Dziewczyna przysiadła się do mnie, co niezbyt mi przeszkadzało.
Zgasiłem papierosa przygniatając go butem, po czym schowałem go do pustej paczki po reszcie jego krewnych.
Niebo stawało się czarne.
Jedynym większym punktem, który emanował światłem był księżyc, dookoła
którego pojawiały się mniejsze punkciki, którymi zaś były gwiazdy.
Wszystko wydawało mi się takie nierealne.
Te wszystkie gwiazdy, z tej odległości były takie nienamacalne. Małe, ledwo co zauważalne.
W rzeczywistości, były ogromne, co jest absurdem z perspektywy zwykłego, szarego człowieka.
Przypatrywałem się każdej gwieździe z osobna, myśląc, czy ktoś już ją wykupił.
Każda wydawała się być na swój sposób inna, jednak jeszcze nie wiedziałem, jaki.
Siedząc tak w zamyśleniu, mocno zastanawiałem się nad tym, po ilu puszkach jest moja matka.
Czy może już jest nieprzytomna, czy może zmarła dobre kilka miesięcy temu..
Straciłem z nią kontakt praktycznie od czasu, kiedy byłem jeszcze małym gówniarzem.
Za pewnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że jestem tu, właśnie w Akademii.
Zadręczałem się pytaniami, jakby zareagowała na to.
Czy próbowałaby mnie odwieźć od tej decyzji?
Czy może jednak by się ucieszyła?
A może by się w ogóle tym nie przejęła?
Co najlepsze, na wszystkie te pytania znałem odpowiedź.
Jest nią nie wiem.
Niebo teraz było jedną, wielką, ciemną mazią, jeśli można tak to nazwać.
Wyglądało tak przez pojawiające się właśnie duże, deszczowe chmury.
- Będzie padać - pomyślałem, poprawiając nogawkę swoich spodni.
Przyglądałem im się, kiedy zostałem wyrwany z rozmyśleń.
- Esther, jestem Esther Willaine.
No tak, przecież nie byłem sam.
Skierowałem wzrok na dziewczynę, analizując jej słowa.
- No tak, dupek ze mnie - zaśmiałem się, przygryzając lekko wargę - Noah
Avalanche - przedstawiłem się, wyrywając kępki trawy w nieznanym dla
mnie celu.
Widać było po niej, że nie wiedziała, co powiedzieć dalej.
Nie dziwiłem jej się, ponieważ sam nie wiedziałem.
Nie chcąc, żeby poczuła się zakłopotana, zacząłem kontynuację naszej krótkiej rozmowy.
- Kiedy przyjechałaś? - spytałem, rwąc każdy kawałek trawy na jeszcze mniejsze części.
- Dzisiaj, właściwie to prawie że przed chwilą - odpowiedziała,
poprawiając włosy w bardziej korzystne miejsce, jakim było spokojne
opadanie na plecy, po czym zaczęła kontynuowanie swojej wypowiedzi - A
Ty? I ogółem.. Jak wrażenia, podoba Ci się tutaj?
- Wszystko wskazuje na to że przyjechałem, a właściwie przyszedłem
zaledwie niecałe piętnaście minut przed Tobą - odparłem, wyrzucając
trawę na bok - Na razie nie mogę odpowiedzieć zbyt szczegółowo. Nie
zdążyłem nic ani nikogo prócz Ciebie zobaczyć, może z wyjątkiem kilku
koni, które chwilę przed Twoim przyjściem jeszcze tutaj kłusowały.
Skinęła głową, bawiąc się w dłoniach bransoletką, którą miała założoną na prawy nadgarstek.
Chciałem zadać jeszcze jedno, prawdopodobnie jedno z nielicznych pytań,
które miały jeszcze dzisiaj paść, jednak to Esther zaczęła mówić
pierwsza.
Spojrzałem więc na nią, oczekując.
<Esther? Długość jak zwykle nie powala, jakość również.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)