czwartek, 19 marca 2020

Od Caroline C.D Aidena

Podejmowane przeze mnie decyzje rzadko kiedy wydawały się być rozsądne, zwłaszcza w kontekście mojej burzliwej relacji z Aidenem. Działałam pochopnie, zdecydowanie zbyt instynktownie, kierując się wręcz ustawicznie gwałtownymi emocjami czy ideami, które w dalekosiężnym spojrzeniu nie miały najmniejszej racji bytu. Choć nie miałam na celu nikogo skrzywdzić, to pozornie doskonale przemyślane rozwiązania zwykle kończyły się spektakularnym, opłakanym wręcz w skutkach fiaskiem. Nierzadko spotykałam się ze stwierdzeniem, że moja pomoc byłaby efektywniejsza, gdybym tylko dłużej zastanowiła się nad swoimi decyzjami, co często okazywało się dla mnie zbyt trudne. Obserwując jednak rozwój minionych wydarzeń i kierunek, w jakim zmierzały nasze kontakty z szatynem, czułam, że byłam nam winna rozliczenie wszystkich błędów i ostateczne zdeklarowanie się, czego oczekiwałam. W momencie, gdy wytknął mi to nawet Victor, choć z początku poczułam się zwyczajnie dotknięta, to później dostrzegłam w jego stanowisku niemałą rację. Przyznanie się do winy było najtrudniejszym etapem, jaki miałam przed sobą. W obliczu tego cała reszta problemów i obowiązków wydawała się śmiesznie błaha.
- Chyba lepiej będzie, jeśli już pójdę. - Odparłam cicho, zwiększając pomiędzy nami dzielącą nas odległość. Nie otaczało mnie już ciepło bijące od ciała mężczyzny, co choć było trudne, to konieczne. Nim rozpętała się pomiędzy nami kolejna dyskusja, zebrałam porozkładane przez siebie kartki. - Nie, nie chcę wracać do punktu wyjścia, ale widocznie oczekujemy od siebie dwóch różnych relacji. Nie mam zielonego pojęcia, czego chcę, dlatego też nie mogę nieustannie robić ci nadziei i wysyłać sprzeczne sygnały.
- Nie mów teraz, że robisz to dla mnie. - Z niedowierzaniem zeskanował mnie wzrokiem, nie spuszczając ze mnie oczu. Próbowałam dobierać jak najlepsze, najbardziej neutralne słowa, równocześnie nie wyprowadzając zarówno mężczyzny, jak i siebie samej z równowagi. Westchnąwszy, zarzuciłam swoją torebkę na ramię.
- Próbuję wszystko poukładać, naprawdę, ale przy okazji zachowuję się jak idiotka, bo nasza cholerna relacja jest nieco trudniejsza do rozwiązania niż zbiór tych pieprzonych zadań.
- Zamierzasz tak po prostu wyjść? - Uniósł brew, podpierając się o stojące nieopodal biurko. Gdy nie usłyszał z mojej strony żadnej konkretnej odpowiedzi, podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. - Zajebiście, droga wolna.
Pokornie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że sama się o takie rozwiązanie prosiłam, ruszyłam do własnego pokoju, znowu znajdując się w sytuacji bez wyjścia. Powrót w tamtym momencie do Aidena był ryzykowny, a nasze napięte stosunki wcale nie były mi na rękę.
Zwyczajnie zirytowana rzuciłam torebkę wraz z arkuszami w najdalszy kąt pokoju, uznając, zresztą słusznie, że kontynuowanie nauki nie miało wtedy najmniejszego sensu. Zamiast pochylać się nad podręcznikiem czy kolejnymi zadaniami, połowę nocy spędziłam siedząc na parapecie, popijając zdecydowanie zbyt gorzką kawę.
Zyskałam dzięki temu na trzeźwości umysłu i bezsennej, ciężkiej nocy.

Na przedmieściach Florencji znajdowała się stajnia, w której rozegrać miał się nadchodzący włoski etap zawodów. Dotarliśmy do niej o świcie, z rosnącym zmęczeniem, ale i podekscytowaniem, zajmując się kwestią zakwaterowania w niej naszych wierzchowców. Zostaliśmy niezwykle miło przywitani w majestatycznym, wyraźnie zadbanym ośrodku przez grupę zatrudnionych w nim osób. Wyglądało wówczas na to, że dotarliśmy na miejsce jako pierwsi - konkurencje rozpoczynały się dopiero popołudniu następnego dnia, jednak musieliśmy pozostawić rezerwę na szybki odpoczynek w hotelu i wieczorny przyjazd na treningi.
Jeśli już o samym hotelu mówiąc, zakwaterowanie w pokojach było dość niefortunne. O ile trójka dziewcząt, wliczając w tym mnie samą, zajmowała jeden pokój, o tyle problem stanowił podział pozostałych uczestników.
Starsza kadra ustaliła między sobą, że Victor, najbardziej zbliżony wiekowo do Stylesa, powinien zostać właśnie do niego przydzielony. Nietrudno było się domyślić, że Aiden próbował bezskutecznie podważać tę decyzję. Zmiana była jednak niemożliwa, bo nie widziano najmniejszego powodu do innego rozmieszczenia pokoi - w końcu nikt nie wiedział o zajściu pomiędzy mężczyznami. Szatyn został jedynie pouczony, że znaleźliśmy się na wyjeździe by rozwijać się jeździecko, a nie podważać decyzję odpowiedzialnych za nas osób. Choć bardzo chciałam, nie mogłam mu pomóc. Ograniczaliśmy się bowiem do chłodnych, raczej dymplomatycznych pogawędek opakowanych w profesjonalizm i brak choćby przyjacielskich gestów. Nie zdziwiłabym się, gdyby Aiden czekał na moją decyzję, ale nie byłam jeszcze gotowa jej podjąć. Jak skomentował to wtajemniczony w tę sytuację mój brat - postanowiłam wszystko koncertowo spierdolić. Zaczęłam sądzić, że odizolowanie się od jakichkolwiek mężczyzn było jedynym wyjściem, by nikogo nie krzywdzić.
Ewenementem była jedynie relacja z Victorem. Doszliśmy do porozumienia i  może nie było między nami jak dawniej, ale zgodnie stwierdziliśmy, że nasza jeździecka współpraca była na tyle owocna, by z niej nie zrezygnować. Wróciliśmy do wspólnych treningów, odkąd to mężczyzna z powodzeniem zdał egzamin na instruktora, a ja ponownie zaczęłam startować na Rendezie. Krótka przerwa spowodowała, że z większym zapałem podchodziłam do tego, by zaprezentować się z ogierem z jak najlepszej strony. Zresztą, gdy tylko znaleźliśmy się z powrotem w stajni, gdzie przybyli w międzyczasie inni jeźdźcy, poczułam buzującą w moich żyłach chęć rywalizacji. Rosły wierzchowiec wzbudzał zainteresowanie wszystkich dzielących z nami halę.
- Pilnuj go już od samego początku. - Instruował Victor, prowadząc konia, gdy ja ze spokojem poprawiałam rękawiczki, szykując się do zajęcia miejsca w siodle. W momencie, kiedy moja stopa nie dotykała już schodków, opierając się na strzemieniu, dostrzegłam Aidena zajmującego miejsce na trybunach. Z uwagi na to, że zależało mi na szatynie, poinformowałam go o moich startach na Rendezie i trenowaniu z Victorem. Nie byłam co prawda przekonana, czy uwierzył w szczerość moich zapewnień o formalności tej relacji, ale nie mogłam zajmować się tylko i wyłącznie kontrolowaniem jego przekonań. W związku z tym posłałam mu jedynie przelotny uśmiech, skupiając się już tylko na wierzchowcu.
Rendez, znajdując się w nowym miejscu, w dodatku w otoczeniu innych koni, bywał jeszcze bardziej gorący i wymykający się spod kontroli niż zwykle. W tej kwestii pomoc Victora była nieoceniona - jako właściciel karosza i trener, spoglądający na całokształt obiektywnym okiem, dawał nam cenne wskazówki i sposoby, jak przekuć temperament konia w sukces na parkurze. Po wymagającej rozgrzewce i ćwiczeniach, na które pozwalała nam tylko przestrzeń, oddaliśmy kilka niewysokich skoków i skończyliśmy szlifować najbardziej niepewne elementy. Dopiero podczas ostatniego kłusa na hali zjawił się Aiden ze swoją klaczą, niewiele zresztą drobniejszą od Rendeza. Skarogniada piękność zawsze zwracała na mnie swoją uwagę, nie pozwalając mi oderwać od siebie wzroku. Imponowała mi jej budowa, ruch, a także niebanalny charakter. Nie mogłam jednak tam tym razem oddać jej należytej uwagi z uwagi na karosza, który bardziej niż skupieniem się na mnie, wydawał się być zainteresowany nowo przybyłą towarzyszką.

Aiden? ♥
1032 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)