wtorek, 21 sierpnia 2018

Od Navarro C.D Winter

-A więc, co się szykuje? - zapytałem, ścierając z wargi sos z pomidora. Tsa, lub błyszczyk Winter.
-Niestety wizyta rodzinki. - Zimka wywróciła oczyma, w gest swojego niezadowolenia.
-Dora i Sara? Nie ma co ukrywać, podsłuchiwałem, z resztą w naszym przybliżeniu było to nadzwyczaj proste. - odparłem, mocno kłamiąc, gdyż zrozumiałem jedynie imiona, a tak czy inaczej, zaplotłem dłoń z dłonią dziewczyny.
-Mhm...- Winter się odsunęła, opierając swoje wymowne tyły o ścianę.
Talia kart Uno leżała rozwalona na blacie stołu, czekając na poskładanie w jeden stos. Można by stwierdzić, że kolorowe kartoniki poległy w walce, gdyż niespodziewanie zaatakowała je Tośka, triumfalnie zwalając kilka ogonem. Zmuszony wtargnięciem drugiego kota na stół i jego niuchaniem w talerzach, naczynia odłożyłem do zlewu, by "się namoczyły". A teraz zajmijmy się jutrzejszym spotkaniem z rodziną Zimki - podstawową informacją było, ile lat mają osobniczki, noszące imiona Dora i Sara. Już nawet pominę pierwsze skojarzenie Dory z tą afro dziewczynką w różowych ciuszkach, szukającej na siłę kłopotów.
-A więc, ile mają lat? - rzuciłem szybko, wykładając się na podłodze.
Blondynka jeszcze parę chwil wpatrywała się w czarny ekran telefonu, po czym zwróciła oczy w moją stronę, przy okazji biorąc głęboki oddech.
-Dora siedemnaście, a Sara piętnaście.- usta dziewczyny zacisnęły się w prostą kreskę.
Niedługo było mi spoczywać w spokoju na wykładzinie, gdyż z rogu pokoju dobiegł głośny pomruk, po nim huk, a następnie ból - Toro wskoczył prosto na mój brzuch, tylną łapą celując idealnie w moją twarz. Już nie wspomnę o wymierzonym co do milimetra uderzeniu w dość ważne dla mężczyzn miejsce, narażone na urazy dostatecznie mocno przy leżeniu.
-Ku*...- syknąłem, w mig podnosząc się z podłogi.
Donośny śmiech Winter nie pomagał w uporaniu się z nieznośnym bólem. Wtedy stwierdziłem, iż potrzebuję chwili sam na sam ze sobą, co szybko wykonałem, z grymasem na twarzy wychodząc na korytarz.
Zrobię mały skip time do momentu, w którym wróciłem do pokoju. Pokój wyglądał równie pięknie co wcześniej, lecz mą uwagę zwróciła jedna rzecz - mianowicie Winter przyklejona twarzą do fotela. Obecnie wykonywaną przez nią czynność nie trudno było określić, dziewczyna zasnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy dziewczyna odwróciła się na plecy, rozkładając szeroko ręce. Nie wiedziałem, iż moja podłoga była aż tak wygodna, by dało się na niej spać, naprawdę, jednak na przykładzie dziewczyny można było stwierdzić, iż jej twardość pozwala na głęboki sen. Schyliłem się, podkładając rękę pod talią dziewczyny, następnie w zgięciu kolan, po czym bez większego wysiłku uniosłem blondynkę do góry.

*-*

Sam ranek zapowiadał się całkiem całkiem - temperatura na zewnątrz wahała się między 26, a 27, co już uznawałem za tropiki, a około godziny 10 miała ona sięgać aż 35 stopni, co, ekhem, lekko mnie przeraziło, gdyż mieliśmy z Winter przejechać mniejszy tor crossowy, a jak wiadomo, konie podczas upałów to jak rozsierdzone osy, uganiające się za kwiatkiem. Tośka już od świtu łaziła po oknach, czasem zaglądając do miski, spodziewając się magicznego jej napełnienia. Co można robić o godzinie 5 rano? Przeglądać media społecznościowe w poszukiwaniu pomysłu na dzisiejszy dzień, który i tak miał być delikatnie mówiąc, po prostu spieprzony.
-Kobieto, wyłaź już, bo wywalę te drzwi jak nic. - krzyknąłem szybko, do zabarykadowanej w toalecie dziewczynie, już nie wspominając o tym, iż po wejściu do niej kilka razy sprawdzała, czy na pewno się zamknęła, heh.
Dziewczyna najpewniej mruknęła coś pod nosem, jednak zignorowałem to i dalej "scrolowałem" strony na facebooku. Myślę, iż mogę już ominąć moment wyjścia dziewczyny do swojego pokoju. Przygotowanie się do reszty dnia zajęło mi niecałe 20 minut. Tabaca po chwili została odziana w czerwone szelki i wypuściłem ją na korytarz, by następnie pójść z kotką na śniadanie. Zabieranie kota na śniadanie nie miało sensu, gdyż i tak dla kotki na stołówce nie ma nic do zjedzenia, ale przecież przez to może poznać wiele nowych zapachów. Usiadłem przy wolnym stoliku z talerzem wypełnionym świeżą sałatą, z myślą o kotce przyniosłem z innego stolika dla niej krzesło, lecz ona nie skorzystała z oparcia, a jedynie wyłożyła się na stole, obok talerza. Ze zdziwieniem stwierdziłem, iż przez przesiedziane na stołówce 10 minut nigdzie nie dostrzegłem blondynki z dwoma zwierzakami przy boku. Gdy do ust włożyłem ostatni kawałek pomidora, odłożyłem talerz i z uśmiechem na twarzy podziękowałem kucharkom za śniadanie. Kotka przystawała czasem przy drzwiach, obwąchując progi i ocierając się o nie boczkiem.
W stajni od razu dostrzegłem Winter, stojącą przy boksie Melanii. Z tego, co się orientowałem, dziewczyna nie przepadała za kobyłami.
-Hej. - powiedziałem, opierając się o niedaleki boks Neveminde'a.
-Cześć.- Winter szybko odparła, gładząc gniadą po chrapach.
-Nie było Cię na śniadaniu...- powiedziałem, spoglądając na dziewczynę.
-Byłam. - odparła pewnie, odwracając się w moją stronę z pokerową twarzą.
-Nie byłaś, chyba bym nie przegapił Ciebie, moja droga. - chrząknąłem, uśmiechając się do blondynki. - Mam nadzieję, że się nie odchudzasz? - zapytałem, wkładając w głos sztuczną troskę, typu troskliwa mamusia.
-Nie! Po prostu nie miałam ochoty jeść.- Zimka oburzyła się, zaciskając dłonie na piersiach.
-Na pewno? Nie jesteś głodna? - W tym momencie poczułem całe oburzenie Zimki na sobie w postaci bolesnego liścia.
-Kurwa mać nie jestem głodna!- Blondynka walnęła pięścią o boks, co nie ukrywam...lekko mnie zdziwiło. Nie wiedziałem, że w tak drobnym ciałku może kryć się tak dużo złości.
-No już, spokojnie. - z uśmiechem na twarzy podszedłem do dziewczyny, chwytając jej ramiona po obu stronach.
Pochyliłem się nad nią, za jej plecami przełożyłem swoje ramię, po czym delikatnie położyłem swoje wargi na jej, lekko wpijając się w nią. Czyżby sposób na wszystkie złości Zimki właśnie został odkryty? Przez chwilę tak myślałem, lecz gdy na drugim policzku poczułem siarczysty ból, uświadomiłem sobie, że muszę chyba słabo całować, ale wyczułem pewne podobieństwo między Winter a nieujeżdżonym koniem. Navarro, czy już pora na to, by zrezygnować, a może warto dostać jeszcze raz po pysku, za to, co zaraz zrobisz? Popchnąłem dziewczynę na boks, przygniatając ją do drewnianych drzwiczek, ponownie wpiłem się w jej usta, o ścianę opierając się jedynie lewą ręką, gdyż prawą odgarniałem z twarzy Winter włosy. Dłonie dziewczyny zacisnęły się na moim karku, a jej usta lekko docisnęły się do moich. Jedną ręką podniosłem blondynkę odrobinę do góry, a ta oplotła nogi wokół moich bioder, dłonią wędrując na moje włosy.
-A więc tutaj trzymamy nasze konie stajenne. Jak wam się... A CO TU SIĘ?!- z daleka usłyszeliśmy przerażony krzyk dyrektorki.
Oderwaliśmy się od siebie w mgnieniu oka. Przy wejściu zauważyliśmy cztery "kobiety", w tym jedną dyrektorką. Trzy pozostałe kobiety to musiały być krewne Winter - wnioskowałem po raczej uderzającym podobieństwie. Zażenowanie wymalowało się na mojej twarzy, a w głowie zaczęły wykwitać miliony pomysłów na wytłumaczenie tej niezręcznej sytuacji. Blondynka odgarnęła włosy z twarzy, po czym spoglądnęła na mnie.

Winter? 8))


1099 slów = 6 pkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)