Obudziłem się o 5:12. Zapatrzony przez okno w dal, nakarmiłem psa, po czym spożyłem śniadanie składające się ze zwyczajnej kromki z serem żółtym. Poszedłem do łazienki, gdzie umyłem zęby i twarz, po szybkim rozczesaniu włosów chwilę poćwiczyłem. Kilka pompek i przysiadów i mogłem zaczynać się przygotowywać do wyjazdu. Chwyciłem pustą plastikową butelkę, do której nalałem wody z kranu. Pochwyciłem w dłoń torbę z rzeczami, których nawiasem mówiąc, nie było zbyt dużo. Harrison wstał. Pożegnałem się z nim, przybijając mu „żółwika". Z racji tego, iż nie lubię dotyku pożegnanie, nie trwało zbyt długo.
Pogłaskałem Southa, po czym razem wyszliśmy z domu. Po pół godziny marszu poboczem doszliśmy do zajezdni autobusowej. Razem z psem wsiedliśmy do busa i zajęliśmy miejsca, a dokładniej to ja usiadłem na siedzeniu 15, a pies ułożył się pode mną na podłodze. Gdy każdy się zjawił, kierowca sprawdził bilety pasażerów.
Przyjechałem około godziny drugiej. Część przejazdu przespałem. Pochwyciłem torbę i żwawym krokiem podążyłem w stronę wyjścia, a za mną pies. Przy pętli stał srebrny samochód, a w nim pani Rose. Podszedłem tam niepewnym krokiem. Kobieta wysiadła z auta i wyciągnęła ku mnie dłoń. Zawahałem się, ale musiałem podać jej rękę.
- Witaj Peter.
- Dzień dobry- Odpowiedziałem nieśmiało. Wsadziłem torbę do bagażnika samochodu, po czym zająłem miejsce w pojeździe. South usadowił się przy moich nogach.
- Jak Ci minęła podróż?- Zapytała mnie pani Rose.
- Niewiele widziałem z powodu słabo oświetlonych autostrad i tego, że usnąłem w połowie drogi.- Odparłem, na co kobieta się uśmiechnęła.
- A Twój brat? Kiedy przyjedzie?
- Autokary z Ukrainy do Chorwacji nie kursują zbyt często, a w moim zabrakło dla niego miejsca. Nalegałem, żeby pojechał pierwszy, ale on się uparł przy swoim.
- Rozumiem… Dostaniecie pokój 16. Jest to sypialnia dla 3 osób, ale sądzę, iż nie powinno wam to przeszkadzać. W kwestii zapłaty dostaniecie 10% zniżki. – Po jej ostatnich słowach poczułem się nieco dotknięty.
- Z całym szacunkiem, ale z uwagi na naszą chorobę nie musi pani dawać nam rabatów.- powiedziałem lekko poirytowany.
- Spokojnie. Nie z tego powodu to robię. Jak wszyscy się obudzą, poproszę Naomi, żeby pokazała Ci naszą Akademię.- Zaproponowała kobieta. Imię Naomi od razu skojarzyło mi się z dziewczyną, która jest pewna siebie, ma wielu przyjaciół i ciekawy charakter. Po chwili przejechaliśmy przez piękną bramę z napisem: Akademia Magic Horse. Zrobiło to na mnie duże wrażenie.
W biurze właścicielki otrzymałem klucz do pokoju. Na metalowej plakietce był wygrawerowany napis „16”.
- Na drugim piętrze. – Powiedziała kobieta, wskazując schody. Dziarsko ruszyłem z Southem przed siebie. W końcu stanąłem przed drzwiami pokoju ze srebrnym numerkiem szesnaście. Przekręciłem klucz w drzwiach i chwyciłem za połyskującą klamkę. Po prawej znajdywał się włącznik światłą, który kliknąłem. Mocne ciepłe światło lekko mnie poraziło. Gdy moje oczy przystosowały się do blasku, spostrzegłem cudowny pokój. Białe ściany z jednym granatowym wyjątkiem. Podłoga z drewnianymi panelami o zimno brązowym kolorze. Na środku miękki śnieży dywan z błękitnymi okręgami, a na nim szklany stolik z krzesłami po bokach. Łóżka miały dwukolorową poszewkę. Z jednej strony białą, a z drugiej granatową. Przy szmaragdowej ścianie stało biurko, a przy nim krzesło. W koncie stały 3 pufy: błękitna, śnieżna i w kolorze nocnego nieba. Przez następne godziny rozkoszowałem się wyglądem nowego pokoju, aż w końcu nadszedł ranek. Nasypałem Southowi śniadania do miski i zszedłem na stołówkę.
Po śniadaniu podeszłą do mnie dziewczyna z ciemnobrązowymi włosami.
- Naomi.- Powiedziała.
- Peter. Masz ciekawe imię. Nigdy wcześniej się z takim nie spotkałem. Przysłała Cię pani Rose, prawda?
- Tak, mam pokazać Ci naszą Akademię. Może zaczniemy od stajni, ha?
- Chętnie. Mógłbym zabrać ze sobą psa?
- Jeśli nie spłoszy koni, to tak.- Odpowiedziała pośpiesznie.
Patrzyłem jak South, chodzi w te i z powrotem wąchając wszystko dookoła. Doszliśmy do pięknej budowli, w której znajdowały się nieparzystokopytne. Przez następną godzinę chodziliśmy po terenie Akademii.
- Macie może w pobliżu las? – Zapytałem, patrząc na psiaka.
- Chyba nie lubisz patrzeć ludziom w oczy, co? Tak jest tu lasek, jak chcesz, to możemy się tam wybrać, w sumie to mam wolny dzień.- Uśmiechnęła się. Na jej pytanie odpowiedziałem, kiwając potwierdzająco głową. Ruszyliśmy do upragnionego przeze mnie miejsca. Gdy doszliśmy, zdziwiona Naomi powiedziała:
- Tej ścieżki tu nie było. Chodźmy nią. Jestem ciekawa, dokąd prowadzi.
Bez żadnej reakcji poszedłem za nią. South przyniósł mi patyk, co było zachętą do zabawy. Rzuciłem drewienkiem daleko przed siebie. Pies miał dzisiaj bardzo dużo energii, więc wiele razy powtarzaliśmy te czynności. Dziewczyna przez cały czas szła uśmiechnięta, aż miło było patrzeć. Nagle usłyszeliśmy dziwny psychopatyczny śmiech. Coś biegło w naszą stronę, więc wystraszeni zerwaliśmy się do ucieczki. Biegliśmy bez opamiętania. Nie mam pojęcia, ile przebiegliśmy. Gdy odczuliśmy brak goniącego, zwolniliśmy, jednak ja potknąłem się o kamień i rozciąłem sobie skórę na goleniu. Naomi zaczęła się śmiać.
- Zawsze jesteś taki niezdarny?
Zrobiło mi się trochę smutno, jednak nie dałem tego po sobie poznać. W milczeniu szliśmy dalej, aż dotarliśmy do rzeki. South był spragniony, więc od razu do niej wbiegł. Nagle usłyszeliśmy niepokojący szum. Spojrzeliśmy w lewo i zobaczyliśmy ogromną falę niosącą wiele zerwanych drzew. Natychmiast pobiegłem do psa, jednak ból był większy, niż się spodziewałem, ale to minie, nie powstrzymało. Zacząłem podskakiwać na jednej nodze. Wskoczyłem do wody i chwyciłem Southa. Pies zaczął strasznie puchnąć. Nie miałem pojęcia, co się dzieje, a zanim się obejrzałem, czworonóg zamienił się w PONTON. Naomi rozpędziła się i długim skokiem przeleciała nad wodą, lądując obok mnie. Dziewczyna dobrze wyczuła moment, bo gdy tylko wylądowała, fala porwała nas daleko od ścieżki.
- Co tu się odwala?!- krzyknęła nastolatka.
- Co się stało z moim psem?! – Jęknąłem żałośnie.- Zamienił się w jakiś… ponton!
- Zajebiście, co nie?
- Patrząc na to z tej strony, to rzeczywiście jest zabawnie.- Uśmiechnąłem się.
- Ale masz uroczy uśmiech- Powiedziała zauroczona. Poczułem się bardzo niezręcznie w tej sytuacji. Wielka fala zaczęła powoli zwalniać i maleć, aż w końcu całkiem zniknęła. South wrócił do swojej naturalnej, zwierzęcej postaci. Nie wiedzieliśmy, gdzie się znajdujemy, więc postanowiliśmy się rozejrzeć. W pewnym momencie ziemia, po której stąpałem, stała się dziwnie miękka. Spojrzałem więc na dół i zobaczyłem masę zużytych torebek od herbaty.
- Naomi?
- Co?- Zapytała. Ruchem głowy wskazałem na odpadki. – Co mi po tym. Patrz tam!- Dziewczyna wskazała przed siebie. Ujrzałem wtedy piękną krainę, mój nos ogarnął niesamowity zapach zielonej herbaty. Wymieniłem się spojrzeniami z dziewczyną, po czym pobiegliśmy w stronę świetnie zapowiadającej się krainy. Po chwili byliśmy na miejscu. Miasteczko składało się z wielu malutkich kramów i dziwnych domków kształtem przypominających grzyby.- To jak herbaciana wioska smerfów!- Zaśmiała się dziewczyna. Wioskę zamieszkiwały dziwne stworki przypominające gnomy. Z racji tego, iż stworzenia były naprawdę małe, patrząc na alejki widać, było ich szpiczaste kolorowe czapeczki.
Przez długi czas chodziliśmy od stoiska do stoiska, popijając wszystkie rodzaje herbat. W pewnym momencie miasto całkiem opustoszało. Niebo pociemniało, a z lasu słychać było krzyk tamtejszych ptaków. Jeden stworek o imieniu Brandon pośpiesznie do nas przydreptał, chwycił nas za rękę i prowadził do jego domku. Gnom zatrzasnął drzwi.
- Co się stało?- Zapytała podenerwowana Naomi.
- On wrócił.
- Kto? – Zapytałem nieśmiało.
- Gilbert.
- CO?! SERIO?!- Krzyknęła rozbawiona.
- Ciii…- Szepnął skrzat.- Bo jeszcze usłyszy!
- Co on tu robi?- Cicho powiedziała Naomi.
- Raz na 300 lat zjawiają się goście. Gilbert dzikim śmiechem kieruje do rzeki wybrańców, którzy lądują tutaj. Później na nich poluje, co zawsze mu się udaje.
- Jak można go pokonać?- Zapytała podekscytowana dziewczyna. Po tym można było się domyślić, iż dziewczyna chcę przeżyć przygodę.
- Tego nie wie nikt. Bestia mieszka gdzieś na szczycie Ciemnej góry.
- Gdzie to jest?- Po pytaniu Naomi krasnolud zamilkł. Ja cicho syknąłem, ponieważ przez nieuwagę ponownie dotknąłem rany na nodze.
- Widzę, że się zraniłeś.- Stwierdził, po czym przyłożył do mojego golenia jasnozielony liść.
Gdy stworki stwierdziły, że można już wyjść, Naomi wybiegła jako pierwsza. Dziewczyna bardzo chciała pokonać stwora.
- Chwila, gdzie jest South? South?! South!- Przyznaję, lekko spanikowałem i nerwowo zacząłem biegać po wiosce, żeby znaleźć przyjaciela. Krzyczałem, żeby pies mnie usłyszał. Usłyszałem pisk wydany przez Naomi. Dziewczyna zobaczyła wielką starą bestię z wielkim cielskiem, czerwonymi oczami i długimi rzadkimi czarnymi włosami, której ręka znajduje się w kłach mojego przyjaciela. Pies głośno warczał. Przybiegłem do nastolatki i zobaczyłem całą tę sytuację. Wszystko wokół zaczęło się rozmywać, a potwór zniknął. Po chwili wszystko oprócz nas zniknęło, a my znaleźliśmy się przy ośrodku, gdzie zapytałem się o las.
- Naomka? :3
Super, punkty ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)