niedziela, 19 marca 2017

Od Alexandry C.D Edward'a

Zerknęłam na chłopaka i westchnęłam cicho.
-No dobrze. - Szepnęłam odstawiając kubek z herbatą na stolik. Ruszyłam w kierunku szafy, z której wyciągnęłam bryczesy i jakąś cieplejszą bluzę. Spojrzałam na Edwarda, których chyba mi nie uwierzył obserwując mój każdy ruch czekając przy okazji w którym momencie się rozmyślę.
-Długo będziesz tak siedzieć? -Mruknelam zmieniając ubranie. Brunet otrząsnął się i również zaczął się szykować. Po kwadransie byliśmy w drodze do stajni. Nagle pobiegła do nas Lily.
-Alex, jak dobrze cie widzieć. Jak się czujesz? - Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie zerkala na mnie wyczekujaco.
-Całkiem dobrze. -Odparłam wtulajac się mocniej w bok Edwarda.
-Jutro po południu jest giełda koni, może chciałabyś pojechać? Podobno mają być bardzo ciekawe konie.
-Nie.-Uciekelam krótko i kontynuując drogę do stajni. Edward został jeszcze chwilę zamieniając kilka słów z dziewczyną. Zaczęłam czyścić Versace, który wyczuł mój nieciekawy humor przez co zaczął tupac nogą starając zwrócić moją uwagę.
-Wybacz...-Szepnęłam odkładając zgrzebło. Przeczesalam szczotką kilkakrotnie sierść wałacha pozbywajac się kurzu. Zaczęłam go siodłac kiedy Edward dopiero wszedł do stajni. Chłopak jedynie zetknął na mnie zmartwiony i ruszył do boksu Hollywood'a.
Po kilku minutach siedziałam na grzbiecie Versace stępując po ujezdzalni. Brunet dołączył do nas po dłuższej chwili. Bez słowa ruszyliśmy w kierunku lasu. W głowie toczyłam wewnętrzną batalię co mam zrobić. Bawiłam się grzywą wałacha, który na szczęście bez przeszkód szedł pewnie do przodu. Po pół godzinnym przemierzaniu lasu w ciszy dojechaliśmy do polany, gdzie postanowiliśmy zrobić sobie krótką przerwę. Podeszłam do Edwarda i po prostu przytulilam się do niego. Chłopak odetchnął zaczynając gładzic moje włosy.
-Pojechalbys jutro ze mną na tą giełdę? -Szepnęłam cicho chowają twarz w zagłębieniu szyi bruneta.
-Oczywiście.
-Dziękuję.- Zerknąłem na chłopaka uśmiechając się lekko.
-Nie masz za co. - Chłopak złożył krótki pocałunek na moich ustach.
Spędziliśmy jeszcze około dwóch godzin na przejażdżce, a atmosfera stała się luzniejsza.
***
Otworzyłam oczy i przetarłam je dłonią. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dziesiątą .... zaraz, zaraz dziesiątą. Zerwałam się, z łóżka ruszając pędem do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, żeby po kilku minutach stać owinieta w ręcznik susząc włosy.  Nagle, ktoś wszedł do pokoju.
-Jesteś gotowa? - Edward zerknął do łazienki i zaczął lustrowac mnie wzrokiem.
-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej. A tak w ogóle czemu mnie nie obudziles?-Mruknęłam poprawiając ręcznik.
-Budziłem cie, uderzyłas mnie przypadkowo i powiedziałaś że już wstajesz, dlatego poszedłem zrobić jakieś śniadanie. -Brunet uniósł ręce w geście obronnym.
-Przepraszam... -Szepnęłam skruszona, w odpowiedzi dostając śmiech chłopaka.- W takim razie spotkajmy się, za dziesięć minut przy samochodzie.- Dodałam ruszając w stronę szafy. Szybko założyłam ubranie i zgarnęłam torebkę. Zatrzymałam się jeszcze na chwile przed lustrem oceniając efekt końcowy. Ciemne rurki, czarny T-shirt i koszula w czerwoną kratkę. Założyłam czerwone trampki i ruszyłam na parking, gdzie stał już pick-up z przyczepą dwukonną. Westchnęłam wsiadając na miejsce pasażera.
-Chciałam się rozejrzeć, a nie od razu kupować konia.-Mruknęłam, na co brunet nie odpowiedział, tylko poruszył śmiesznie brwiami.
-Dobra jeźdźmy już.-Dodałam po chwili zapinając pasy. Chłopak odpalił samochód i wyjechał na drogę.
-Nie zjadlas tych kanapek które zostawiłem na stole? - Zapytał nie spuszczając wzroku z jezdni.
-Nie zauważyłam ich.
-Znam cie chyba za dobrze. Z tyłu w plecaku masz kanapki i herbatę. - Powiedział uśmiechając się delikatnie pod nosem.
-Jestes kochany. Dziękuję. - Odparlam biorąc się za palaszowanie prowiantu. W ciągu dwu godzin dojechaliśmy na miejsce.
-To co idziemy?-Zapytał, a ja kiwnęłam głową. Ruszyliśmy w stronę pierwszej hali. Mijałam stoiska, jednak żaden koń nie przyciągał mojej uwagi. W pewnym momencie zorientowałam się, że Edward zniknął z mojego pola widzenia. Westchnęłam cicho idąc dalej. Po pewnym czasie znalazłam się w drugiej hali, która była bardziej przeznaczona dla rzeźników. Przeglądałam się biednym głównie starszym konią, które stały w prowizorycznych boiskach ze spuszczonymi lbami jakby wiedziały co je czeka. Nie które z nich z większą urodą miały szansę trafić na ostatnie lata do jakiejś rodziny która potrzebowała konia do towarzystwa lub w roli kosiarki. Zanyślona przemierzałam dalej samotnie alejki. Nagle usłyszałam panicznie rżenie i tent kopyt. Odwróciłam się zaintrygowana. Ludzie krzyczeli odskakując na boki, żeby uchronić się przed staranowaniem. Środkiem korytarza pędził kasztanowaty koń. Zerknąłem za plecy szukając miejsca żeby się odsunąć, jednak zauważyłam kilka metrów dalej dwie rodziny z wózkami, które niczego nie świadome stały na środku zazarcie o czymś dyskutując.
-Raz kozie śmierć. - Pomyślałam stając na drodze konia. Kasztan nieoczekiwanie stanął parę metrów przede mną chcąc zapewne zawrócić, jednak ja byłam szybsza łapiąc uwiąz, który latał bezwładnie we wszystkie strony.  Koń zadępował przede mną kilkukrotnie żeby pokazać swoją wyższość i uwolnić się, ale ja się nie bałam szybko sprowadzając go na dół.

http://data.whicdn.com/images/44118467/tumblr_mdk398Tgc11qe2thio1_500_large.gif

-Zastrzelę bydle i tak jej nikt nie kupi!-Wrzeszczał mężczyzna, który szedł przez tłum ze strzelbą.
-Ja kupie.-Powiedziałam stając na drodze między nieznajomym, a kasztanem
-Co taka dziewucha zrobi z takim diabłem?
-Niech pan jej pozwoli, ona ocaliła ludzi przed tym koniem.-Osoby zaczęły wychylać się z tłumu. Mężczyzna był nieugięty, jednak wreszcie uległ na szczęście moje jak i konia.
-No dobrze. Wyprowadź stąd tą bestie i spotkajmy się przy wyjściu.-Rzucił i zniknął w tłumie. Delikatnie pociągnęłam za uwiąz, jednak czterokopytny  zaparł się i nie chcąc ruszyć dalej. Zdjęłam koszule, którą miałam na sobie i zawiązałam na kantarze, tak aby zasłaniała oczy zwierzęcia. Zaczęłam iść z nim na zewnątrz, gdzie już czekał mężczyzna. Wręczyłam mu plik banknotów, a w zamian dostałam dokumenty konia.  Ruszyłam w dalszą drogę do przyczepy, przeglądając papiery już mojego nowego konia.
Imię: Sarina
Wiek: 16 lat
Rasa: NN
bla,bla, bla....
-Przez to całe zamieszanie nie zwróciłam uwagi, że teraz będzie solidarności jajników, a nie duet męsko-damski. - Wprowadziłam klacz do przyczepy i ponownie zaczęłam przeglądać dokumenty.
Coś mi nie pasowało w tym wszystkim. Klaczy wygląda na maksymalnie osiem lat i na rase holenderską. Wydawało mi się nawet, że gdzieś ją już widziałam. Moje rozmyślenia przerwał Edward.
-Gdzie ty był..? - Zamilkł natychmiast zauważając stojącą w przyczepie klacz.
-Ratowałam życie konia i ludzi, ale to nieważne widzę, że już jesteś i możemy jechać.-Westchnęłam wstając, żeby odłożyć do schowka papiery kasztanki. Brunet podszedł do mnie lapiac delikatnie moją dłoń na co syknelam. Puścił ją natychmiast, a ja zdziwiona uniosłam ją do góry. Przez środek przechodziło rozciecie, z którego powoli sączyła się krew. Przez tą całą adrenalinę nie zwróciłam też na to uwagi. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, kiedy schowałam rękę za siebie zaciskajac ją w pięść.
-Pokaż rękę.-Zarządał,a ja z początku niechętnie, ale wyciągnęłam lewą dłoń uśmiechając się lekko.
-Drugą..-Mruknął, a ja westchnęłam, chyba to mu się nie spodobało.
-Nic mi nie jest.-Szepnęłam, a brunet patrzył nadal na mnie nie wierząc.
- W takim razie pokaż rękę.-Naciskał dalej, aż w końcu zrezygnowana wyciągnęłam prawą dłoń w jego stronę.
-To tylko lekki rozcięcie.-Tłumaczyłam, a Edward spojrzał na mnie karcąco.
-Trzeba to opatrzyć.-Powiedział, na co jęknęłam.
Edward
PRZEPRASZAM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)