Wkoło mnie toczyły się dyskusje, gdzie iść, w jakim gronie i w ogóle po co. Kolejno wodziłam wzrokiem po rozmówcach, próbując zapamiętać wszystko to co mówili.
- Słuchajcie, może po prostu pojedziemy na plażę? Ciepło jest, a na plaży można zrobić prawie wszystko. - odezwała się w końcu Mali. Gdy nikt nie zgłosił sprzeciwu, każdy otworzył boks swojego ulubionego konia, osiodłał go i po chwili wszyscy znaleźliśmy się na drodze prowadzącej na chorwacką plażę. Było cicho, bardzo cicho, jedynym hałasem był stukot końskich kopyt i głośne rozmowy pozostałych trzech uczestników wyprawy. Nie ingerowałam w rozmowę, w końcu nie miałam możliwości w ogóle się porozumieć, bo trudno jest pisać ołówkiem na podskakującej kartce papieru, podczas, gdy się jedzie na koniu. Może niektórzy akrobaci czy inni ludzie mający utrzymanie równowagi w małym palcu uznaliby to tylko z wyzwanie, któremu na pewno podołają, ale mi było jeszcze daleko do takiej perfekcji. Po kilkunastu minutach jazdy ujrzeliśmy lekko żółtawy piasek na plaży i błękitozielone fale uderzające o brzeg. Zatrzymaliśmy się i wciągnęłam w płuca wspaniałą chorwacką morską bryzę. Podjechałam nieco bliżej trzyosobowej grupki. Zsiadłam z konia i przywiązałam go solidnie do jakiegoś płotka. Wyglądał na mocny, nie wydaje mi się, żeby mogło go coś wyzwać znowu tak łatwo. Usiadłam na piasku i popatrzyłam naprawie niewidoczną linię horyzontu. Kolor morza doskonale zlewał się z kolorem wiosennego nieba. Widok był przecudny. Nagle posmutniałam. Właśnie w takich chwilach bardzo żałowałam, że nie ma ze mną nikogo bliskiego. Owszem, w akademiku jest wiele wspaniałych osób, wszyscy są dla mnie mili, ja również, ale to wszystko. Wiem, że jestem tu od kilku tygodni i, że powinnam się już zaaklimatyzować, ale dla mnie to wciąż za mało. Wszyscy są tutaj tak bardzo zgrani, przyjacielscy, że ciężko jest się gdziekolwiek przebić... A może to tylko ja? Może to tylko ja sobie wmawiam, że tworzą się tutaj kółka wzajemnej adoracji? Nie wiem, potrzebuję czasu. Potrzebuję czasu by się tego dowiedzieć. Usłyszałam kroki za mną, a po chwili obok mnie usiadła Mali.
- Piękny widok, co? - zapytała luźno. Pokiwałam głową, uśmiechając się lekko - Mogę cię o coś zapytać? - dodała patrząc na mnie. Wyjęłam szaro-czerwony zeszyt
"Już to zrobiłaś, ale śmiało"
- Jak to się stało, że nie mówisz? Jeżeli mogę wiedzieć oczywiście... - powiedziała szybko dziewczyna, jakby bojąc się, że mówi coś niestosownego.
"To nie jest żadna tajemnica, ani nie jest to żaden temat tabu, by nikt nie mógł o to pytać... Po prostu tak się urodziłam. Nie wiem dlaczego. Jedni rodzą się niepełnosprawni, inni głuchoniemi, a ja nie mówię. To normalna kolej rzeczy, nikt na świecie nie może być idealny. Inaczej było by bardzo nudno. Same zalety i zalety, nie ma niczego co można by doskonalić i w końcu ludzie stracili by jakiekolwiek zajęcie, bo wszystko by umieli i wszystko by im szło doskonale"
<Mali?>
465 słów = 3 p.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)