Nie spodziewałam się, że szatyn poprowadzi naszą rozmowę w tym kierunku. Byłam niemalże przekonana, że kontrolowane, przyjacielskie relacje w pełni mu odpowiadały, a tym bardziej, że nie będzie doszukiwał się prawdy i analizował mojego nastawienia do naszego minionego związku. Nie wiedziałam, jak powinnam była się zachować - choć odpowiedź była dla mnie jasna i nie zamierzałam kłamać, to ostatnimi czasy zaczęłam przykładać większą uwagę do tego, w jaki sposób i komu przekazywałam informacje. Postanowiłam oszczędzić mężczyźnie rozmyślań nad podłożem moich emocji i reakcji na pewne rzeczy, nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły.
- Z całą pewnością bezgranicznie mocno ci ufałam i byłam w stanie zrobić naprawdę wiele dla naszego związku. - Odparłam wymijająco, spoglądając wszędzie, byleby nie w kierunku Harry'ego. Oczywistym było, że nie była to odpowiedź, która byłaby dla niego w jakimkolwiek stopniu zadowalająca.
- W porządku, nie musisz odpowiadać. - Mruknął tylko, podnosząc się z podłogi, by flegmatycznie powolnym krokiem podejść do okna.
Przegrywając konflikt z własną nieustępliwością, postanowiłam docenić szczerość szatyna, którą wykazał się podczas rozmowy przy ognisku. Westchnąwszy cicho, zajęłam miejsce obok niego, podsuwając mu pod nos paczkę własnych papierosów.
- W zasadzie byłam tylko w jednym poważnym związku, jeśli nie liczyć naszego. - Przerwałam na chwilę, podpalając bibułkę po uprzednim wsadzeniu jej do ust. - I musisz mi uwierzyć, że nie próbowałam utrzymać jakichkolwiek relacji z żadnym ze swoich chłopaków, bo na nikim nie zależało mi tak, jak na tobie. Byłam straszną suką. - Mruknęłam, wypuszczając spomiędzy ust dym na wprost otwartego okna. Wyglądało na to, że Harry słuchał moich słów, choć zapatrzony był w opustoszałe, pokryte delikatną mgłą pastwiska.
- Zmierzam do tego, że naprawdę mi na tobie zależy, Harry. Gdybym nie sądziła, że to co nas łączyło było prawdziwą miłością, pewnie jak dawniej zerwałabym z tobą kontakt i traktowała cię jak najgorsze zło. Zresztą - Trzymając tlącego się papierosa między palcami, odwróciłam się w kierunku młodego mężczyzny. Także kierując na mnie swoje spojrzenie, przyglądał się, jak kładłam wolną dłoń na jego okrytej koszulką klatce piersiowej.- Wydaje mi się, że w jakiś sposób wciąż cię kocham. Wcale nie mniej niż wcześniej.
Nabierając sporego oddechu, ponownie odwróciłam się w stronę okna. Przyznanie się do swoich uczuć przed Stylesem było ciężkie, zwłaszcza, że nie wiedział jeszcze o drobnym szczególe, który jak podejrzewałam, zmienić mógł wszystko. Postanowiłam jednak cieszyć się chwilową ulgą w towarzystwie mężczyzny, zanim choćby zdążył zastanowić się nad możliwością poprowadzenia dalej tej rozmowy.
- Śpij dobrze. - Uśmiechnąwszy się lekko po zgaszeniu papierosa, udałam się w stronę swojego pokoju.
Zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami, wraz z Harry'm musieliśmy się stawić w stajni z samego rana. Pora była na tyle brutalna, że nie martwiłam się o opuszczenie pokoju bez choćby delikatnego makijażu, wyjątkowo ceniąc sobie każdą minutę odebranego mi snu. Nieszczególnie zadowolona z ilości umożliwionego odpoczynku, zjawiłam się w stajni niewyspana, nieco obrażona i jeszcze bardziej niż zwykle marudna.
- Gryziesz, czy jednak można z tobą normalnie porozmawiać? - Wyraźnie kpiąc, Victor zjawił się w wejściu do boksu swojego wierzchowca, gdy z niemałym trudem próbowałam osiodłać Rendeza. Karosz, wykorzystując moje roztargnienie, zadzierał pysk ku górze przy każdej mojej próbie założenia mu ogłowia czy choćby zarzucenia wodzy. Czarnowłosy na szczęście znacznie przewyższał mnie wzrostem, dzięki czemu bez żadnego problemu poradził sobie z humorkami ogiera.
- Jesteś pewny, że chcesz ze mną teraz rozmawiać? - Z lekkim uśmiechem wymierzyłam w jego stronę szczotkę, którą jeszcze niedawno czyściłam grzbiet Rendeza. Unosząc dłonie w geście kapitulacji, Victor zawołał Harry'ego, akurat wychodzącego z siodlarni. Nie mieliśmy jeszcze okazji zamienić tamtego dnia choćby słowa, spiesząc się każdy we własnym kierunku, wobec czego posłałam mu pierwszy, delikatny uśmiech.
- Dzieje się dzisiaj jakaś absolutna tragedia jeśli chodzi o jazdy. - Mruknął niezadowolony trener, opierając się o ścianę boksu karosza. W nadziei, że nie będzie miał niczego przeciwko, w międzyczasie dokończyłam siodłanie rozglądającego się za Countess ogiera. - Mamy jakieś czterdzieści minut, zanim zajmą nam halę dwie lonże, więc najlepiej by było, gdybyście pojechali na stępa do lasu. Tylko młoda, błagam cię, nie daj się zrzucić przy pierwszym skrzypiącym patyku.
Mierząc go ironicznie chłodnym spojrzeniem, podpięłam jeszcze czysty popręg, częstując Rendeza znalezionym w kieszeni smaczkiem.
- Lepiej idź już rozkładać te drągi. - Fuknęłam na Victora, by odsunął się na bok i umożliwił mi wyprowadzenie konia. Nie ulegało wątpliwości, że podlegałam wtedy wszelkim docinkom ze strony, jak się okazało później, obu mężczyzn, którzy nie mogli nie wykorzystać okazji, w której nie miałam nawet sił na odpieranie ich drwin. Skupili się na treningu dopiero wtedy, gdy poinformowałam ich o niemiłosiernie upływającym czasie, zyskując tym samym okazje, by poświęcić się jeździe i przystosować zaspany umysł do wymagającego dnia.
Po niebywale udanym treningu zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami wyjechaliśmy na leśną dróżkę. Victor, poganiany przez innych instruktorów, nie zdążył osiodłać Hollywooda, by móc zamienić się ze mną końmi i wyjechać wraz z nami w krótki, nieco ponad dwudziestominutowy teren. Z jednej strony byłam zadowolona, że mogłam spędzić chwilę w siodle z samym Stylesem, ale w jego obecności ciążyła mi w głowie wiadomość, którą czułam, że powinnam była się z nim podzielić. Początkowo tłamsiłam ją w sobie, skupiając się na pilnowaniu niezwykle wyczulonego Rendeza, ale z biegiem czasu było mi tylko coraz to trudniej.
- Chciałabym, żebyśmy mogli być ze sobą szczerzy. - Odezwałam się w końcu, obracając się w kierunku stępującego obok mężczyzny. Skupiony dotychczas na ścieżce i dosiadanej przez niego młodej klaczy, obdarzył mnie przelotnym, pytającym spojrzeniem. Nie mogąc spojrzeć mu w oczy, zaczęłam bawić się z nerwów wodzami i kosmykami grzywy karosza.
- O co chodzi, Caroline? - Nieustępliwie zaczął mi się przyglądać, co wywoływało we mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia. Zaczęłam żałować podjętych przez siebie decyzji, z wielkim żalem nie mogąc przenieść się w czasie. Czułam jednakże, że rozmowa była nieunikniona, zwłaszcza po tym, jak ją zaczęłam, a przyznanie się do tego wydarzenia mogło być oczyszczające. Pocieszając samą siebie w duchu, w końcu spojrzałam na mężczyznę i malującą się na jego twarzy ciekawość.
- Przespałam się ostatnio z Victorem. - Wymamrotałam z ogromnym trudem, powracając do patrzenia się przed siebie. Nieco mi ulżyło, choć spodziewałam się, że samo wyznanie nie zamykało całego tematu. Usprawiedliwiałam się jedynie samej sobie faktem, że nie czułam absolutnie niczego w kierunku czarnowłosego, a i on sam nie podejmował żadnych kroków w naszej sprawie.
Harry?
1008 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)