Pożegnanie z Jade, nawet na tę chwilę, nie było dla mnie
łatwe. Nie lubiłem tego robić. Wolałbym, aby jechała z nami. Wiedziałem jednak
jaki posiada stosunek do wszystkiego na czterech kołach. W końcu nie raz mówiła
o samochodach jako o blaszanych trumnach lub zabójczych konserwach. Szczerze
zastanawiałem się czy to nie jakaś forma lęku przed zamkniętymi, ciasnymi
pomieszczeniami, ale nie zauważyłem, aby miała kłopot z czymkolwiek innym.
Cokolwiek jednak to było nie lubiłem kiedy się bała. Chciałbym być przy niej,
chronić ją przed wszystkim i na zawsze.
- Od kiedy to ty kręcisz z Jade, co? – pytanie Rocky wyrwało
mnie z zamyślenia.
- Oficjalnie czy ogólnie? – spytałem, bo musiałem przyznać,
że blondynka od początku mi się zwyczajnie podobała. Wrażenie to pogłębiało się
jeszcze za każdym razem gdy poznawałem ją nieco lepiej. Każdy detal składający
się na jej czarująca osobę był dodatkową cegiełką w obrazie tego, co zacząłem
szczerze kochać.
- Aleks, ty bestio! – zaśmiała się dziewczyna. – Ale dobrze.
Fajnie, że sobie kogoś znalazłeś. Jesteś milutki to i dziewczyny do ciebie
lgną.
- Nie koniecznie… - skwitowałem.
Szczerze mówiąc nigdy nie miałem u dziewczyn jakiegoś
szczególnego powodzenia. Może inaczej. Niektórym się podobałem, w końcu
zdecydowanie wyróżniałem się z tłumu, a wielu dziewczynom to wystarczało. Był
jednak jeden mankament. Byłem według nich zwyczajnie nudny. Nigdy nie
przepadałam za spędami towarzyskimi. Nie koniecznie dobrze czułem się pośród
osób, których nie poznałem wcześniej chociaż na tyle, żeby wyrobić sobie
pierwsze, pobieżne wrażenie. Nie potrafiłem się także przy takich nieznajomych
całkowicie rozluźnić. Byłem zwyczajnie czujny, ostrożny i nie lubiłem
wylewności, która nie posiadała żadnych podstaw. Nie dla mnie były radosne
powitania z ludźmi, których pierwszy raz na oczy widziałem, a którzy byli
znajomymi mojego znajomego, nikim więcej. Co prawda byłem, jak to ujęła
nastolatka, milutki, co czyniło ze mnie idealnego znajomego, wręcz przyjaciela,
który zawsze pomoże, doradzi i wysłucha. Nie miałem nic przeciwko temu. To, że
inni byli w stanie obdarzyć mnie zaufaniem było dla mnie naprawdę bardzo ważne.
- Przesadzasz – oznajmiła głośno i zabrała się za
majstrowanie przy radiu. – Zobaczymy czy coś tu przybyło od ostatniego razu…
- Nie przybyło… Nie mam więcej płyt.
- Bywasz w mieście, kup coś nowego. Nie nudzi ci się
słuchanie w kółko tego samego? – zdziwiła się.
- Jakoś mi to nie prze3szkadza…
- No to niech tym razem będzie to twoje ukochane rzępolenie.
Przynajmniej jakiś bit w tle sobie leci – oznajmiła i włożyła do radia płytę
jednej z moich ulubionych skrzypaczek.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – zaszczebiotała Rocky i
niemal na szyje mi się rzuciła. – Wiszę ci przysługę, więc jak będziesz coś
potrzebował to wal śmiało! – krzyknęła i pobiegła w stronę czekającego na nią
chłopaka.
- Nie ma za co – stwierdziłem choć już nie mogła tego raczej
słyszeć.
Ruszyłem do niedużego sklepiku. Stwierdziłem, że jeżeli już
tu jestem to nie wypada nie wejść i nie uzupełnić nieco zapasów o herbatę i coś
słodkiego, co moglibyśmy z Jade przekąsić przy filmie. Kupiłem też jabłka, żeby
moja ukochana miała czym dokarmiać swoich pupili.
Spakowałem wszystko na tyle biedzeni i już miałem wsiadać na
fotel kierowcy, kiedy moich uszy dobiegło ciche, aczkolwiek żałosne miałczenie…
a raczej mający naśladować miałczenie pisk. Schyliłem się. Tuż za kołem kuliło
się małe białe kocie, a przynajmniej wnioskowałem, że było białe, choć nie było
to łatwe, bo zmierzwione futerko było strasznie brudne. Kociak patrzył na mnie
wielkimi żółtymi oczętami drżąc przy tym silnie.
- Hej maluszku… - wyszeptałem i postukałem w ziemię kilka
razy. Maluch zainteresował się moimi palcami śmigającymi po asfalcie i odgłosem
stukania. Strach częściowo zastąpił instynkt każący mu gonić za czymś, co się
ruszało i być może nadawało się do jedzenia, a tego zdecydowanie było potrzeba
maluchowi. Kotek zaczął się do mnie zbliżać, a ja mogłem wykorzystać okazje i
złapać go.
- No już, już… - starałem się go uspokoić kiedy zasyczał i
miauknął żałośnie.
Maluch był wychudzony i w nie najlepszym stanie. Wyglądał na
bezpańskiego.
Trzymając drżące kocie na rękach wszedłem do sklepu.
- Przepraszam bardzo. Nie wie pani może czy to czyjś kociak?
Nie szukał go ktoś może? – spytałem, pokazując kuląca się istotkę.
- Nie… Nikt nie pytał, a ten maluch… wydaje mi się, że już
jakiś czas się tu błąkał.
Spojrzałem na wystraszoną, kocią mordkę i podjąłem decyzję.
Kupiłem kocią karmę i szampon, niestety dla psów, bo innego nie mieli, za to
przynajmniej przeciwpchelny. Zostawiłem tez swój numer telefonu, na wypadek
gdyby ktoś się po kociątko jednak zgłosił. Kociak, owinięty w moją bluzkę,
wylądował na siedzeniu obok, co niezbyt mu się początkowo podobało, ale
wystarczyło, że dostał nieco kiełbasy, a od razu się uspokoił. Z pełnym brzuchem
było mu widocznie lepiej, bo wtulił się w moje ubranie i zwinął w kłębek.
Ledwie zaparkowałem, a kociak przebudził się. Znów zawinąłem
go w koszulkę i wziąłem w ramiona, żeby nigdzie nie uciekła.
- A coś ty taki nagi, co? – spytała Jade, podjeżdżając bliżej
na Versace.
- Bo mam małą… niespodziankę – stwierdziłem. Póki co
postanowiłem trzymać dystans. Pupil mojej ukochanej dostawał białej gorączki
gdy mnie widział. Nie miałem pojęcia co aż tak mu we mnie nie pasowało, ale
gdyby nie blondynka i to, że mocno trzymała wodze najchętniej wbiegłby we mnie,
tratując na miejscu.
- No dobrze… To chwileczkę poczekaj. Zrobię rundkę,
odprowadzę go i pokażesz mi co tam masz – stwierdziła.
- Będę w pokoju – zawołałem jeszcze.
Wziąłem zakupy i ruszyłem do budynku z wiercącym się
maluchem pod pachą. Kociak okazywał swoje niezadowolenie burczeniem i pełnymi
pretensji miaukami. Zakupy odłożyłem na bok, a kociaka zabrałem w pierwszej
chwili do łazienki, żeby choć nieco go umyć, bo trzeba było przyznać, że
pachniał niezbyt ładnie. Woda oczywiście podziałała jak największa tortura i
zanim zdołałem porządnie kociaka zmoczyć i rozsmarować szampon miałem już
piękną siateczkę ze śladów po pazurkach ostrych, jak wygięte w haczyki szpilki.
Nie dałem jednak za wygraną i w końcu drżący, zdyszany kociak wylądował w
ręczniku. Zmoknięty wyglądał na jeszcze bardziej wychudzonego, ale był
przynajmniej czyściutki.
<Jade? Pospiesz się, kochanie moje, i zobacz nasze
maleństwo ^,^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)