sobota, 1 października 2016

Od Noah'a do Kiary

Może być lepsza pobudka niż głos starszej kobiety, która wyzywa Cię od spróchniałych kartofli i karze Ci ruszyć tyłek na śniadanie? Oczywiście, że nie. Denna, gdyż tak kobiecie na imię, chyba nie za bardzo mnie polubiła, z uwagi na "iście satanistyczny wygląd, wywołujący w niej zgorszenie", jak dane mi było się dowiedzieć od właścicieli. Szkoda, że trzeba zacisnąć zęby, bo czasem naprawdę ciężko się pohamować przed chociażby drobną uwagą.
Jednak ja, Noaszek, bardzo grzeczne dziecko, posłusznie ruszyłem w stronę jadalni, gdzie nie bywałem zbyt częstym gościem, przez co za każdym razem od nowa analizowałem jej wygląd, zamiast skupić się nad zapełnieniem zazwyczaj pustego żołądka. Za pewne gdybym miał kogoś tu zaprowadzić, sam bym nie wiedział, jak tu do końca trafić. Apropos oprowadzania - Denna, jak już wspomniałem cudowna kobieta, powierzyła mi kolejne zadanie, jakim było "zapoznanie młodej niewiasty z tutejszymi końmi". Za pewne w normalnych okolicznościach już dawno wymyślałbym jakby się wywinąć, gdyby nie to, że nie było z kim. Vivka gdzieś wybyła, a więc cały dzień z góry skazany był na katorgę. Więc to, czy będę paplał o jakimś koniu czy będę siedział w pokoju, nie miało już dla mnie większego znaczenia.
Dziewczyna, której imienia już nie pamiętałem, według mych skromnych obliczeń miała zacząć poszukiwania mojej osoby dopiero za jakieś trzy godziny, co dało razem całkiem sporo czasu na zrobienie cokolwiek innego, niekoniecznie pożytecznego, ale jednak. Zadowoliłem więc swoją oponkę brzuszną śniadaniem w formie owocu, którego nazwy nie było mi dane poznać i wyszedłem z budynku, coby mi nikt nie przeszkadzał.

Kolejne godziny również zostały odgórnie zaplanowane, jak zwykle nie przeze mnie. Po wyszorowaniu wszystkich stajni i konserwacji kilku siodeł, w tym Alaski, na której miałem zamiar dziś jeździć, przyszedł czas na przysłowiowe wywalenie nóg na stół w mym lokum. Jednak, kiedy tylko nawiedziłem swoje dormitorium, momentalnie powróciłem na ziemię, jednocześnie żałując że zabrałem ze sobą z domu ten cholerny zegar. Wskazywał godzinę w której "młoda niewiasta" miała zacząć mnie szukać, więc jedyne co mi pozostało to zebrać cztery litery, jakoś sensownie się ubrać na jazdę i popylać do stajni, co niekoniecznie było w tamtym momencie moim największym marzeniem, podczas gdy łóżko stało tak na środku pokoju, i wołało o wejście pod pościel... Pozbierałem ostatecznie resztki godności i wierności w stosunku do Denny i po chwili wparowałem na plac, znajdujący się przed największą stajnią, nikogo jednak tam nie zastając. Jedyną nadzieją były inne stajnie i ich nawiedzenie było jedynym sensownym pomysłem.
Ostatecznie moją uwagę wzbudziła niepozorna stajnia, w której stoją konie pod opiekę. Minąłem Melissę, zostawiając ją jednak bez marchewki, co weszło mi w zwyczaj, odkąd już się nią nieopiekowałem. A może było mi głupio, że zrobię coś nie tak i jej nowy opiekun nie będzie zbyt zadowolony? Tak czy inaczej, poszedłem do boksu Belli Mafii, gdzie znajdowała się nie wysoka w stosunku do mnie (jak większość osób, z resztą) dziewczyna, gładząca po szyii klacz otwartą ręką.
- Mmm...Kiara, tak? - podrapałem się po głowie, usilnie próbując przypomnieć sobie jej imię, o którym mi już wcześniej wspominano. Ku mojej uldze dziewczyna pokiwała twierdząco głową, po chwili obracając się w moją stronę.
- Noah - uścisnąłem ciut zbyt mocno jej dłoń, słabo się uśmiechając.- Miałem Cię odprowadzić po stajniach, jeśli dobrze mi wiadomo.
- Właściwie to już we wszystkich byłam, mniej więcej znam konie z widzenia, ale imion Ci już nie powiem. No może oprócz niej, bo Bellą się opiekuję.
- Naprawdę? - sfrustrowany opuściłem w dół ręce, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Jak zwykle dostaję cholernie szczegółowe i aktualne informacje! No cóż, a już byłem przygotowany na paplaninę o Nandzie... - westchnąłem, podpierając się o boks fryzyjskiej klaczy. - A z jaką grupą masz dziś jazdę? Bo chyba potem będziesz miała zmienioną, czy coś.
- Na stałe mam... - postukała się delikatnie palcem po głowie, jakby usiłując sobie lepiej przypomnieć. - Z grupą pierwszą, ale teraz chyba wezmę Bellę na halę, żeby ją przed zajęciami trochę rozkłusować. - chwyciła w dłoń śnieżnobiałą kopystkę, po czym zniknęła w głębi boksu.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jak przyjdę z Alaską coś tam niedużego poskakać?
Dziewczyna na te słowa stanęła na równe nogi, przerzucając wzrok na mnie. Delikatnie pokręciła głową, na odchodne "rozkazując", abym zjawił się na miejscu za dwadzieścia minut, co się tak skończyło.

Siedziałem już na Alasce, kiedy do środka wjechała na Belli Kiara. Podjechała na środek, gdzie zajęła się podpięciem popręgu.

<Kiara? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)