sobota, 7 stycznia 2017

Od Jade C.D Aleksandra

Jedyną rzeczą, o jakiej wtedy marzyłam, było moje cieplutkie i jakże wygodne łóżko. Wizja położenia się w nim nie wydawała się być nazbyt odległa, jednakże boląca kostka skutecznie utrudniała mi sprawne poruszanie się o własnych siłach. Musiałam zagryźć zęby, i pomimo dyskomfortu pozwolić, aby Aleksander obejmował mnie w talii, nieco ponad biodrami. Nie ukrywam, że bardzo ułatwił mi przemieszczanie tymże gestem, bowiem nie wyobrażałam sobie, jak miałabym dotrzeć do swego lokum bez jego pomocy. Czując więc wdzięczność do jego osoby, pozostawiłam całą sytuację bez zbędnego komentarza. Liczyłam na to, że i ja wkrótce będę mogła mu się odwdzięczyć, pomimo iż twierdził, że jesteśmy kwita. Stojąc pod sosnowymi drzwiami, za którymi znajdowało się wnętrze pokoju, lustrowałam mojego wybawcę wzrokiem, podczas gdy ten pomagał mi w odnalezieniu niezbędnych kluczy.
- Trafisz do swojego pokoju? - Zaśmiałam się jedynie, kiedy to udało mi się pomyślnie otworzyć drzwi. Nie słysząc, aby z zamieszkiwanego przeze mnie pomieszczenia dochodziły jakiekolwiek dźwięki, miałam jeszcze większą nadzieję, iż ponownie dnia tamtego zastanę pokój pusty.
- Prawdopodobnie - uśmiechnął się lekko, wkładając dłonie do kieszeni. - Nie nadwyrężaj tej kostki, Jade.
- Dobrze, tato - wywróciwszy oczami przyglądałam się jeszcze przez chwilę, jak Aleksander znika w głębi korytarza. Z początku widziałam dokładne zarysy należącej do niego sylwetki, jednakże z każdym wykonanym krokiem coraz bardziej nikła ona w oczach, tracąc wcześniejszą ostrość. W końcu wykonałam jeden, powolny krok, pozbawiając tym samym korytarza także mojej osoby. Bez większego wahania zdjęłam buty, momentalnie czując narastającą ulgę - mocno zasznurowane oficerki uciskały moją kostkę, która wydawała się być jeszcze bardziej spuchnięta, aniżeli jeszcze chwilę wcześniej. Rozglądając się po pokoju, westchnęłam z nieukrywanym szczęściem - brak obecności kogokolwiek w środku utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, iż przynajmniej chwilowo uniknę niezręcznych pytań, na których słowa odpowiedzi nie znałam. Nie zwlekając z upragnioną czynnością ani chwili dłużej, rzuciłam się na swe łóżko, przygniatając swoim "ciężarem" leżące na nim poduszki.
Mimo, że z początku ignorowałam wżynające mi się w żebra przedmioty, w końcu podniosłam się do wygodniejszej pozycji, kładąc wszelkie niepotrzebne pierdoły na bok, tak, aby mi przynajmniej chwilowo nie przeszkadzały. Wśród nich znalazłam między innymi słuchawki oraz książkę, będącą trzecią częścią ukochanej przeze mnie trylogii. Porzuciłam czytanie jej tego samego ranka, a jako że nie zapowiadało się na to, abym zbyt często miała chwilę wolnego czasu, sięgnęłam po powieść, przez chwilę zastanawiając się, czy aby na pewno to jest to, co byłoby spełnieniem moich marzeń w tamtym momencie. Pomimo, że nie wyobrażałam sobie chłonięcia lektury bez ulubionej herbaty, ostatecznie otworzyłam książkę na odpowiedniej stronie. Układając uwcześniej bolącą kończynę na stosie poduszek, w końcu nachyliłam się nad otwartą lekturą. Bohaterzy byli znani mi aż zanadto dobrze - autorka wprowadziła swych czytelników w ich życie już podczas pierwszej części, dzięki czemu mogłam wręcz przewidzieć, jak dana persona zachowa się w różnej sytuacji. Z początku czytałam dość szybko, byleby tylko zakodować idealnie dobrane wyrazy - ostatecznie jednak, okazało się, że czytanie nie było przeznaczone dla mnie dnia tamtego. Sytuacje dnia codziennego zdawały się być wręcz nierealne, a wykreowane przez autorkę postacie były jak gdyby nagle obce, włożone między wersy zupełnie przypadkiem. Wszystko co zdążyłam wtedy przeczytać, momentalnie ulotniło się ze mnie, pozostawiając mnie z niemałym chaosem w głowie. Rzadko kiedy zdarzało się, abym miała jakiekolwiek trudności w czytaniu... Ba, wręcz zazwyczaj trudno było mnie odciągnąć od ciekawej, wciągającej książki.
Nie widząc innego wyjścia, dosłownie rzuciłam ją tuż obok mego łóżka, samej zakrywając się po uszy ciepłym kocykiem, który wpadał w delikatnie brzoskwiniowe odcienie.
Dlaczego musiałam szukać we wszystkim sensu, drugiego dna? W końcu jest wiele pytań, na które nie ma gotowych odpowiedzi, a ja właśnie takowych oczekiwałam. Potrzebowałam tej dokładności, precyzji, a przede wszystkim pewności, za pewne dlatego, że mi samej brakowało takich cech. Nim znowu się obejrzałam, powrócił ten chole*ny ból, który nie pozwalał mi nawet myśli przyswajać na spokojnie... Mój organizm jak zwykle miał nieco inne zdanie, jak powinnam zakończyć tamto późne popołudnie - powieki powoli chyliły się ku dołowi, a nagła chęć snu pojawiła się ni stąd, ni z owąd. Powstrzymując się, aby nie zacząć ziewać jak najęta, wychyliłam się nieco ponad ramę łóżka, wyciągając się na tyle, aby swobodnie zerknąć na wiszący u góry zegar. Skłonna byłabym oddać się w objęcia Morfeusza, gdyby nie to, że zostało zdecydowanie zbyt mało czasu, abym zdążyła obudzić się przed kolacją. Wtem jakby nagle mnie olśniło, i pomimo bolącej kostki zwlekłam się z posłania, pospiesznie ubierając na siebie przypadkowe buty i bluzę, która akurat wisiała na krześle. W końcu byłam wręcz stuprocentowo pewna, że Aleksander niezbyt wiedział, gdzie znajdowała się jadalnia - w moim obywatelskim obowiązku leżało, aby bezpiecznie dotrzeć z nim na kolację, pomimo tego, jak bardzo by się sprzeciwiał. Tylko jak miałam go znaleźć, skoro nie wiedziałam nawet, jaki numer ma jego pokój? Zakładałam, że tam właśnie przebywa - raczej nie wchodziło w rachubę, aby udał się samotnie do stajni. Cała moja nadzieja była w portierni - a raczej byłaby, gdyby ta była otwarta. Świeciło bowiem na niej pustkami, co świadczyło tylko o tym, że pani Robinson zakończyła na tamten moment swą pracę, a ja byłam w ślepym zaułku, z którego niezbyt dało się wyjechać bez większej kolizji.
Ostatecznie jednak, nie wiedziałam, czy należy się śmiać, czy może płakać - zadowolona byłam bowiem z osoby, na którą wpadłam przy wyjściu, a dosłownie wyć chciało mi się z bólu, którego doświadczyłam przy bliższym zderzeniu z Aleksandrem. Na nasze nieszczęście obydwoje byliśmy nieco zamyśleni, co spowodowało tym, że jak gdyby nigdy nic wylądowałam na brunecie, bez możliwości szybkiego wstania. Kostka dała o sobie znać, szkoda tylko, że tym razem ze zdwojoną siłą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)