Po bitwie na PARUFFKI wojownicy poszli do piekarnika a następnie do naszych brzuchów. Po skończonym posiłku zostało nam gadać o tych i tamtych sprawach. Siedziałyśmy przez chwilę na krzesełkach i jeszcze kończyłyśmy swoje przeżuwania. Jakoż, że na mojej bluzce nadal widniała krew wojowników, w prawdzie nie czerwona, lecz bardziej beżowa, jednak moja bluzka nadal wyglądała źle.
-F**k, Naomi...- powiedziałam wskazując na dymiący czajnik.
-O na 5 PARUFFEK!- krzyknęła i podbiegła do czajnika, któremu jak na złość zepsuł się gwizdek.
-Mamy jakiś pechowy dzień...- zaśmiałam się spoglądając na spalony czajnik.
-Oh, od kiedy przynosimy pecha?!-zaczęła Naomi opadając na krzesło.
-Wiesz, ja ZAWSZE przynoszę pecha.- zaśmiałam się chwytając na rączkę spalonego sprzętu.
Naomi prychnęła a ja wlałam wodę do filiżanek z czarnym proszkiem. Od razu w filiżance pojawiła się piana a na dole widniał czarny płyn. Brunatny czajnik położyłam w zlewozmywaku i szybko puściłam wodę. Spaleniak zaczął syczeć i parować. Gdy cały czajnik wyglądał mniej groźnie, chwyciłam za druciaka i wyłączyłam wodę, która leciała z kranu. Zaczęłam szorować przypaleniznę, która za żadne skarby nie odpuszczała tylko jeszcze bardziej zasychała. Po kilku minutach nieudolnego szorowania, garnek wyglądał tak samo źle, a może i gorzej. To samo mogę powiedzieć o moich dłoniach. Druciak robi swoje. Gdzieniegdzie miałam dość spore rysy i w kilku miejscach krew trochę poszalała z alkoholem. Prychnęłam głośno i rzuciłam w zlew kawałkiem "metalu", który niby zawsze czyści wszelkie niedoskonałości i przypalenia.
-Wiesz co? Wypadałoby wywalić to urządzenie na zbity ryj...- burknęłam odwracając się do Naomki, która siorbała powolutku kawę.
Szybko podniosłam to urządzonko i otworzyłam szafkę gdzie znajdował się kosz. Bez najmniejszego żalu wrzuciłam czajnik do kosza.
-To... co my teraz zrobimy?- zapytała Naomi wstając z krzesła.
-Ja powiem, że odkupię czajnik. I zrobię to jak najszybciej!- krzyknęłam wybiegając z kuchni.
Już po chwili siedziałam w aucie na siedzeniu kierowcy, a obok mnie Naomi. Szybko włączyłam radio i wyszukałam najciekawszą muzykę.
~Esmuś, nie spieprz tego....~ pomyślałam szybko.
Akurat w tym momencie z zakrętu wyjechała złota Honda i o mało co nie oderwała mi lusterka jak i porysowała auta. Odetchnęłam cicho i otworzyłam okno. Honda stała na poboczu.
-JAK JEŹDZISZ IDIOTKO?!- wrzasnęłam, gdy kobieta w czarnych okularach wychyliła się z auta.
-Ty się naucz jeździć małpo.- warknęła.
Prychnęłam tylko i wcisnęłam gaz. Naomi nie odzywała się. Patrzyła tylko na drogę i co chwila mrugała.
-Wszystko...OK?- zapytałam spuszczając na chwilę drogę z oczu.
-Patrz na drogę... - odpowiedziała i zaczęła szukać czegoś w plecaku.
Zwróciłam tym razem spojrzenie na autostradę i boczne lusterko, w którym było widać jedynie śmigjące samochody. Po chwili ciszy dotarłyśmy do sklepów i wparowałyśmy do środka. Od razu znalazłyśmy na mapce sklepu, zbiorowisko sklepów z urządzeniami do gotowania wody. Wjechałyśmy windą na samą górę i gadając doszłyśmy do upragnionego obiektu, niewątpliwie znajdującego się na samym końcu galerii. Zaczęłyśmy od zaliczenia czajników. Wszystkie były takie zwykłe... i nie AMH'owe.
<Naomuuś? Wena nie przyjechała do mnie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)