Wróciłam do boksu wyczyszczonego już Charliego. Założyłam mu neonowo-żółte ochraniacze na nogi, czaprak w tym samym kolorze zarzuciłam na jego grzbiet, mając wielką nadzieję, że nie zrzuci go z siebie, gdy będę mu zakładała ogłowie. Po krótkiej walce z wędzidłem, a później z popręgiem, udało mi się w końcu przygotować ogiera do jazdy.
Wyprowadziłam Księcia na korytarz i przeprowadziłam koło stanowiska, gdzie Mali kończyła szykowanie Blanci.
- Poczekam na ciebie na placu, okey? - rzuciłam do dziewczyny. Ta skinęła w odpowiedzi głową, ruszyłam więc do wyjścia, prowadząc za sobą Charlesa.
Dotarłszy na ujeżdżalnię, puściłam Siwego, żeby ustawić kilka drążków do ćwiczeń. Nie znalazłszy kawaletki, przeciągnęłam stojące nieopodal stojaki i położyłam na nich drąg na niewielkiej wysokości.
Wróciłam do Charliego, który od momentu, jak go zostawiłam, nie ruszył się na krok. Poklepałam go po szyi, na co odwrócił do mnie głowę i szturchnął nosem. Wysupłałam z kieszeni smaczka dla koni, który sekundę potem został pochłonięty przez Księcia.
- Już jestem! - usłyszałam od strony wejścia. Odwróciłam się, a mym oczom ukazała się Mali z Blancą, która na widok ogiera stanęła jak wryta.
- Poczekaj, przejdę z nim na drugą stronę placu - zaproponowałam, wskakując na siodło. Siwy, w przeciwieństwie do kucki, nawet nie zwrócił uwagi na nowe towarzystwo. Ruszył posłusznie, gdy dałam mu znak łydkami. - Jakby coś się działo, to mów. W towarzystwie ogiera nawet spokojnego zwykle konia, który nadaje się dla początkujących jeźdźców, może nieco ponieść.
Mali skinęła głową na znak, że zrozumiała, po czym wsiadła na Blancę.
Rozgrzałyśmy się, każda w swoim tempie. Charlie musiał być wymęczony po serii treningów w tym tygodniu, bo chodził jak w zegarku i tylko od czasu do czasu zerkał na towarzyszącą nam klacz. Blanca jednak czuła się chyba niezbyt pewnie, bo zdarzało jej się zapatrzyć na Siwego, prawie zatrzymać, po czym ruszyć niemal galopem, gdy dosiadająca jej Mali ją pospieszyła. Z każdą taką akcją miałam coraz większe wątpliwości co do tego, czy pomysł jazdy razem był aby na pewno dobry...
Na szczęście w którymś momencie do kucki chyba dotarło, że Charlie nie zwraca na nią większej uwagi, bo się w miarę uspokoiła. Miałyśmy za sobą kilka najazdów na drągi, gdy Mali zasugerowała, że możemy poskakać.
- Charles jest szkolony pod ujeżdżenie - powiedziałam, przechodząc do stępa. - Ale andaluzy nie mają problemów ze skakaniem, istnieje więc szansa, że coś niewielkiego uda się nam skoczyć... Która z nas zsiada, żeby ustawić przeszkodę? - zapytałam z uśmiechem.
Padło na Mali, bo miała bliżej do ziemi. Chwilę potem na środku placu stał niewysoki krzyżak z dwiema wskazówkami przed przeszkodą.
Pierwszy najazd był z kłusa. Charlie, zdezorientowany nowym ćwiczeniem, pogubił nogi na przeszkodzie, ostatecznie jednak ją przeskoczył, drogę do ściany pokonując galopem. Za drugim i trzecim razem przeszedł przeszkodę kłusem.
- Dobra, to inaczej - mruknęłam, zatrzymując Charlesa. Spojrzałam na Mali, która właśnie po raz kolejny przeskakiwała krzyżaka. - Podwyższamy? - zapytałam.
Gdy potwierdziła, zeskoczyłam na ziemię. Przełożyłam drążek wyżej dwie dziurki, następnie podeszłam do żywopłotu otaczającego plac i zabrałam z niego długi bat, który tam wcześniej widziałam.
- Co robisz? - zapytała zaintrygowana Mali, gdy zamiast wsiąść w siodło, podciągnęłam strzemiona, żeby się nie obijały Siwemu o nogi.
- Eksperymentuję - odparłam, prowadząc ogiera na ścianę. - Nie przeszkadzaj sobie, skacz dalej.
W połowie długiej ściany zaczęłam truchtać i przy pomocy bata nakłoniłam Księcia do zakłusowania. Przebiegliśmy tak razem pół długiej oraz pół krótkiej ściany, następnie poprowadziłam go na przeszkodę. Kilka metrów przed nią przyspieszyłam, popędzając Charlesa do galopu. Przeskoczyłam nad przeszkodą razem z Siwym.
- I co, było tak strasznie? - wysapałam, gdy dotarłszy do ściany, przeszliśmy do stępa. Zeszłam na drugi ślad, żeby umożliwić Mali minięcie nas. Dziewczyna naprowadziła klacz na przeszkodę i skoczyła.
Powtórzyłam swoje ćwiczenie jeszcze dwa razy, zanim zdecydowałam się spróbować jeszcze raz, tym razem już z siodła. Charlie, załapawszy już, o co chodzi, pomknął nad przeszkodą tak naturalnie, jakby urodził się do tego.
- Chyba trzeba by pomyśleć nad zmianą specjalizacji, co? - zażartowałam.
Mniej więcej w tym momencie Charles chyba za bardzo zbliżył się do Blanci, bo ta spanikowała. Odskoczyła od niego z przestraszonym rżeniem, wpadła na żywopłot, podniecając tym i tak już spore przerażenie. Siwy nie bardzo wiedział, co się koło niego wydarzyło, ale idąc za przykładem towarzyszki, odbiegł kilka foule galopem, zanim przypomniałam mu o swojej obecności i zmusiłam do zatrzymania. Niestety Mali nie miała tyle szczęścia z Blancą. Po kilku jej krokach podsumowanych porządnym bryknięciem dziewczyna wylądowała na ziemi.
Poklepałam ogiera po szyi, dając znak, że nic się nie stało, po czym zeskoczyłam na ziemię. Nakazałam mu się nie ruszać, zanim podbiegłam do koleżanki.
- Żyjesz? - zapytałam, pomagając jej się podnieść. Powiodłam wzrokiem za Blancą, która znalazłszy się w odpowiedniej odległości od przerażającego ją ogiera, zaczęła skubać trawę. - Trzeba ją złapać, bo się jeszcze zapopręży. Poczekaj tu i złap oddech, co? - zasugerowałam.
Na moje szczęście kucka nie sprawiała problemów. Podeszłam do niej, odciągnęłam od trawy i przyprowadziłam do Mali, która po upadku nie doznała na szczęście żadnych obrażeń. Skontrolowałam szybko, czy Charlie nie zmienił miejsca postoju.
- Wsiadaj - rzuciłam, przytrzymując klacz. - Trzeba ją jeszcze przekłusować po tych skokach - widząc nietęgą minę Mali, dodałam. - Mogę skończyć trening krótkim terenem albo przenieść się na halę, jeśli obawiasz się, że Blanca mogłaby się znowu wystraszyć Charlesa. Albo ty potrzymasz Charlesa, a ja ją przekłusuję, jak wolisz. Wsiadać na niego ci nie proponuję, bo mogłoby mu odbić...
Mali?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)