, a alkohol zgromadzony w moim organizmie na pewno nie pomagał. Gwałtownym ruchem odsunąłem szatynkę, która nie do końca wiedziała co się właściwie dzieje. Była pijana, upojona alkohlem.
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknęła, próbując podnieść się na równe nogi.
- Czego od ciebie chcę?! Normalnego i odpowiedzialnego zachowania, Caroline! Dorośnij, bo kurwa nikt nie będzie cię wiecznie niańczył, a już niebawem nie będzie miał kto za ciebie podejmować decyzję. Opanuj się, widzisz do jakiego stanu się doprowadziłaś? - krzyknąłem, zwracając uwagę kilj przypadkowycj osób. - A ty co sobie, kurwa mać, wyobrażasz? Liżesz się właśnie z pijaną laską, w dodatku swoją podpieczną. I to niby ja, wtedy na plaży, wyszedłem na niewyżytego dwudziestolatka? Kurwa mać, gdzie wy macie oczy?!

Caroline? ♡
1162 słowa = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)