niedziela, 5 sierpnia 2018

Od Winter C.D Navarro

Ochujchuj. Jak tu spier*olić? To chyba najgorsza sytuacja w moim CAŁYM powalonym życiu. Miły (na pierwszy rzut oka) chłopak, nawet przystojny i ja. Popieprzona dziewczyna ze smyczą kota w ręce.
Przypał lekki.
- Ugh, cześć - mruknęłam, odplątując się ze smyczy Novis, która kręciła się jak powalona, skacząc na wystające z dywanu. Niby już pięcioletnia kotka, a z zachowania jak dziecko.
- Słodka. Jak się nazywa, mogę pogłaskać? – zapytał nieco za szybko, więc musiałam przemielić informacje, bo mój „cudowny” angielski nie działa, jak powinien. Uroki bycia hiszpanką. Chociaż w sumie, dialekt hiszpański to moja zmora, od kiedy pamiętam.
- Novis, tak – odparłam krótko, spuszczając wzrok na moje przepiękne sztyblety. Chłopak (jak on miał na imię?) pochylił się i podrapał czarną pod brodą. Kotka z zadowolenia zaczęła mruczeć jeszcze głośniej niż zwykle. Zdradziecka szuja.
- Powiesz mi może, gdzie jest siodlarnia? Jeszcze tego nie ogarnąłem – brunet uśmiechnął się do mnie lekko, na co tylko drgnęłam nerwowo.
- Stajnia prywatna – burknęłam. – Muszę już iść.
Zawołałam Novis po imieniu i ruszyłam w kierunku swojego pokoju. A za mną radośnie dreptała kicia, mrucząc, jak jeb*ny traktor. Największa zmora mojej ukochanej pupilki.
***
Żeby nie było, na stołówkę chodziłam tylko i wyłącznie, wtedy kiedy w naszym pokoju lodówka świeciła pustkami.
Ale tamtego dnia to był mój największy błąd.
Zaczęło się od tego, że po prostu siedziałam, jedząc sałatkę, popijając ją wodą i czytając książkę, gdy wyrosła przede mną pani Rose. Automatycznie uniosłam głowę, patrząc się na nią z lekką konsternacją. Obok niej po chwili zauważyłam tego chłopaka, Natana? A ch*j wie, jak on miał na imię. Przełknęłam kawałek ananasa, zastanawiając się, czego ta kobieta znowu ode mnie chce. Miałam już szczerze dosyć naszej wspaniałej dyrektorki.
-Pojedziesz z Navarro do miasta, na zakupy – słowa dyrki spowodowały tylko, że zachłysnęłam się wodą. Odkaszlnęłam kilka razy, zastanawiając się, co odwaliło naszej kochanej pani Rose. Po ch*j wysyła mnie do miasta z praktycznie nieznanym mi chłopakiem?
- Ale ja mam…
- Nic nie masz, idziesz i koniec – przerwała mi kobieta, na co bezradnie tylko poruszyłam ustami. Przeniosłam wzrok na tego… Navarro. Na moment, dosłownie, spojrzałam mu w oczy, ale zaraz po tym mnie sparaliżowało, więc odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Niech już będzie. Chodz – odparłam cicho. Jak już mam gdziekolwiek iść to biorę ze sobą kota, innej opcji nie ma.
Nie obracając się na bruneta, wyszłam z jadalni, a następnie budynku szkolnego i skierowałam się do akademików. Całą drogę starałam się iść w dość dużej odległości od Navarro. Tak, uciekałam od niego.
I co dziwne nie czułam się z tym dobrze.
Wpadłam do pokoju jak burza i nawet nie obracając się, by spojrzeć na Navarro, zaczęłam szukać wzrokiem sledów i krótszej automatki Novis. W końcu znalazłam ciemnozielone szelki i czarną smycz, więc podniosłam kotkę z parapetu i zaczęłam przyodziewać jej sprzęt. Wcale mi tego nie ułatwiała, obcierając się o moje policzki i liżąc po całej twarzy. Piesokot.
- W takim razie czy moja Tabaca też może nam towarzyszyć? – zapytał chłopak, o którym zdążyłam już zapomnieć. Obejrzałam się na niego i dopiero wtedy dostrzegłam, jaki ma powalający uśmiech.
Chwila. C O.
- Jak chcesz – wzruszyłam lekko ramionami, puszczając Novkę. Zaczęłam pakować nerkę i mały plecak z rzeczami dla Novis takich jak ręcznik, miska na wodę czy saszetka mokrej karmy. Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mawiają.
Nawet nie zauważyłam, kiedy Navarro wrócił do pokoju. Dopiero głośne miauknięcie czarnej wybudziło mnie z głębokiego zamyślenia. Kotka podbiegła do drugiego zwierzątka i szturchnęła je przyjacielsko pyszczkiem. Tabaca oddała gest, na co moje kąciki poszły odrobinę w górę. Szybko jednak przypomniałam sobie o obecności bruneta i znowu przyjęłam neutralną minę.
- Chodzmy już – mruknęłam, łapiąc rączkę smyczy z ziemi i jakby nigdy nic wyszłam z akademików. Ale w drzwiach musiałam się zatrzymać, bo nie wiedziałam co dalej robić. Dopiero czując dłoń na plecach, zrobiłam nerwowy ruch do przodu.
- Mam samochód przed akademią – powiedział Navarro, lekko popychając mnie do przodu. Z szybko bijącym sercem ruszyłam przed siebie. W końcu trafiłam na niewielki parking i zaczęłam szukać czegoś, co mogłoby wyglądać na samochód Navarro. Dopiero kiedy mignęły mi światła, mogłam stwierdzić, który to. Czarne auto, którego marki nie znałam i szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodziło.
- Dasz radę trzymać obydwa koty? – odezwał się chłopak, gdy już wsiedliśmy do samochodu. Pokiwałam głową, biorąc białą pod nogi. Novis zdążyła się już zwinąć w kłębek i zasnąć, co było rozczulającym widokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, dotykając łba kotki. Obydwie kicie były niezwykle urocze i oprócz koloru oczu oraz futra były do siebie podobne.
Od razu, gdy ruszyliśmy, zaczęło lać. Pogoda mnie kocha po prostu. Chorwacja ogólnie była dziwna, dużo dziwniejsza niż Hiszpania.
Do Porec było z Akademii około dwudziestu kilometrów, co może nie było dużą odległością, ale cóż. Wolałabym jechać autobusem.
- Mogę zapytać, ile masz lat? – odezwał się nagle Navarro.
Spojrzałam na niego krótko, marszcząc delikatnie brwi.
- Osiemnaście – odparłam krótko.
Po moich słowach zapadła całkowita cisza aż do momentu, kiedy zatrzymaliśmy się w mieście. Zarzuciłam na głowę kaptur cienkiej bluzy i poprawiłam szelki czarnej. Kotka była zachwycona tym, że pada deszcz. Poczekałam chwilę na chłopaka i Tabacę, po czym ruszyliśmy do pierwszego lepszego sklepu. Snułam się po alejkach w zasadzie bez jakiegoś specjalnego celu. Wzięłam jedynie makaron ryżowy i tofu, bo na tym mi najbardziej zależało. Natomiast Navarro nakupił pełno rzeczy, czego kompletnie nie rozumiałam.
Kiedy już wyszliśmy ze sklepu, zaczęła się dość konkretna burza.
Oczywiście w ciągu drogi do samochodu musiało pójść coś nie tak.
Navarro, rozerwały się siatki z zakupami. Na szczęście ja byłam tą mądrą i zapakowałam swoje rzeczy w dwie reklamówki. Chłopak od razu rzucił się, by pozbierać to, co mu wypadło, podobnie jak ja. W czasie zbierania produktów moja dłoń spotkała się z tą Navarro. Przeszedł mnie prąd, więc natychmiast wycofałam rękę.
Co się ze mną do cholery dzieje?
- Zgłupiałaś kompletnie. Gdzie masz kurtkę? – brunet zarzucił mi na ramiona swoją kurtkę, na co spięłam się jeszcze mocniej, ale przyznam się, że było mi o wiele cieplej. – Musimy się gdzieś schować.

>Navik? B)


1008 słów = 6 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)