środa, 3 sierpnia 2016

Od Lily C.D Luny Do Lorraine

-Hej, chłopcy!- przywitałam ich. 
-Cześć.- odparli i wrócili do swoich zup. Nalałam sobie pomidorowej i zaczęłam jeść. Była całkiem dobra. 
-Co jest po obiedzie?- zapytałam po chwili. 
-Teoretyczne...- jęknęła z niechęcią Lorraine. 
-O nie. Czemu?- zapytałam teatralnie patrząc w górę. Reszta lekko zachichotała. 
-Może nie będzie AŻ TAK źle- pocieszała Luna. 
-Miejmy nadzieje.- odparłam. Skończyłam jeść zupę i poszłam po makaron. Po piętnastu minutach gdy skończyliśmy jeść wróciliśmy do pokojów. Westchnęłam i otworzyłam swój szkicownik i kilka ołówków oraz gumkę. Narysowałem akademię. Powiem że coraz lepiej mi idzie to rysowanie. Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście druga. Wypadałoby się zbierać. Zebrałam się, i szybko wyszłam. Gdy doszłam do sali usiadłam w pierwszym lepszym miejscu. I wyciągnęłam swój szkicownik. Znowu coś tam bazgrałam zamykając się w swoim świecie. Nagle drzwi zamknęły się z hukiem. Podskoczyłam. Nauczycielka była wyjątkowo nie w humorze. No to pięknie. 
-Dzień dobry na lekcji Zajęć Teoretycznych, proszę siedzieć cicho i zamknąć te urocze buźki. Dzisiaj omawiamy kopyta konia. Jest to jakże ciekawe...- rozpoczęła swój skrzekliwy monolog nauczycielka. Oparłam zrezygnowana głową o ławkę. Lecz zza dużą siłą. Wydukałam z siebie ciche "ała". Profesorka usłyszała to i szybko podeszła do mnie. Popatrzyłam na groźnie. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem a jednocześnie się zawalić pod ziemię. A ona nagle się uśmiechnęła.
-Wydaje mi się że współczujesz koniom podków. Rozumiem cię. Też im współczuję. Muszą nosić te ciężkie metalowe "buty". Dobrze że je rozumiesz. Brawo! Właśnie takich osób nam potrzeba.- odwróciła się zadowolona na pięcie i poszła z powrotem do tablicy zostawiając mnie całkiem zdezorientowaną. I wybiła godzina piętnasta. 
-Dobrze dzieci, to tyle na dziś dowidzenia.- pożegnała otwierając salę. Wszyscy cisnęli się do wyjścia. Teraz jedynie podeszłam do boksu konia. Miałam dzisiaj jeździć na Szafirze. Lubiłam tego konia. Weszłam do boksu zakładając mu kantar. Wyprowadziłam go na zewnątrz przywiązując go. Poszłam po szczotkę miękką i zaczęłam czyścić kasztanka. Później zaczęłam go siodłać. Sprawdziłam jeszcze raz popręg i zegarek. Była 15:10. W sam raz. Odpięłam kantar i zaprowadziłam na parkur. Wsiadłam na niego i zaczęłam rozgrzewać. Okrążyłem płac kilka razy. Reszta zaczęła się pojawiać. W końcu była i instruktorka. Mieliśmy pokłusować trochę i zabrać się za galop. Wygodnie mi się galopowało na Szafirze. Po jakimś czasie mieliśmy najechać na drążki. Bez problemowo. W końcu Sue ustawiła małą stacjonatę. 
-Dobra, Lily. Spróbuj w kłusie. Na spokojnie.- powiedziała. Spełniłam rozkaz. Przeskoczyłam bezproblemowo. Poklepałam Szafira. Sue ustawiła jeszcze dwa drągi. Mieliśmy już w galopie przeskoczyć. Skierowałam Szafira i się zatrzymałam. Dodałam łydkę na zagalopowanie. I... Przeskoczyłam czysto. Znowu go poklepałam. Tak minęła reszta lekcji. Gdy wybiła 16:15 zsiadłam z niego. Rozsiodłałam go i odprowadziłam do boksu. Podrapałem go po kości nosowej i dałam kostkę cukru. Szybko wszamał to co miał i go opuściłam. Spotkałam się z Lorraine. 
-Hej!- krzyknęłam.
-...-
<Dokończ Lorraine>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)