piątek, 20 marca 2020

Od Aidena C.D Caroline

Słońce dopiero co wschodziło, a ja już pałętałem się po terenach całej stadniny. Niemrawo człapiąca za mną Countess, łapała co chwilę kępki trawy, jakby próbując zasygnalizować mi, że chce się chociaż na chwilę zatrzymać, by zjeść kosmyki. Ignorując jednak jej prośby, parłem do przodu, wchodząc na delikatny wzgórek, by zająć miejsce wśród porannej rosy. Malowniczy wschód słońca zachęcał moją głowę do rozmyślań, a aura, którą tworzyła pasąca się klacz, koiła mnie i ochładzała moje wczorajsze poczynania. Kłótnia z Caroline wywarła na mnie niemałe wrażenie, powodując duże sprzeczności w głebi mnie i nasuwając pytanie, co jest właściwie ze mną nie tak. Analizując wydarzenia poprzedniego tygodnia, próbowałem odnaleźć się pośród nich, bowiem czułem się po prostu zagubionym, niczym młode jagnię we mgle. Wsłuchiwałem się w dźwięki natury, szum wiatru, czy też okolicznego, krystalicznego potoku, któru dodawał jeszcze więcej uroku temu miejscu. Countess, przecinała spokojne dźwięki swoim donośnym rżeniem, próbując zasygnalizować swoim znajomym, że jest tutaj i mają do niej dołączyć. Uśmiechałem się za każdym razem, gdy dumnie unosiła głowę i rozdymała chrapy, wydając z siebie głośne, dość irytujące parsknięcia. Sierść klaczy przepięknie pobłyskiwała granatem, który wyróżniał się na tle delikatnego, fioletowego nieba. Ptaki zaczynały śpiewać, tworząc przy tym niebanalny obrazek, wyciągnięty prosto z jakiejś książki, lub filmu o szczęśliwym zakończeniu, który chyba zwyczajnie mi się nie należał. Nie chciałem, by Caroline dowiedziała się w taki sposób o Natalie, która sporo namieszała w moim życiu. To z nią poznawaliśmy coraz to nowsze substancje chemiczne, trując przy tym swoje młode organizmy. Blondynka zawróciła mi w głowie, byłem w stanie zrobić dla niej dosłownie wszystko. Pochodziła z niższej warstwy społecznej, mieszkała w starszym zabudowaniu na przedmieściu. Jej brat i ojciec odsiadywali wyrok za handel twardymi narkotykami. To od nich zaczęła podłapywać pierwsze partie, a zaczęło się od bardzo niewinnie wyglądających jointów, które skutecznie umilały nam wzajemne towarzystwo. Nigdy się właściwie nie kłóciliśmy, prócz jednego feralnego wieczoru, który skończył się najgorszym z możliwych scenariuszem. Gdy siedzieliśmy wtedy nad jeziorem, wyciągnęła z kieszeni ramoneski strzykawkę i zestaw do podgrzewania heroiny. Nie znałem jej wówczas, byłem zdania, że mogę ćpać, do momentu, gdy nie będę zmuszony do wbijania igieł w żyły. Sprzeciwiłem się jej, próbując jakkolwiek wybić ten pomysł z głowy. Była zdecydowana i nieustąpliwa, nawet szantaże sobie z nią nie radziły, dlatego właśnie ją opuściłem. Gdy jechałem rowerem, a obok mnie przejeżdżały karetki pogotowia i radiowozy, w życiu nie powiedziałbym, że jadą właśnie do mojej Natalie. Byłem zakochany po uszy, nienawidziłem chwili, które spędzane były bez niej. Jej szaleństwo i wrodzony spryt bardzo szybko mnie zauroczyły, przez co zapomniałem, że moi rodzice nie będą zadowoleni z faktu, że ta biedna dziewczyna zawładnęła moim sercem. Kolejne dni spędzane w szkole bez blondhnki, wprawiały mnie w zakłopotanie i wpędzały w wymyślanie różnych czarnych scenariuszy. Dopiero, gdy do klasy wpadła dwójka policjantów, łudziłem się z nadzieją, że Natalie żyje i ma się dobrze, a po prostu obrażona na mnie, wagaruje bez żadnych oznak życia. Postawiono mi zarzuty w postaci braku udzielenia pierwszej pomocy, ale sąd zwróciwszy uwagę na to, że całe wydarzenie nie zaszło w mojej obecności, oddalił je, ale sprawa i tak utkwiła na dobre w moich papierach. Obwiniałem się za jej śmierć, wielokrotnie próbując odebrać sobie życie przez przeróżne sposoby. W momencie, gdy sam utkwiłem w uzależnieniu od heroiny, zapomniałem o tym, co spotkało Nat, i oddałem się nałogowi. Wymazywałem to sobie z pamięci, byłem pewien, że nikt nie będzie w stanie tego odkopać. Prócz szui Victora, który jak widać zrobił wszystko, by wpędzić mnie do przysłowiowego grobu i wynieść całkowicie moje śmieci z życia Caroline. Nie chciałem, by szatynka dowiedziała się w takich okolicznościach, planowałem powiedzenie jej tego, ale w dogodnych okolicznościach i po tym, jak wrócimy do w miarę normalnych, stałych relacji. Byłem zły na siebie, że w tak dobitny sposób, powiedziałem jej to co myślę. Po części jednak byłem z tego faktu zadowolony, bo uświadomiłem jej, w jak gównianym położeniu jest. Alkohol, który wtedy w nas buzował również nie pomógł, a wręcz zaszkodził. Nadal w głowie trzymał mi się obraz chwiejącej się na nogach dwudziestolatki.

Nienawidziłem być wzywanym do gabinetu dyrektora, a już w szczególności być wyciąganym z zajęć, w tym właśnie celu. Dawno już państwo Rose nie wyciągało mnie aż w takim szybkim tempem za chabety. Niemrawo przebierałem nogami w kierunku zdobionych okuciami drzwi. Siadając na miękkim krześle odczuwałem niechęć, do rozpoczęcia dyskusji z nimi, więc oczekiwałem, że to któreś z nich otworzy pierwszy usta.
- Aiden, przepraszamy za tak gwałtowne działanie, ale wiemy, że zaraz po zakończeniu tej lekcji masz trening. - uśmiechnęła się Elizabeth, gładząc rękę swojego męża. - Dlatego też woleliśmy Cię uprzedzić, że dzisiaj będziesz miał trening z Victorem. Zauważyliśmy, że w ostatnim czasie zacząłeś prężnie rozwijać swoją karierę sportową, a Victor świetnie nadaje się do poprowadzenia mało doświadczonych par, jaką tworzysz ty wraz z Countess Of Highfields.
Wmurowało mnie, siedziałem dosłownie przyparty do oparcia niewidzialną ręką. Czułem jak w gardle rośnie mi gula, a irytacja rozsadza moją głowę.
- Czy jest to konieczny zabieg? Nie ukrywam, że treningi z panem i panią Frau bardzo mi odpowiadają, i pozytywnie wpływają na nastawienie moje, jak i konia. Nie będę się rzecz jasna wzbraniał, ale wolę wspomnieć o tym, że moje stostunki z tymże... - szukając odpowiedniego słowa, głośno przełknąłem ślinę, połykając z tym również wór obelg. - Z tymże stajennym nie są zbytnio dobre, a wręcz negatywne.
- Aktualnie już instruktorem, nie stajennym, Aiden, pamiętaj o tym. Zgódź się chociaż na próbę, kilka treningów na pewno Cię nie zbawi, a może zaowocować świetną współpracą.
- Zgoda. - mruknąłem niewyraźnie.
- W takim razie okres próbnego miesiąca rozpoczyna się właśnie dzisiaj. Zwalniam Cię z pozostałych dwudziestu minut wykładu, idż przygotowywać się na jazdę. - odpowiedział Rose, posyłając mi ciepły uśmiech.
- Miesiąca? - oburzyłem się, opierając głowę o otwartą dłoń. - No nic, dziękuję za rozmowę i życzę miłego popołudnia. - dodałem i szybkim krokiem opuściłem gabinet dyrektorski.

Wstawiając się na kwarcowy plac, nawet moje najśmielsze wizje, nie przewidywały obecności Caroline, która w towarzystwie Victora układała kombinacje z drągów. Modląc się o spokój ducha, zabrałem schodki i dosiadłem grzbietu Countess, która niespokojnie przestępywała z nogi na nogę, coraz to rżąc. Podjechałem do kruczowłosego i nachyliłem się, by dorównać jego spojrzeniu.
- Nie myśl, że jest to zakopanie toporu wojennego. Miesiąc i pozbywam się Ciebie z kandydata na mojego trenera. - uśmiechnąłem się, wyciągając mu rękę. Odwzajemnił ironiczny uśmiech i potrząsnął kilka razy naszymi dłońmi.

Caroline? ♡
1045 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)