poniedziałek, 6 marca 2017

Od Cavana- zadanie 13

- Gdzie jest sól? - w końcy kiedy wywróciłem ostatnią szafkę do góry nogami, poddałem się i poprosiłem Holiday o pomoc. Ta w odpowiedzi tylko prychnęła cicho i przemądrzale pod nosem. Mentalnie przygotowałem się do wywiadu.
- Do ciasta nie dodaje się soli, geniuszu! - gdyby nie to, że wcale, a wcale nie znam się na kucharstwie, być może nie uwierzyłbym jej. Usiadłem na podłodze i zamknąłem mocno oczy. Przed chwilą zmarnowałem 5 całych minut mojego cennego czasu na szukanie składnika, którego jak się potem okazało nie potrzebowałem.
- No chyba sobie teraz ze mnie kpisz... - jęknąłem cicho pod nosem.
- Nie, wcale nie - do konwersacji po chwili dołączyła się Anabell, która zdawała się być najbardziej rozbawiona naszą rozmową. Prawdopodobnie najlepiej z naszej trójki znała się na gotowaniu, a ponieważ ani ja ani Holi za grosz nie znamy się na gotowaniu, byłem skłonny w to uwierzyć - Chyba, że chcesz, żeby Pani Mia, wymiotowała do białego rana - rzuca mi szybkie spojrzenie, ale szybko jednak się odwraca i z górnej szafki wyciąga jakieś urządzenie. Pradopodobnie jest to jeden z tych zabójczych narzędzi, które używa się do miksowania.
Przez następne parę minut milczymy. Kiedy już myślę, że przez chwilę będzie cicho, słyszę głośne burczenie , a potem dosłownie ogłusza mnie głośny krzyk Holiday i jej ciche klnięcie pod nosem. Odwracam się szybko w jej stronę, podobnie jak Ana, która wygląda jakby miała zaraz wybuchnąć śmiechem. Cały palec rudowłosej jest we krwi, po szybkim spotkaniu z urządzeniem.
Widząc nasze... hm... dość dziwne miny, odezwała się podniesionym głosem:
- To nie jest śmieszne! - przez te słowa, razem z Anabell wybuchamy głośnym śmiechem, po chwili oglądania nas z zniesmaczonym wyrazem twarzy, dołącza do nas.
- Pozwól, że ja to zrobię za ciebie - powiedziała czarnowłosa przez łzy śmiechu i zbliżyła się do rudowłosej, wyrywając jej śmiercionośny przedmiot z chudej ręki. Holiday w tym czasie, razem ze mną śmiała się w najlepsze. Anabell w tym czasie już się uspokoiła się i teraz patrzyła się na naszą dwójkę, zastnwiając się czy dzwonić do domu wariatów.
Kiedy po parunastu minutach wszystko było już gotowe, wsadziła ciasto do piekarnika i razem, aczkolwiek dość niechęnie zaczęliśmy masowe sprzątanie. Kuchnia była trochę brudna, ponieważ podczas pracy razem z Holiday strasznie się śmieliśmy i rozsypaliśmy całą mąkę tak, że w opakowaniu nic nie zostało. W końcu kiedy w pomieszczeniu był już porządek, chociaż nie można było przyznać, że idealny, ja pod nadzorem w postai klęczącej obok mnie Anabell, wsadziłem ciasto do piekarnika. Holiday w tym czasie, obserwowała nasze starania z góry, śmiejąc się cichutko pod nosem.
Mógłbym się spodziewać wszystkiego, począwszy od ataku zielonych stworków na Ziemię, aż po wsadzenie mojej głowy do piekarnika, w wyniku śmiania się, ale to co nastąpiło piętnaście minut później, przerosło moje wszelkie oczekiwania. Z piekarnika, dużymi kłębami, zaczął unosić się pył, przez co rodowłosa musiała wyjść z kuchni i zawołać jedną z trzech kucharek od, których wypożyczylismy dziś kuchnię. Jedna z nich wyprawiła nam wykład o tym jak się włącza piekarnik i jak się do niego wkłada jedzenie do pieczenia, druga zaś broniła nas, mówiąc, że piekarnik był bardzo stary i, że to nie była za grosz nasza wina, a trzecia - najmłodsza z tych trzech stała przy ścianie i klepała w telefon, co jakiś czas uśmiechając się pod nosem.

W końcu po jak się zdaje wiecznościach, które okropnie nam się dłużyły, druga z pań, czyli ta, która nas broniła, zdołała wywalczyć wyjście z pomieszczenia u tej pierwszej. Z ulgą opuściliśmy kuchnię.


No jest, powiedzmy... na styk z długością. Dostajesz 20 punktów i 10 dolarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)