piątek, 5 sierpnia 2016

Od Esther C.D Noah’a

Za tydzień miałam wyjeżdżać. Akademia znajdowała się na Florydzie, a to dosyć daleko od mojego Vancouver. Z tego co się dowiedziałam, czekał mnie niesamowicie długi lot i mnóstwo przesiadek. Miałam pozałatwiane trochę hoteli, bo nie było opcji, żebym dotarła tam w jeden dzień. Potrzebowałam też trochę odpocząć pomiędzy lotami. To źle by się odbiło na moim zdrowiu. Chciałam już wiedzieć, jak to będzie. Podekscytowana nie mogłam zasnąć.
~~~
W końcu nastał ten dzień. Walizki miałam spakowane już dzień wcześniej,a było ich mnóstwo. Tata i Harry kończyli pakować bagaże do samochodu, które ledwo zostały tam upchnięte. W końcu wyjeżdżałam tam na dosyć długo, więc jedna czy dwie walizki na pewno by nie wystarczyły. Ostatecznie byłam zmuszona spakować się w dwie duże walizki i jedną większą torbę. Za pół godziny miałam odprawę, więc zaraz wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko. Podczas jazdy, rozmawiałam jeszcze z rodziną, dokładnie analizując kartkę z wyznaczoną trasą. Było tego całe mnóstwo. Gdy byliśmy an miejscu, mama prawie że nie mogła przestać płakać.
- No, Esther. Trzymaj się tam i dzwoń często. Pokaż im, jak powinno się jeździć- typowy tata, objął mnie ramieniem, lekko do siebie przyciągając.
- Będę za tobą tęsknić mała. Powiedz, jak będą tam jakieś ładne dziewczyny, to może i ja tam pojadę- przejął mnie od ojca i zaczął czochrać.
- Haaarryyy, bo zepsujesz mi włosy- zaśmiałam się, próbując uwolnić z jego uścisku.
Będę za nimi tęsknić. Właściwie, to już tęskniłam. Przez głowę nawet przeszła mi myśl, żeby jednak zostać. Ale nie mogłam ich zawieźć. Wierzyli we mnie i mój sukces w jeździectwie. Chcieli mnie zobaczyć, jak pięknie startuję w zawodach i wygrywam.
- Nie zapominaj o nas córeczko. Będziemy za tobą bardzo tęsknić- mama przytuliła mnie, wypłakując w moje ramię.
- Obiecuję, mamo. Postaram się być najlepsza- również ją przytuliłam.
Tą chwilę przerwał komunikat o moim locie. Pożegnałam się i powoli ruszyłam w stronę samolotu. Walizki i torba były już w luku bagażowym, a jako bagaż podręczny miałam jedynie torbę na ramię. Czekał mnie długi lot. Dwadzieścia minut później siedziałam już w samolocie. Wyjęłam telefon, podłączając słuchawki. Jednak nie zdążyłam ich założyć, bo dosiadł się jakiś starszy pan. Mężczyzna okazał się być bardzo miły. Urozmaiciliśmy sobie tę nudną drogę krótką rozmową. Jak się dowiedziałam, leciał do swojej córki w odwiedziny w Seattle. Kilka minut potem przysnęłam. Obudził mnie właśnie on, gdy już byliśmy an miejscu. Podziękowałam i wyszłam, szukając swoich bagaży. Dzisiaj miałam jechać jeszcze pociągiem do Spokane, a tam zatrzymać się na dwa dni, żeby odpocząć. Kolejne godziny męczarni. Tym razem nie spotkałam nikogo ciekawego, a przez całą podróż trochę spałam, czytałam i słuchałam muzyki. Gdy dotarłam na miejsce, byłam padnięta. Nie wiem jakim cudem udało mi się złapać taksówkę. Wszystko dokładnie miałam napisane na kartce, także strzegłam jej jak oka w głowie. Na w pół żywa zameldowałam się w rejestracji, a potem już tylko sen. Następnego dnia miałam wyjazd ze stacji wieczorem, więc miałam trochę dnia dla siebie. Zwiedziłam trochę miasta, a potem znowu się organizować.
~~~
Kansas City… Saint Louis… Atlanta… Stacje migały mi przed oczami. Nigdy więcej takich podróży. Latanie samolotem w tę i z powrotem to nie to samo. Niekończące się przesiadki z jednego pociągu do drugiego były dla mnie katorgą. Jedyny chyba plus to taki, że udało mi się poznać wiele ciekawych osób. Biznesmeni, lekarze, kelnerki, budowlańcy, architekci. Wjeżdżając do kolejnego miasta mignął mi napis ,,Floryda”. Czy to już tutaj? Cieszyłam się jak małe dziecko, że to w końcu koniec. No, prawie. Nie mogłam się już doczekać. Z tamtejszej stacji dojechałam do jakiejś wioski, a reszta pieszo. Było ciepło i wiał lekki wiatr. Na stacji nie było za dużo ludzi. Obładowana tym wszystkim, ruszyłam pełna energii przed siebie. Czułam się świetnie. Humor najwyraźniej mi dopisywał. Te miejsce tętniło życiem. Natura, świeże powietrze. Żyć nie umierać. Podczas przechodzenia obok domków, podpytałam kogoś o drogę do Akademii. Miły pan zaproponował mi pomóc, jako że i tak jechał w tamte strony. Byłam mu wdzięczna jak nigdy, a przy najbliższej okazji jakoś mu podziękuję. Połowę drogi miałam za sobą. Toczyłam za sobą te dwie walizy z jedną torbą i torebką na ramię. Na tamtejszym parkingu stało już kilka aut. Wchodząc do budynku byłam padnięta. Jednak udało mi się jeszcze wykrztusić z siebie resztki sił na rozmowę z właścicielami. Okazali się być bardzo miłym, młodym małżeństwem. Potem dostałam kluczyk i jakoś dowlokłam się do swojego pokoju. Głównym motywem kolorystycznym był czerwony. Mógł znaczyć wiele. Po dwóch łóżkach mogłam stwierdzić, że w nieokreślonym czasie będę miała współlokatora. Skorzystałam więc z tego, że na razie jestem sama i zaklepałam sobie łóżko na górze. Walizki zostawiłam gdzieś pod ścianą, coby się o nie przypadkiem nie wywalić. Pragnęłam zobaczyć konie. Robiło się już ciemno, więc gdy wyszłam, były już pozamykane w boksach w stajni, do której jeszcze chyba nie miałam wstępu. Zrezygnowana ruszyłam w stronę padoków trochę się przejść. Wszędzie tyle zielonego, drzew. Ogólnie natury. Wdychając świeżutkie powietrze i napawając się widokiem zauważyłam, jak ktoś siedzi pod płotem. I pali. Nie miałam zamiaru palić, a i całe wpajanie, jak wiele złego może to wyrządzić skutecznie mnie od nich odrzucało. Jednak to, że ktoś palił, zbytnio mi jakoś nie przeszkadzało. Potuptałam więc w jego stronę, a im bliżej byłam, tym bardziej mogłam się zorientować, kto to był. Tajemniczy osobnik okazał się być chłopakiem, dosyć wysokim. Miał mnóstwo tatuaży, które zawsze mi imponowały. Też miałam w planach je kiedyś zrobić, ale zrezygnowałam. Przestraszyłam się trochę, że mógłby mi się znudzić, i co wtedy? Ograniczyłam się więc tylko do takich z henny. Nie oznacza to jednak, że przestały mi się podobać. Powoli zbliżyłam się do niego, siadając obok. Nie odezwałam się od razu. Nie każdy lubił, jak ktoś przysiada się do niego znienacka, zaczynając gadać o milionie różnych spraw. Niebo powoli zaczynało się robić czarne. W duchu liczyłam na to, że nie zrazi się moim towarzystwem i zechce pooglądać że mną gwiazdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)