- Nie martw się, Caroline. Paris jest o wiele łatwiejsza w prowadzeniu i jestem pewien, że doskonale się spiszesz. - uśmiechnąłem się, odgarniając jeden niesforny kosmyk z policzka dziewczyny. Posłała mi przepełnione radością spojrzenie, które wynagrodziło mi każdy wieczór bez niej. - Tym razem to ja bęďę Cię zagrzewać do walki i dawać ostateczne rady w prowadzeniu konia na parkurze. - wyszczerzyłem się, na co szatynka zachichotała pod nosem.
- Jakoś damy sobie radę, może nie zjemy się z Paris. - mruknęła i flegmatycznymi ruchami opuściła zagrzane przez siebie miejsce. - Muszę się przebrać, Aiden, mam nadzieję, że spotkamy się gdzieś w stajni? - zapytała, a swoje kroki skierowała w kierunku drzwi.
- Nie musisz nawet pytać, widzimy się przy boksie Paris za pół godziny, bo niebawem zaczyna się konkurs. - wydałem rozporządzenie, na co dziewczyna dosłownie wybiegła z mojego lokum. Czas jaki jej dałem na przygotowanie był naprawdę krótki i wątpię, że sam bym się wyrobił w trzydzieści minut. Oddając swoją wiarę w możliwości Caroline narzuciłem na siebie codzienną, delikatnie już znoszoną białą polówkę, a dresy zastąpiłem granatowymi bryczesami. W akompaniamencie codziennych oficerek dawało to niezbyt widowiskowy strój, który raczej wyglądał jak zwykły treningowy ubiór. Nie zastanawiając się jednak długo zaczesałem włosy do tyłu, i z dużą radością stwierdziłem, że mam bardzo dobry czas. Wygarniając z kieszeni dresów tytoń, dziarskim tempem opuściłem pokój z papierosem w ustach. Minąłem kilka znajomych twarzy, które witały się ze mną lekkim skinieniem głowy. Dawno nie miałem aż tak pozytywnego nastawienia do nadciągającego dnia. Słoneczna pogoda dodawała mi tylko pozytywnego myślenia i napawała mnie nadzieją na udane starty Caroline z moją ulubioną klaczą. Zainteresowane konie oderwały się od swoich dotychczasowych zajęć, by zwrócić uwagę na kolejnego człowieka, który wkroczył na stajenny korytarz. Paris stojąca praktycznie przy samej siodlarni zastrzygła uszami, by otworzyłem jej boks, a w do pyska podstawiłem marchewkowy smakołyk. Po szybkiej pogadance z kobyłką ruszyłem po jej sprzęt, który po wczorajszym starcie nie prezentował się najgorzej. Jedynie ochraniacze były pokryte drobinkami kwarcu, który niechętnie opuszczał zakamarki przy kołkach. Mając w zamiarach naszykować klacz na starty, chciałem uwinąć się jak najszybciej, więc całe czyszczenie zabrudzonej sierści było kompletnie pozbawione ładu i składu. Siwce wydawało się to kompletnie nie przeszkadzać, bowiem zadowolona przeżuwała siano. Krótko przycięta grzywa nie wymagała żadnego zabiegu oprócz przeczesania, a wyjątkowo szybko umykający czas nie dawałby szans na zaplecenie koreczków. Granatowy czaprak wyjątkowo dobrze wyglądał w połączeniu z siwiejącą sierścią, a pobłyskująca lamówka z chęcią przyjmowała każfy promyk słońca. Paris z dużym spokojem przyjęła wędzidło, dając mi dokończyć siodłanie tuż przed zjawieniem się Caroline. Uśmiechnięta szatynka weszła do boksu i złożyła na moim policzku soczystego buziaka.
- Absolutnie Cię uwielbiam, Aiden. - wyszczerzyła się i zapięła pasek od kasku. - Chodź, lecimy, bo nie zdąże się nawet rozprężyć. - dodała i wyszła z budynku. Klacz niechętnie wręcz opuściła swoje lokum, kołysząc się przy tym jak beczka na wodzie. Paski od wytoku wesoło naśladowały machinalne ruchy głowy Paris, która najpewniej chciałaby uciąć sobie popołudniową drzemkę. Znacznie przewyższałem ją wzrostem, przez co wyglądała przy mnie jak kuc z krwi i kości. Urokliwa pogoda miała to do siebie, że robiło się niemiłosiernie ciepło. Zawodnicy pozbywali się fraków na rzecz krótkich rękawów, lecz Caroline pozostała w swoim schludnym stroju, prezentując się przy tym niesamowicie elegancko i oficjalnie. Uśmiechnąłem się na jej widok i oddałem klacz w jej posiadanie. Ta szybko znalazła się w siodle.
- I co się tak cieszysz? - wystawiła język i ruszyła stępem.
- Bo jesteś piękna, a przy okazji mogę w końcu z Tobą normalnie rozmawiać. Naprawdę się cieszę, Caroline. - powiedziałem półgłosem i skierowałem kroki w ślad Paris. Otwierając bramkę rozprężalni, modłiłem się w duchu, by klacz miała dobry dzień do współpracy na drugim, a zarazem ostatnim dniu pierwszego etapu zawodów.
- Jakieś rady? - zapytała ostatecznie Caroline.
- Nie dawaj jej uciekać spod siebie, bo wtedy już Ci ucieknie na amen. - zaśmiałem się i poklepałem muskularną szyję. - Uważaj na siebie. - mruknąłem, a dziewczyna pokręciła głową.
Rozgrzewka przebiegła bardzo pomyślnie, a para moich dziewczyn oddawała doskonałe pojedyncze skoki. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że powinny doskonale się spisać na parkurze.
- Cześć Aiden, mam dla ciebie coś do pokazania. - powiedziała niespodziewanie żona właściciela obiektu, która w ciemnych okularach opierała się o białe barierki. Elizabeth Rose była dość ekscentryczną osobą, która miała czasami zbyt wymagające podejście do swoich uczniów. Jednakże była idealną kompanką do rozmowy, mimo swojego wysokiego tytułu, uwielbiała wysłuchiwać problemów podpiecznych i usilnie próbowała pomóc w ich rozwiązaniu.
- Dzień dobry, pani Rose. Nie wiem czego mam się spodziewać, ale mam nadzieję, że tylko dobrych rzeczy. Przepraszam za moją nagłą rezygnację, ale wczorajszy przejazd dał mi zbyt wiele negatywnych emocji, a niefortunna zrzutka była chyba gwoździem do mojej trumny w tym cyklu zawodów. Obiecuję, że następnym razem się nie wycofam i będę godnie reprezentował Akademię. - wysapałem, ocierając swoje czoło z ledwie widocznych kropelek potu.
Nie spodziewałem się, że Elizabeth Rose zaciągnie mnie do pewnego niemieckiego zawodnika, który przez niefortunny wypadek stracił możliwość kontynuacji kariery. Nie spodziewałem się też, że przed moimi oczyma ukaże się skarogniada piękność.
- Dzień dobry, Aidenie Styles'ie. - uśmiechnął się Niemiec, wyciągając w moją stronę dłoń. Bez zawahania mu ją podałem, ale nie wydobyłem z siebie żadnego przywitania. - Przez opowieści Elizabeth o Tobie postanowiłem Ci zaoferować kupno mojego konia. Myślę, że możesz ją kojarzyć. Poznaj Countess Of Highfields, hanowerską pięciolatkę. - dodał, wskazując dłonią na dreptającą pod jeźdcem klacz. Była niesamowita, harmonijna i delikatna, wręcz prosiła się o szeregi komplementów z moich ust. Nerwowo kręciła głową, podirytowana stawała nisko dęba, próbując zagryźć wędzidło i wyrwać się spod kontroli drobnego mężczyzny na niej. Właściwie, chyba już wtedy wiedziałem, jaka będzie decyzja.
Dobicie targu zajęło dość dużo czasy, długie negocjacje spodowały, że zdążyłem obejrzeć tylko końcówkę przejazdu Caroline. Tablica wyników znowu pokazywała zerową liczbę punktów karnych. Parkur był znacznie trudniejszy niż ten wczorajszy, więc czułem, jak wzbiera się we mnie uczucie dumy z dziewczyny i Paris. Podbiegłem do bramki prowadzącej na zielony teren, by złapać szatynkę jak najszybciej.
- Przepraszam, że mnie nie było, te ostatnie trzy przeszkody pokonałyście rewelacyjnie. Jak reszta jeźdców? Masz szansę na zwycięstwo? Jak wspólpraca z Paris? - zapytałem, klepiąc klacz po szyi.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, są jeszcze trzy zerowe przejazdy, ale nie wiem jak z wynikami czasowymi. Mam ciche nadzieję, że uda nam się stanąć na podium. A Paris jest świetną kompanką między przeszkodami. Dawno nie siedziałam na tak zachowawczym koniu, jest bardzo przyjemna do jazdy. Czemu Cię nie było? - wysapała, rozbierając się z wierzchniej odzieży, zostając w dopasowanej koszuli konkursowej z dodatkiem koronki.
- Tak właściwie, to chyba przed chwilą kupiłem konia. - wyszczerzyłem się i rozłożyłem ręce na boki.
Caroline? ♡
Ale się cieszę, że mam tego konia już za sobą.
1129 słów = 6 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)