Utrzymywanie emocji w ryzach było trudniejsze nawet od prowadzenia Rendeza w skomplikowanym parkurze. Zastany przeze mnie widok porównywałabym do szerokiego oksera, sprawiającego wrażenie niemożliwego wręcz do pokonania. Szybko odzyskując rezon po niespodziewanym emocjonalnym wstrząsie, posłałam do blondynki pozornie szczery uśmiech. Nie zamierzałam pokazać po sobie, że sytuacja ta wywarła na mnie jakiekolwiek większe wrażenie, choć nie ukrywam, że widok dziewczyny w objęciach szatyna nie był tym, którego oczekiwałam wyruszając po napierśnik.
Nie wiedziałam, co Harry chciał osiągnąć tą sytuacją i nie zamierzałam wkraczać w ten temat, dopóki znajdowała się przy nim jego nowa towarzyszka. Obserwacja jej swobodnego obracania się w obecności mężczyzny i jego klaczy niemalże wyprowadzała mnie z równowagi, ale nie chciałam dać dziewczynie satysfakcji, którą z pewnością odczuwałaby, gdybym zafundowała jej niezwykle bliskie zapoznanie z kamiennym korytarzem stajni.
- Oddaj Victorowi po przejeździe, żebym zdążył z Countess. - Mężczyzna chyba czuł się dobrze w sytuacji, w której to ja kierowana byłam ledwie zauważalną niepewnością. Zaczynałam doskonale rozumieć, jak czuł się pomiędzy mną, a czarnowłosym.
- Jasne, dziękuję. - Odebrałam od niego skórzany napierśnik, żegnając się z klaczą szatyna pogłaskaniem po mięciutkich chrapach. Oddalając się od boksu skarogniadej, rzuciłam jeszcze przez ramię, nie mogąc się powstrzymać przed wypowiedzeniem krótkiej uwagi. - Podobno blondynki nie są w twoim typie.
Dotarłszy jednak do drugiego budynku, zajmowanego między innymi przez Rendeza, nie mogłam powstrzymać targających mną emocji. Uświadomiłam sobie wtedy dopiero, co tak naprawdę zaszło, a widok blondynki uwieszonej na szyi Harry'ego na długo zapadł mi w pamięci. Nie chcąc rozkleić się tuż przed startami czy pokazać mężczyźnie, że zastana sytuacja miała na mnie wpływ, zaczęłam mocno zagryzać wargę by powstrzymać się od płaczu. Nawet w najgorszych wyobrażeniach nie zakładałam, że mógł tak szybko zadowolić się inną kobietą. Przynajmniej w jej przypadku miał pewność, że nie odmówi mu przygodnych stosunków.
- Co jest, młoda? - Victor zaskoczył mnie swoją obecnością, gdy pozwoliłam sobie na uronienie kilku łez i pociągnięcie nosem. Toczyłam ze sobą wewnętrzny konflikt na temat słuszności zapoznania czarnowłosego ze wszystkimi wydarzeniami. Ostatecznie położyłam otrzymany napierśnik na błyszczącym czystością siodle, by nie zniszczyć go w przypływie nerwów, który jak podejrzewałam, mógł się pojawić przy relacjonowaniu.
Mężczyzna słuchał mnie ze skupieniem, wyręczając mnie w międzyczasie z konieczności czyszczenia nabuzowanego ogiera. Rendez nie wykazywał się jednakże zrozumieniem, bo co i rusz uderzał kopytem o jedną ze ścian boksu. Próbując doprowadzić go do porządku, obserwowałam tylko siodłającego go Victora. Widziałam, że nie był pewien, jak powinien postąpić - jako przyjaciel chciał pozwolić mi się wypłakać tak długo, jak tylko tego potrzebowałam, a jako trener zdawał sobie sprawę z tego, że posiadaliśmy niewystarczająco dużo czasu na odbycie długotrwałej rozmowy przed startami.
- Posłuchaj mnie, dobra? Znasz moje zdanie na temat całego waszego związku i tego co jest po nim, ale nie jestem ślepy i widzę, że próbujesz wbudzić w nim zazdrość. - Tu musiał nawiązywać do ubiegłej nocy, podczas której choć nic nie zaszło, to poszliśmy spać we wspólnym łóżku. - I muszę ci przyznać, że świetnie ci się udało.
Piorunując go chłodnym, nieco rozpłakanym spojrzeniem, z bezradnością zajęłam się ubieraniem klasycznie czarnego fraku, choć nie miałam najmniejszej ochoty na starty w takim stanie.
- Caroline, on pewnie nawet nie wie, że Rebecca wyjeżdża za jakiś tydzień na drugi koniec Europy. - Podał mi schowane w kieszeni spodni chusteczki, gdy wyprowadził gotowego do wyjścia karosza. Z łatwością utrzymywał go w spokojnym oczekiwaniu na reakcję z mojej strony. Dopinając tylko jeszcze kask, starałam się nie płakać, choć umysł podsyłał mi najgorsze możliwe scenariusze. - Masz okazję im pokazać, że mimo wszystko zajebiście wystartujesz i znowu wygracie. Nie możesz się łamać, bo znając życie i Stylesa, jeszcze niejednokrotnie wpadnie na jakiś durny pomysł.
Mówiąc to, podprowadził ogiera do umieszczonych przed stajnią schodków. Wypowiedź Victora byłaby niezwykle budująca i przydatna, gdybym nie była po uszy zakochana w Harry'm.
- Nie dam rady pojechać, przepraszam, naprawdę przepraszam, Victor. - Rozkleiłam się na dobre, starając się wycierać załzawione policzki otrzymanymi chusteczkami. Starania te jednak poszły na marne, bo widoki przechadzającej się nieopodal blondynki przywoływał wszystkie wcześniejsze myśli. Dobre nastawienie na nic się nie zdawało, gdy odtwarzałam w głowie wyobrażenia o ich wspólnej nocy. Nietrudno było mi zwizualizować sobie idealną wręcz dziewczynę tuż obok umięśnionego ciała szatyna.
- Caroline. - Wyszeptał spokojnie, gładząc mnie po łopatce. Pewnie najchętniej by mnie przytulił, ale Rendez Vous jak zwykle przypominał nam o swojej obecności. - Muszę go komuś dać, ale obiecuję, że za sekundę przyjdę. Siedź tutaj, dobra?
Nie słysząc z mojej strony żadnej odpowiedzi, Victor musiał podjąć szybką decyzję i usiąść w siodle Rendeza, by sprawniej odnaleźć w zasięgu wzroku kogoś z naszej akademii.
Wszystko było mi niesamowicie obojętne. Nie wsiadając na ogiera pozbawiłam się wysokiego miejsca w rankingu zawodów, a Harry szybko pocieszył się w ramionach przypadkowej blondynki. Bolało mnie to, że nawet jej nie znał, a już nie tylko się z nią przespał, ale i bez żadnych problemów pojawiał się z nią w każdym możliwym miejscu na terenie ośrodka. Łzy cieknące po mojej twarzy zaczęły spływać na nienagannie czysty frak, jednak nawet to nie wyrwało mnie z całkowitego roztrzepania. Przez głowę przechodziło mi milion myśli, począwszy od wyjechania z akademii, skończywszy na roztrzaskaniu blondynce głowy przy najbliższej okazji. Nie interesowało mnie to, że była niewinna i Harry także musiał podjąć niejedną decyzję, bo wiedziałam, że musiała nie być zachwycona decyzją Victora o ponownym powierzeniu mi Rendeza, co było wystarczającym powodem, by zacząć kręcić się pod nosem Stylesa. W dodatku doskonale zdawałam sobie sprawę z jego atutów i tego, jak działał na większość osobników płci żeńskiej.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, nie chciałam widzieć już ani Victora, ani tym bardziej swojego dawnego ukochanego. Przypomniwszy sobie o szampanie skrytym w pace, bez zastanowienia wyciągnęłam butelkę na światłodzienne, czując, że na trzeźwo nie mogłam podjąć żadnej decyzji, ani tym bardziej zmierzyć się ze Stylesem. Miałam w nosie jego opinie na mój temat i późniejsze obarczanie mnie winą, bo byłam na tyle dorosła, by móc samodzielnie podejmować pewne decyzje. Postanawiając wobec tego traktować Harry'ego z dystansem i chłodem, pozwalając mu na rozwinięcie związku z nową wybranką, usiadłam w nieuczęszczanym miejscu, racząc się powolnymi łykami względnie chłodnego szampana.
Hazzunia?
1001 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)