- W przeciwieństwie do niego ja naprawdę cię kocham, Caro. Na jego miejscu nie pozwoliłbym całować innemu kobiety, na której podobno niesamowicie mi zależy. - powiedział ironicznym tonem kruczoczarny. Słowa wyraźnie zagrzmiały mi w uszach, wygłuszając przy tym inne dźwięki stajennego życia. Czułem się przez chwilę jak w transie, pozostawiony sam dla siebe i zatrzymany w czasie. Wpatrywałem się w tęczówki nadwyraz spokojnego mężczyzny, który myślał, że tym zabójczym spokojem ducha mnie pokona. Moje ocknięcie nie wymagało więcej niż ułamka sekundy, a gwałtowna reakcja moich neuronów była chyba nieunikniona. Prawa ręka wzięła mocny zamach, a złożona w pięść dłoń szybko wylądowała na twarzy Victora, którego nadal przytrzymywałem drugą ręką. Dawno nie zabuzowała we mnie aż taka nienawiść do jakiejś osoby, a wściekłość i naładowanie negatywnymi emocjami jeszcze bardziej ją napędzała. Nie wierzyłem w to, jakie słowa wypowiedział, jak bardzo znał wszystkie moje słowa i uczucia do stojącej obok kobiety. Dłoń wielokrotnie dosięgała jeszcze twarzy i ciała kruczoczarnego, który coraz bardziej próbował wyrwać się z mojego uścisku. Wykorzystał moment mojego zawahania i gwałtownie odrywając się od ściany zaczął szukać słabego miejsca na moim ciele, uderzając mnie z jak największą szybkością. Moje uniki były zbyt niedokładne, więc czułem się tak naprawdę jak worek treningowy drugiego mężczyzny. W tle słyszałem tylko głos Caroline, która błagającym tonem wzywała nas do przywrócenia porządku. Jednakże po pewnym czasie wymieniania się ciosami zrezygnowała z postawy błagalnej, i zaczęła wyzywać nas od największych kretynów stąpających po powierzchni Ziemi, wypominając nam każde nasze winy. Słabnące siły obaliły nas obu na ziemię, gdzie to ja akurat klęczałem nad sylwetką Victora. Celne ciosy lądowały na jego twarzy, lecz nie rzadko stykały się z kostką brukową, tworząc na moich kostkach coraz głębsze rany. Szkarłatna krew sączyła się z mojej dolnej wargi i czułem, jak dolna powieka lewego oka puchnie. Kruczoczarny nie wyglądał lepiej, twarz była zalana krwią, która lała się z zmasakrowanego nosa, zaś na dodatek złego tył jego głowy, po bliskim spotkaniu z podłożem utworzył mu tępą ranę, również rozlewającą krew. Scena wyglądała niczym ta z amerykańskich seriali, tarzaliśmy się po ziemi, usilnie walcząc o przewodnictwo w wardze. W pewnym momencie przerwałem, łapiąc serie gwałtownych, urywanych oddechów. Otarłem czoło i przybliżyłem swoją twarz do twarzy bruneta.
- Odwołaj to co powiedziałeś, bo inaczej to nie będzie koniec. - warknąłem, mocno przy tym chrypiąc.
- Ale co? - zaśmiał się ironicznie, podburzając moje wyciszające się już emocje.
- Kretyn, na co ty się porywasz. - uśmiechnąłem się słabo i wymierzyłem kolejny spolidny cios. Usłyszałem jednak nadciągające kroki, które z całą pewnością należały do kobiety w oficerkach. Podniosłem lekko wzrok, a w dziewczynie rozpoznałem amazonkę dosiadającą Rendeza. Była szczupła i wysoka, a jej nogi przypominały dwie drabiny. Odepchnęła mnie od stajennego i warknęła wściekle, próbując poderwać go na nogi. Siedziałem w spokoju, podpierając się ręką o posadzkę. Poczułem silny uchwyt na moim ramieniu, który okryty krwiakiem, dość mocno mi dokuczał.
- Chodź, idziemy stąd. - mruknęła mi do ucha szatynka, podciągając mnie do góry. Czułem dosłownie każdą część ciała, a wzburzone konie dość mocno naruszały mój wyostrzony słuch. W dużej mierze odpowiadała za to Countess, która oburzona nawoływała o przywołanie porządku. Obracając się ostatni raz zobaczyłem bruneta stojącego na trzęsących się nogach. Brukowa kostka pokryta była krwią.
- Pożałujesz tego, skurwielu. - wykrzyknął jeszcze, ale odsyłając mu tylko środkowy palec opuściłem stajnię. Caroline podtrzymywała mnie lekko, a ja kuśtykając, starałem się o własnych siłach dojść do mojego pokoju. Wydawał się być jeszcze dalej, niż rzeczywiście zapamiętałem. Co chwilę czułem ataki braku świadomości, snując się niczym zjawa przez korytarz. Przymrużone oczy dały mi jednak znać, że jestem już w swoich czterech ścianach. Nie było potrzebna większa ilość informacji, by wykończony bójką runąć na łóżko.
Przebudziłem się w środku nocy, skołowany faktem, że właściwie nie pamiętam co się wydarzyło. W głowie miałem różne czarne scenariusze, ale gdy zobaczyłem Caroline, która ze spokojem siedziała przy biurku, odetchnąłem z ulgą. Próba rozciągnięcia mięśni skończyła się potężnym bólem i jękiem nim spowodowanym. Zwróciłem tym uwagę szatynki, która pogrążona ślęczyła nad arkuszem z zadaniami.
- Wszystko dobrze, Aiden? Lepiej się czujesz? - zapytała, spoglądając w moim kierunku. Ze zdziwieniem zauważyłem, że przebrany jestem w szare dresy, a moja klatka obsmarowana jest maścią łagodzącą ból. Syknąłem, gdy wierzchnią częścią dłoni chciałem otrzec twarz, dopiero wtedy uświadamiając sobie o obecności niesamowitej śliwki pod okiem.
- Tak, jest w miarę w porządku. Przepraszam, jeśli nie tego oczekiwałaś, ale nie byłem w stanie dalej tego słuchać. Jak mógł mnie o takie coś oskarżyć, kurwa jak śmiał mi coś takiego zarzucić. - warknąłem, wracając myślami do zajścia. Caroline jednak nie odpowiedziała, ponownie nachylając się nad biurkiem. Przewracając oczami, podniosłem się z łóżka i odczuwając duży dysmkofort, usiadłem w skórzanym fotelu, który był chyba największym atutem tego pokoju. Kobieta podeszła do mnie i z zmartwieniem zauważyła, że z mojej wargi po raz kolejny sączyła się strużka czerwonej krwi. Nie dowierzałem w to, ile dziewczna jest dla mnie w stanie zrobić. Czułem się cholernie szczęśliwy wiedząc, że znowu mam taką osobę u boku, moją dawną Caroline. Wróciła z apteczką pod ręką, by oddać się z troską w kolejne małe zabiegi medyczne.
- Jesteś cholernie urocza, gdy się tak martwisz i troszczysz. - syknąłem, gdy rana spotkała się z wodą utlenioną. Dziewczynę najwyraźniej rozbawił grymas na mojej twarzy.
- A ty cholernie uroczy jak dostajesz w twarz, głąbie. - fuknęła, dociskając gazę. - Po co to robiłeś, krzyczałam i prosiłam, żebyś przestał.
- Nie miał prawa tak powiedzieć. Po prostu nie miał prawa. Jest obdarzony wyjątkowym fartem, bo gdyby nie fakt, że ta dziewczyna przyszła, skończyłby o wiele gorzej.
- Pragnę zauważyć, że to raczej SKOŃCZYLIBYŚCIE. - puściła mi oczko, chłodząc moje zapewnienia. Wywróciłem oczami, gdy dziewczyna ponownie odnosiła plastikowe pudełko do łazienki. Nie pozwalając jej jednak wrócić do biurka, ściągnąłem ją na swoje kolana. Siedząc na mnie okrakiem, w świetle delikatnej lampki wydawała się jeszcze bardziej podniecająca niż kiedykolwiek. Ogniki w jej pięknych oczach chyba nigdy nie wygasły.
- Puść mnie, muszę to dokończyć, bo inaczej ta kobieta rozniesie całą klasę na poniedziałkowych zajęciach. Uwierz, że naprawdę chciałabym to skończyć i pójśc spać. - fuknęła, próbując wyrwać nadgarstki z mojego uścisku. Droczyłem się chwilę z dziewczyną, nie dając jej jednak ani na chwilę możliwości odejścia. - Powiedziałam coś. Puść mnie.
- Wiesz, że jak się denerwujesz, to jesteś jeszcze bardziej podniecająca? - mruknąłem, przybliżając wargi do szyi dziewczyny.
- A ty bardziej irytujący. - skwitowała, lecz ku mojemu zdziwieniu odchyliła lekko głowę, dając mi większy dostęp do jej żuchwy.
- Kocham Cię i przepraszam za te ostatnie miesiące.
Carolineee? ♡
1050 słów = 6 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)