Nie myślałem, że bezuczuciowa, bezinteresowna i bardzo zachowawcza postawa szatynki doprowadzi mnie aż do tak złego samopoczucia psychicznego. Czułem się po prostu wykończony wydarzeniami z naszej relacji, i gdyby nie fakt, że walka toczy się o Caroline Wilson, to wbrew samemu sobie, rzuciłbym to wszystko w diabli. Oczekiwałem, że w sytuacji, gdy dziewczyna zobaczy mnie w objęciach innej, odrzuci wszelakie troski i trudy naszej obecności w swoich życiach, po to, by chociaż objąć mnie i spojrzeć głęboko w moje oczy. Uwielbiałem, gdy toczyliśmy ze sobą pojedynki na spojrzenie. Potrafiłbym godzinami wpatrywać się w jej ciemne tęczówki, które bezwątpliwie posiadały swoje drugie dno. Nie mogłem przyjąć do wiadomości jej aż tak chłodnego podejścia do tego, co nas kiedyś, bądź i nawet teraz łączy. Rebecca kręciła się wokół mnie, starając się jakkolwiek wyrwać mnie z swoich rozmyślań. Jednakże dzisiaj moja psychika nie dawała rady funkcjonować, a stres przed udzialem w zawodach, ani trochę nie pomagał w uspokojeniu moich wszystkich emocji. Czułem się nimi dziwnie przepełniony, a po raz pierwszy przyjąłem perspektywę osoby, która zamknięta w sobie, nie zdradza nikomu innemu swoich myśli. Stojąc w boksie Countess, modliłem się w duchu, bym przypadkowo został skreślony z listy zawodników. Chyba jak na skinienie palcem, z głośników, porozkładanych na terenie całej placówki, wypłynął komunikat o możliwości odwołania zawodów, z racji na psujące się warunki pogodowe. Stwierdzono, że meteorolodzy przewidują silne wyładowania atnosferyczne i nie wykluczają możliwości pojawienia się silnego wiatru. Cała stadnina ożyła, a wszystkie osoby z noclegiem poza akademikiem, rozpoczęły pozbawione ładu i składu pakowanie, by znaleźć się jak najszybciej w bezpiecznych pokojach hotelowych. Nie miałem jednak zamiaru opuszczać tego miejsca, bez chociaż najmniejszego rozeznania z tym, gdzie aktualnie przebywa moja ukochana Wilson. Począłem chaotyczne rozglądanie się i przemieszczanie po każdym możliwym budynku. Na swoim miejscu stał rozsiodłany Rendez Vous, który ze spokojem wyciągał kolejne źdźbła siana. Modliłem się w duchu, by spotkać gdzieś Victora, który z maksymalną pewnością, okrsśli mi położenie szatynki, bądź zawiadomi mnie o tym, że wygrzewa się komfortowo w hotelowym łóżku. Jak na złość, kruczoczarny również zapadł się pod ziemię, nie mając nawet zamiaru odbierać ode mnie połączeń komórkowych. Początkowa bezradność, zdążyła przekształcać się we mnie w stopniowo wzrastające uczucie frustracji i wściekłości. Nie widziałem żadnej znajomej twarzy z Akademii Magic Horse, nawet nikogo z kadry. Po opuszczeniu restauracji, która pochłonięta była paniką, rozpocząłem walkę z narastającym wiatrem, którt skutecznie utrudniał mi odpalenie papierosa. Na całe szczęście, gazowa zapalniczka, która należała kiedyś do Caroline, poradziła sobie z wyzwaniem, umożliwiając mi posiąścia minuty, na uspokojenie własnych myśli i stworzenie jakkolwiek racjonalnego planu działania. Idąc w stronę parkingu, modłiłem się, by znaleźć tam również wóz terenowy Victora. Błagania jednak nie zostały wysłuchane, bowiem auta opuszczały swoje miejsca parkingowe w zastraszająco szybkim tempie. Myśląc, że nie może być już gorzej, z nieba zaczęly sączyć się pojedyncze, coraz gęściej spadające krople deszczu. Przeklinając w duchu, pokonywałem kolejne metry, obchodząc już wszystkie zewnętrzne place i czworoboki, łacznie z tymi położonymi w hali. Pastwiska były w zupełności opustoszałe, nie dając mi nawet złudzeń, że ktoś z własnej woli może tam przebywać. Nawet gdybym mógł zrezygnować z poszukiwań Caroline, nie miałbym jak wrócić do swojego ciepłego lokum. Białe parasole podrywane były przez wzmacniający się wiatr. Nikt nie spodziewał się, że tak piękna pogoda może szybko przerodzić się w prawdziwe monstrum. Rozmiar nadciągającej siły żywiołu wydawał się przeogromny, a ludność kompletnie nieprzygotowana na poniesienie ewentualnych konsekwecnji materialnych. Temperatura stopniowo się obniżała, powodując tym samym drżenie mojego ciała i gęsią skórkę, która potęgowała przechodzące po mnie dreszcze. Zacinający deszcz na samym początku nie był problemem, lecz już po chwili ściana wody, nie dawała mi nawet zobaczyć, co stoi dwadzieścia metrów do przodu. Trafienie z powodzeniem do restauracji, okazało się dla mnie awykonalne, więc wylądowałem w najstarszej stajni na terenie tej placówki. Boksy były szlachetnie zdobione, dodając temu miejscu niesamowitego wydźwięku. Stały tutaj konie, które swoją obecnością wpłynęły w jakiś sposób na rozwój Akademii. Poprzez najstarsze i najbardziej zasłużone hodowlane klacze, przez konie sportowe czynnie startujące, aż po konie z niesamowitą przeszłością startową. Ciekawskie pyski wyłaniały sie przez drzwi boksów, próbując namówić mnie na podanie któremuś z nich smakołyka. Nic nie wskazywałoby na obecność żadnej innej ludzkiej duszy, lecz ku mojemu zdziwieniu, po korytarzu rozległo się donośne pociąganie nosem. Pod przeciwleģłą ścianą korytarzu, na skrzynce, siedziała Caroline z opuszczonymi bezwładnie nogami. Drobną dłonią oplatała butelkę doskonale znanego mi szampana, pokrytego złotą plakietką. Nie byłem pewien, czy brunetka zechce mnie w ogóle zobaczyć, a co dopiero wysłuchać, ale zamiaru kierujące mną w tamtym momencie, nie miały w ogóle w zamyśle mi ustąpić. Miałem na celu jej wszystko wyjaśnić i miałem nadzieję, że jej stan, pozwoli mi na swobodną rozmowę, która odbędzie się na poziomie chociaż względnie kulturalnym i przyjętym przez normy społeczeństwa. Ciężko było mi rozchylić usta, lecz zapłakana twarz szatynki, bardzo szybko to zmieniła.
- Caroline, nie mam pojęcia, ile razy w tym miesiącu użyłem formułki o tym, jak bardzo nie chciałem Cię zranić. Nawet nie wiem, czy wierzysz w to, co mówię, ale mam nadzieję, że bierzesz to do siebie i rozumiesz to. Uwierz mi, że ostatnie tygodnie są dla mnie cholernie ciężkie, a nawet rzekłbym, że obciązające do granic możliwości. Całe życie zmieniło mi się w raptem kilkanaśnie dni. Kupiłem konia, zacząłem aktywnie rozwijać karierę sportową, ale przy tym traciłem całe swoje życie towarzystkie, zostając sam jak palec. Nie chcę wchodzić Ci na psychikę i robić z siebie biednego szczeniaczka, ale po prostu chcę, żebyś miała świadomość tego, że brak Ciebie w moich dniach, skutecznie odwraca moje życie w coraz gorszy koszmar. Jesteś, byłaś i będziesz dla mnie zawsze tą najważniejszą osobą, bo nigdy nie poznałem człowieka bardziej wyjątkowego, niż Ty. Nie zwracaj proszę uwagi na ten incydent z Rebeccą. Nie traktuję jej w żadnym wypadku poważnie, bowiem w kolejnym tygodniu wyjeżdża na drugi koniec Europy, a z resztą nie jest w moim typie. Przygodny seks to doskonałe określenie i naprawdę przepraszam, jeśli Cię to uraziło, bo nie miało to takiego zadania. Mówiąc szczerze, chyba liczyłem na scenę zazdrości w Twoim wykonaniu i jakieś szczęśliwe zakończenie tego syfu, który w ostatnim czasie coraz bardziej do mnie lgnie.
Caroline? ♡
1008 słów = 6 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)