Poszłam się położyć, bo było już dość późno. Dość dziwnie
się czułam gdy obok mnie położył się chłopak do swojego śpiwora. Serce mi
szybko biło i nie mogłam znaleźć przyczyny. Nie mogłam spać. Nie wierciłam się
w swoim śpiworze, bo nie chciałam budzić chłopaka. W końcu nie wytrzymałam i po
cichu wstałam. Wyszłam na dwór, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Od razu
poczułam się lepiej. Podeszłam do swojego konia, żeby sprawdzić jak się czuje.
Koń wyglądał dobrze jednak wyczuł mój dziwny nastrój, bo zaczął mnie wąchać po
twarzy. Pogłaskałam go delikatnie. Byłam zmęczona lecz nie mogłam spać. Może to
dlatego że pierwszy raz śpię na dworze w obozie? Sama nie wiedziałam. W końcu
postanowiłam się położyć ponownie. Ostrożnie weszłam do swojego śpiwora i się
położyłam. Wyglądało na to, że nie obudziłam chłopaka co mi ulżyło. W końcu
zmęczenie wzięło nade mną górę i w końcu zasnęłam.
Śniły mi się dziwne rzeczy. Z początku szłam po jakiejś
pustyni sama nie wiedząc gdzie jestem, a później zobaczyłam dzikiego konia.
Początkowo wierzgał na mój widok, lecz później zaczął biec
do mnie.
W końcu jednak jak zawsze, zaczęły mi się śnić koszmary. Co
noc śnił mi się ten sam koszmar na sam koniec snu... Byłam z początku w ciemnym
lesie i się rozglądałam.
Szłam niepewnie przez las i nerwowo się rozglądałam. Czułam
że ktoś mnie śledzi i że chce mi zrobić krzywdę... W końcu zaczynało się tak,
że z niewiadomych przyczyn biegłam a właściwie uciekałam w popłochu.
I te same słowa: "Nie uciekniesz, znajdziemy Cię! Nie
uciekniesz" W końcu, jak to zawsze budziłam się gwałtownie, cała zlana
zimnym potem. Tak było i tym razem. Obudziłam się nagle podnosząc się
przerażona i ciężko dysząc. Chyba obudziłam przez przypadek Jonathana, który
spojrzał na mnie zdziwiony i zmartwiony jednocześnie.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Tak... - skłamałam - I szybko wyszłam z namiotu,
zostawiając chłopaka samego. Ten sam koszmar męczył mnie od ponad miesiąca! Nie
wysypiałam się przez to i nie lubiłam chodzić spać. Nie wiedziałam czemu ten
koszmar mnie dręczy! Czy ma to coś wspólnego z rodzicami? A raczej z ich
wypadkiem? A może to po prostu był zwykły sen, który z jakiś przyczyn nie dawał
mi spokoju... Trzęsłam się z lekka, więc podeszłam do Alkatrasa i się do niego
przytuliłam. Ten jakby czując, ze potrzebuję bezpieczeństwa, nachylił łeb i
przytulił mnie swoją umięśnioną głową. Wtedy usłyszałam, że chłopak wychodzi z
namiotu, więc odsunęłam się od konia i zaczęła go głaskać, by chłopak nie zauważył,
że coś jest nie tak.
< Jonathan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)