Zaskoczyła mnie propozycja chłopaka ale w sumie co innego miałam do roboty? Nic...
- Jasne. - Wsadziłam ręce do kieszeni.
- W takim razie chodźmy. - Powiedział i oboje ruszyliśmy w stronę akademika.
- Jeździsz? - Przeniósł spojrzenie z bluzy na mnie. - Czy tak po prostu kupiłaś.
- Tak samo często jak konno, czyli często.
- Masz własny motocykl?
- Oczywiście.
- Oprócz Ciebie jest jedna dziewczyna która potrafi jeździć. Jednak ona nie ma własnej maszyny.
- Może kiedyś ją spotkam i porozmawiam na ten temat. Skoro jeździ nie może być typową dziewczyną.
- Typową dziewczyną? - Zapytał z ciekawością.
- Wytłumaczę Ci to kiedy indziej. - Odpowiedziałam kiedy chłopak się zatrzymał.
- Tu jest mój pokój. Spotkamy się na placu za jakieś piętnaście minut?
- Jasne.
Chłopak z psem zniknęli za drzwiami, a ja poszłam do siebie. W pokoju siedziało dwóch współlokatorów.
- Wróciła. - Krzyknął Arthur.
- Hej. - Powiedziałam spoglądając na kanapę. Chłopak leżał na niej rozwalony i pił piwo. Na podłodze obok niego leżał naprawdę duży czarny pies. Westchnął tylko głośno i oblizał pysk, bez większego entuzjazmu czy emocji. Ściągnęłam z siebie bluzę i rzuciłam na łóżko.
- To Twoje gry? - Wychylił się ze swojego łóżka.
- Jeśli te obok telewizora to tak.
- Żartujesz? - Zapytał z niedowierzaniem.
- Nie. - Popatrzyłam na niego zdezorientowana. - Czemu pytasz?
- Bo dziewczyny nie grają.
- Nieliczne grają. - Odpowiedziałam z uśmiechem i podeszłam do szafy.
- Mogę zagrać? - Arthur przekręcił się aby na mnie spojrzeć.
- Jeśli obiecacie, że nie popsujecie to jasne grajcie ile chcecie. - Głos miałam podniesiony ponieważ moja głowa była zanurzona w szafie.
Wyciągnęłam z niej swoje ulubione jeansy, które pasowały do mnie idealnie, do tego białą, zwiewną koszulkę na ramiączka i czarną skórzaną kurtkę damską. Poszłam do łazienki i tam szubko się przebrałam. Poprawiłam warkocz, który już zdążył się rozpaść i wyszłam.
- Wybierasz się gdzieś? - Stałam już przy drzwiach kiedy padło pytanie.
- Tak. - Odpowiedziałam krótko z uśmiechem.
- No, no ledwo przyjechała i już wychodzi. - Zaśmiał się Arthur włączając grę. Złapałam paczkę papierosów, zapalniczkę i portfel.
- Trzymajcie się, miłego grania. - Rzuciłam i wyszłam na zewnątrz.
Tam już czekał na mnie Caleb. Podwinęłam rękawy kurtki i jej nie zapięłam bo było mi ciepło.
- Chyba się nie spóźniłam?
- Nie przed chwilą sam przyszedłem. - Oznajmił. - To co, jedziemy?
- Oczywiście. - Lewy kącik moich ust powędrował do góry, drugi został na swoim miejscu.
Caleb?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)